Dzisiejsza noc obfitowała w emocjonujące starcia. Jako pierwsi grali najgorsi w konferencjach – Wizards i 76ers, jednak nawet tam mecz rozstrzygnął się w ostatnich minutach. W spotkaniu przeciwko Raptors miał miejsce najlepszy tegoroczny występ duetu Embiid – Maxey, a wspomnianą dwójkę wsparł nieoczekiwany zdobywca triple-double. Największym zaskoczeniem nocy było zwycięstwo Hawks nad Lakers i Luką Donciciem, tym bardziej, że w szeregach „Jastrzębi” nie wystąpiła żadna z gwiazd drużyny. W starciu na szczycie Wschodu Cavaliers zmierzyli się z Bulls, gdzie o losach meczu rozstrzygnęła spektakularna końcówka z Donovanem Mitchellem w roli głównej. W ciekawym i ofensywnym meczu Heat z Blazers można było podziwiać rywalizację europejskich skrzydłowych – Deniego Avdiji i Nikoli Jovicia. Spurs z Wembanyamą i Sochanem w składzie podjęli Pelicans i mimo popisu talentu Trey’a Murphy’ego ograli niżej notowanych rywali. Bez niespodzianek obyło się również w meczu Nuggets, gdzie po raz kolejny Jokić zanotował spektakularną potrójną zdobycz. W ostatnim pojedynku nocy kontuzji doznał Jalen Green, który raptem dwa dni temu rozegrał pierwszy mecz w sezonie.
Washington Wizards – Dallas Mavericks 111:105
- Bez wątpienia to spotkanie było klasycznym przykładem meczu dla koneserów, ponieważ mierzyły się ze sobą drużyny z najgorszym bilansem w obu konferencjach. Do pewnego stopnia fanów zachęcić mógł Cooper Flagg i inne młode talenty, jednak w ostatecznym rozrachunku nie one skradły show dzisiejszej nocy.
- Spotkanie lepiej rozpoczęli Washington Wizards, co w dużej mierze było zasługą C.J. McColluma, który zdobył 11 z pierwszych 16 punktów gospodarzy (16:9). Dallas Mavericks odpowiedzieli jednak imponującą serią 19 punktów z rzędu, wygrywając tym samym pierwszą kwartę. W drugiej odsłonie przyjezdni nie zdjęli przysłowiowej nogi z gazu osiągnęli najwyższe w meczu 14-punktowe prowadzenie, które jednak konsekwentnie się kurczyło, a w momencie zejścia do szatni wynosiło zaledwie cztery “oczka” (57:53).
- Po przerwie Mavericks mieli przez chwilę lepszy moment i delikatnie odskoczyli rywalom, lecz “Czarodzieje” grali na tyle skutecznie, że w połowie trzeciej kwarty objęli prowadzenie. Za ten fragment należy się uznanie Camowi Whitmorowi i Alexowi Sarrowi, którzy przejęli odpowiedzialność za grę ekipy z Waszyngtonu. Wraz z upływem czasu Wizards tracili impet, a przyjezdni z Dallas nadrabiali straty, co spowodowało, że na niespełna siedem minut do końca meczu to Mavericks mieli skromną przewagę. Mimo starań gospodarze nie byli już w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść, zespół Jasona Kidda lepiej zaprezentował się w końcówce, a odpowiedzialność za drużynę wziął na siebie Naji Marshal i P.J. Washington.
- Najlepszym zawodnikiem meczu okazał się Naji Marshal, który z ławki uzbierał 30 punktów i osiem zbiórek, na skuteczności 9/13 celnych rzutów z gry. Mimo nie najmocniejszego przeciwnika Cooper Flaqq nie pokazał zbyt wiele, debiutant zakończył spotkanie z dorobkiem 12 “oczek”, siedmiu zbiórek i sześciu asyst, ale trafił jedynie 6/15 oddanych rzutów. Po stronie Wizards 25 punktów, w tym 23 w pierwszej połowie, uzbierał C.J. McCollum, Alex Sarr dołożył 17 “oczek, sześć zbiórek i pięć asyst, natomiast Cam Whitmor zapisał przy swoim nazwisku 19 punktów.
Philadelphia 76ers – Toronto Raptors 130:120
- Nie szczególnie istotną, ale rzucającą się w oczy kwestią, w związku z dzisiejszym meczem, były czarne stroje Philadelphia 76ers, które w pięknym stylu nawiązywały do czasów Allena Iversona w barwach “Szóstek”. Nie sądzę, by był to powód dobrej gry podopiecznych Nicka Nurse’a, ale z perspektywy fana warto o tym wspomnieć.
- Mecz nieznacznie lepiej rozpoczęli Toronto Raptors, jednak już w pierwszej kwarcie Sixers odrobili stratę i nie pozwolili gospodarzom odskoczyć z wynikiem. Otwierająca część była popisem ofensywnym obu drużyn, co potwierdza wysoki wynik (43:33). Po stronie ekipy z Kanady większość zawodników partycypowała w rzucaniu, z kolei w zespole z Miasta Braterskiej Miłości to Trendon Watford, Tyrese Maxey i Kelly Oubre Jr. rzucili niemal wszystkie punkty.
- Drugą kwartę bezsprzecznie zdominowali 76ers, wygrywając ten fragment 35:20. “Szóstki” odrobiły dzięki temu straty i wyszły na prowadzenie, które do przerwy wynosiło pięć “oczek” (68:63). Tym razem inni zawodnicy wykańczali akcje gospodarzy: po 11 punktów zdobył w tej odsłonie Joel Embiid i Quentin Grimes. Trzecia kwarta nie zmieniła prowadzenie, mimo wysiłków Scottiego Barnesa i Brandona Ingrama Raptors byli w stanie tylko zbliżyć się punktowo do rywali. Po jednej z udanych akcji gospodarzy Ingram dał wyraz swojej frustracji, co rykoszetem, dosłownie i w przenośni, odbiło się na zespole.
- Końcówka trzeciej odsłony i początek czwartej to moment, kiedy zespół z Toronto był bliski złapania kontaktu z Sixers. Zawodnikom Darko Rajakovicia zabrakło jednak szczęścia i ekipa z Filadelfii ponownie powiększyła prowadzenie. W końcówce, po dość przeciętnym meczu lepszy moment miał V.J. Egdecombe i wraz z kolegami doprowadził korzystny wynik do końca.
- W drużynie z Miasta Braterskiej Miłości świetnie spisał się duet Tyrese Maxey – Joel Embiid: środkowy uzbierał 29 “oczek”, na skuteczności 10/16 z gry, a rozgrywający zakończył mecz z 31 punktami i siedmioma asystami. Piłka meczowa powędrowała jednak w ręce Trendona Watforda, który zanotował pierwsze w karierze triple-double (20 punktów, 17 zbiórek, 10 asyst). Kelly Oubre Jr. dorzucił 19 “oczek”.
- Po stronie Raptors najwięcej trzech zawodników rzuciło ponad 20 punktów: Immanuel Quickley (22 “oczka” oraz po sześć zbiórek i asyst), R.J. Barrett (22 punkty i sześć rozdanych podań kończących), Brandon Ingram (21 “oczek” i osiem zbiórek).
Atlanta Hawks – Los Angeles Lakers 122:102
- Atlanta Hawks, która musi sobie radzić bez swojego lidera Trae Younga podejmowała osłabionych brakiem Austina Reavesa Los Angeles Lakers. Spotkanie od początku toczyło się pod dyktando gospodarzy, którzy imponowali ofensywą zdobywając w pierwszej kwarcie 37 punktów. W drugiej ćwiartce Hawks zbudowali dwucyfrowe prowadzenie i schodzili na przerwę prowadząc 14 punktami (68-54).
- Kluczowa dla losów meczu była trzecia kwarta, w której podopieczni Quina Snydera zdominowali rywali po obu stronach parkietu, wygrywając tę część meczu 30-18. Tym samym przyjezdni z Los Angeles przegrywali po trzech kwartach ponad 20 punktami (78-92), więc szanse na odrobienie strat stały się iluzoryczne. Hawks spokojnie kontrolowali wynik i odnieśli wysoką wygraną.
- To był bardzo słaby mecz w wykonaniu drużyny z „Miasta Aniołów”. Lakers wygrali co prawda walkę na tablicach, notując 10 zbiórek więcej (47-37), ale Hawks dominowali w wielu innych aspektach gry. Gospodarze zdobyli znacznie więcej punktów z pomalowanego (62 do 46), mieli aż 22 punkty po kontrach (Lakers tylko 8) i trafili 16 trójek na dobrej skuteczności 41 proc.
- Luka Doncić tym razem nie błyszczał aż tak jak to ostatnio ma w zwyczaju. Słoweniec zdobył 22 punkty na 41 proc. skuteczności oraz zanotował 11 asyst i 5 zbiórek. Jarred Vanderbilt dodał natomiast 12 punktów i 18 zbiórek. Nieoczywistym bohaterem Hawks okazał się Mouhamed Gueye, który zdobył najlepsze w karierze 21 punktów, dodając jeszcze 7 zbiórek i 7 asyst. Zaccharie Risacher dołożył 19 punktów.
autor: Janusz Nowakowski
Cleveland Cavaliers – Chicago Bulls 128:122
- Spotkanie na szczycie Konferencji Wschodniej z pewnością było jednym z ciekawszych starć dzisiejszej nocy. Cleveland Cavaliers rozpoczęli je serią ośmiu punktów z rzędu, lecz Chicago Bulls napędzani przez Josha Giddeya już w kilka minut wyrównali stan meczu (15:15). Wtedy sprawy w swoje ręce wziął młody talent gospodarzy – Evan Mobley i dzięki jego współpracy między innymi z Jarrettem Allenem Cavs wygrali otwierającą kwartę (32:29).
- Na drużynę BIlly’ego Donovana podziałało to jak płachta na byka, ponieważ ekipa z Wietrznego Miasta kompletnie zdominowała gospodarzy w drugiej odsłonie, osiągając najwyższe w meczu 19-punktowe prowadzenie. Dobre zawody przeciwko swojej byłej drużynie rozgrywał Isaac Okoro, który po pierwszej połowie miał już na swoim koncie 11 “oczek”.
- Podczas przerwy w szatni zaszła przemiana w zawodnikach Kenny’ego Atkinsona, ponieważ od samego początku trzeciej kwarty rozpoczęli pogoń za wynikiem, której przewodził Donovan Mitchell i De’Andre Hunter. Drugi z wymienionych popisał się spektakularnym wsadem, poprzedzonym ankle breakerem z udziałem Josha Giddeya.
- Cavaliers wyrównali stan meczu na trzy minuty przed końcem tej części gry i spotkanie przybrało obraz wzajemnej wymiany ciosów. Po stronie gospodarzy najskuteczniejszy był wtedy Jalen Tyson, a w ekipie Bulls Kevin Huerter i Tre Jones. Po punktach tego drugiego zespół z Chicago prowadził już 122:116, przy 1:47 do końca meczu, a więc Cavs mieli niewielkie szanse na zwycięstwo. Koszykówka nie jest jednak sportem szans, co udowodnił Mitchell zdobywając osiem punktów z rzędu w nieco ponad minutę. Wynik przypieczętowały rzuty wolne Huntera i Tysona, zatem Cavaliers zamknęli mecz niesamowitą serią 12 “oczek” z rzędu.
- Po stronie gospodarzy wyróżniał się przede wszystkim Donovan Mitchell, autor 29 punktów, sześciu zbiórek i sześciu asyst oraz 5/12 zza łuku). Tyle samo “oczek” dorzucił De’Andre Hunter, a Evan Mobley zakończył mecz z 24 punktami, ośmioma zbiórkami i pięcioma asystami na koncie. Jalen Tyson zakończył zawody z 17. “oczkami”. W ekipie Bulls aż siedmiu zawodników zanotowało dwucyfrową zdobycz punktową: najwięcej rzucił Isaac Okoro (19 punktów), który najwyraźniej wziął do siebie niedawny transfer i chciał zemścić się na byłej drużynie. Double-double *18 punktów i 11 zbiórek) na skuteczności 6/6 popisał się Jalen Smith. Lider “Byków” – Josh Giddey zanotował wprawdzie 15 “oczek”, dziewięć zbiórek i sześć asyst, trafił jednak mizerne 5/18 rzutów z gry.
Miami Heat – Portland Trail Blazers 136:131
Relacja już wkrótce!
San Antonio Spurs – Newo Orleans Pelicans 126:119
Relacja już wkrótce!
Denver Nuggets – Indiana Pacers 117:100
- W związku z plagą kontuzji, panującą w Indiana Pacers, faworyt tego starcia był oczywisty. Denver Nuggets nie zawiedli i od początku do końca meczu kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Zawodnicy Ricka Carlisle’a próbowali nawiązać walkę, co przez pierwsze kilka minut wydawało się realne. Nadzieje Pacers pozamiatał Nikola Jokić, który już w pierwszej kwarcie miał na koncie 10 punktów, dziewięć zbiórek i pięć asyst: to zwiastowało linijkę statystyczną, jaką uzyskał w ostatecznym rozrachunku, czyli 32 zdobyte punkty, 14 zebranych piłek z tablic i tyle samo rozdanych asyst.
- Co prawda zespół z Indiany próbował nawiązać walkę i w trzeciej kwarcie zeszłoroczni finaliści zmniejszyli stratę do trzech punktów, za sprawą rzutu trzypunktowego Andrew Nembharda. To było jednak najwięcej, ile Pacers mogli w tym meczu zdziałać. Wspomniany Nembhard zapisał przy swoim nazwisku 22 punkty i sześc asyst, jednak skuteczność 6/20 pozostawia wiele do życzenia. Podobnie można podsumować występ Pascala Siakama, który mimo 14 zdobytych “oczek” trafił zaledwie 5/16 rzutów. Aaron Nesmith uzbierał 25 punktów i był najjaśniejszym punktem w drużynie z Indiany.
- Po stronie Nuggets poza kolejnym niesamowitym występem Jokicia nie było specjalnych sensacji. Peyton Watson uzyskał 16 punktów, o jedno “oczko” więcej rzucił Tim Hardaway Jr., który trafił też 5/9 rzutów zza łuku. Warto zaznaczyć, że na parkiet nie wybiegł dziś ani Jamal Murray, ani Aaron Gordon.
Los Angeles Clippers – Phoenix Suns 103:114
Relacja już wkrótce!
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!










