Część zawodników minioną noc z pewnością zapamięta na długo. Orlando Magic ponownie sprawili niespodziankę i drugi raz z rzędu ograli Boston Celtics. W Detroit duet Kevin Durant – Kyrie Irving zdobył łącznie 81 punktów i poprowadził powrót Brooklyn Nets, który ostatecznie zakończył się zwycięstwem. Minnesota Timberwolves zdobyli aż 150 punktów, co jest rekordem ich organizacji. Niesamowity występ zaliczył również Nikola Jokić, który za sprawą kolejnego triple-double poprowadził swój zespół do zwycięstwa. Na koniec nocy Los Angeles Lakers pokonali Washington Wizards po trafieniu w ostatnich sekundach.
Boston Celtics – Orlando Magic 92:95
- Sympatycy Boston Celtics mają coraz więcej powodów do niepokoju. Minionej nocy ich ulubieńcy przegrali czwarty mecz z pięciu ostatnich występów, w tym drugi z rzędu z dużo niżej notowanymi Orlando Magic. Co tym razem poszło nie tak?
- Już sam początek spotkania wskazywał, że to nie będzie dla C’s łatwa noc. Grający bez Jaysona Tatuma gospodarze mieli sporo problemów ze skutecznością, przede wszystkim za trzy (2/11). Dużo lepiej pod tym względem radzili sobie przyjezdni z Paolo Banchero na czele (11 punktów w 1Q), choć na koniec pierwszej odsłony dało im to jedynie trzypunktową zaliczkę (23:26).
- Druga „ćwiartka” w wykonaniu Celtics była jeszcze gorsza. Cztery trafione rzuty w 22 próbach poskutkowały jedynie 18 punktami, jednak Magic również nie stanęli na wysokości zadania, bo ich przewaga mogła i powinna być wówczas zdecydowanie większa (41:50). Podopieczni Joe Mazzulli wykorzystali brak konsekwencji rywala i w trzeciej odsłonie zniwelowali wszelkie straty. Błysnęli wówczas Jaylen Brown i Grant Williams, którzy łącznie zdobyli niemal tyle samo „oczek” (16), co Orlando (18) i wyprowadzili tym samym swój zespół na prowadzenie (71:68).
- Ostatnie słowo należało jednak do Magic. Wyższy bieg wrzucił wówczas Admiral Schofield, który w niespełna 8 minut zdobył 11 punktów i to goście wchodzili w końcówkę z korzystnym wynikiem. Trójka Malcolma Brogdona zmniejszył stratę Celtics do zaledwie jednego „oczka” (92:93), co przy dwóch kolejnych pudłach Franza Wagnera i Paolo Banchero nie zwiastowało niczego dobrego. Gracze Orlando popisali się co prawda dwiema ofensywnymi zbiórkami, ale następnie piłkę stracił Markelle Fultz. Rozgrywający odkupił swoje winy przechwytem przy wznowieniu Bostonu, co w konsekwencji doprowadziło do dwóch rzutów osobistych Moritza Wagnera i ustanowienia wyniku. Za trzy na remis rzucał jeszcze Grant Williams, jednak niecelnie.
- To był wieczór Paolo Banchero. „Jedynka” tegorocznego draftu zdobył 31 punktów, sześć zbiórek i trzy asysty, będąc przy tym 6/7 za trzy. Wsparcie dostarczyli mu Franz Wagner (12 pkt), Admiral Schofield (13 pkt), Bol Bol (11 punktów, 8 zbiórek) i Moritz Wagner (11 pkt).
- Po stronie Celtów w rolę lidera wcielił się Jaylen Brown (24 punkty, 14 zbiórek), ale miał on jednak nieco problemów ze skutecznością (10/25 z gry, 2/10 za trzy). Marcus Smart dołożył 15 „oczek”, siedem zbiórek i siedem asyst. Grant Williams odnotował z kolei 14 punktów i sześć zbiórek.
- Szansę na zmazanie plamy po dwóch porażkach z Magic Celtowie będą mieli w środę, kiedy to zmierzą się z Indiana Pacers. W międzyczasie ich pozycja w tabeli Konferencji Wschodniej (wciąż 2. miejsce) stała się zdecydowanie mniej stabilna.
Indiana Pacers – New York Knicks 106:109
- W pierwszej połowie mecz był bardzo wyrównany. Żadna z drużyn nie potrafiła zbudować większej przewagi, a prowadzenie zmieniało się siedmiokrotnie. New York Knicks mieli kiepską skuteczność w rzutach za trzy (23,5% zza łuku), ale zdobywali dużo punktów spod kosza (30 z pomalowanego) i schodzili na przerwę z minimalnym prowadzeniem (53:54).
- W trzeciej kwarcie wynik w dalszym ciągu oscylował wokół remisu. Indiana Pacers w tej części meczu trafili aż siedem trójek i przed decydującą odsłoną spotkania prowadzili 85:84. Przez większość czwartej kwarty koszykarze z Indianapolis mieli kilka punktów przewagi, ale w końcówce przyjezdni z Nowego Jorku odrobili straty i wrócili na prowadzenie.
- Na niespełna minutę przed końcową syreną Knicks prowadzili 105:104 i dzięki dobrej dyspozycji na linii rzutów wolnych (76,7 procent w meczu) dowieźli prowadzenie do końca. W ostatnich sekundach Tyrese Haliburton rzucał jeszcze na dogrywkę z połowy parkietu, ale nie trafił i Nowojorczycy odnieśli siódme zwycięstwo z rzędu.
- Po stronie Knicks warto wyróżnić trzech koszykarzy. Jalen Brunson miał 30 punktów (najwięcej w meczu), Julius Randle 25 punktów i 14 zbiórek, a RJ Barrett dołożył 24 oczka. Dla Pacers Aaron Nesmith zdobył 23 punkty i miał 10 zbiórek. Buddy Hield dodał 23 punkty, a Tyrese Haliburton 15 oczek i 10 asyst.
Autor: Janusz Nowakowski
Detroit Pistons – Brooklyn Nets 121:124
- To był wielki popis liderów Brooklyn Nets, ale zanim do tego doszło, ekipa z Wielkiego Jabłka miała ogromne problemy, by „ukąsić” rywala. Detroit Pistons dobrze weszli w mecz i po pierwszej kwarcie prowadzili 35:21. Świetnie prezentował się skuteczny Bojan Bogdanović, kilka trafień dołożył też Jaden Ivey. W drugiej odsłonie różnice pomiędzy obiema stronami nieco się zatarły, ale „Tłoki” i tak były w stanie powiększyć swoje prowadzenie (54:71).
- Trzecia odsłona to już teatr jednego aktora. Wszystkie światła skierowane były na Kevina Duranta, który w 12 minut zdobył 26 punktów. Dobrze dysponowany był wówczas również Kyrie Irving, który dołożył od siebie dwie trójki, ale to po trzech z rzędu trafieniach za trzy Duranta (w niespełna 50 sekund) Nets zdobyli ostatecznie 44 „oczka” i objęli długo wyczekiwane prowadzenie (96:98).
- Pistons zdążyli w porę się przebudzić i nie pozwolili Nets zamknąć spotkania siłą „rozpędu”, ale ostatnie słowo i tak należało do liderów Brooklynu. Po trójce Bogdnovicia na 40 sekund przed syreną Pistons przegrywali już tylko jednym punktem (119:120). Chwilę później przy rzucie za trzy faulowany był jednak Irving, który wykorzystał dwie z trzech prób. W kolejnej akcji odpowiedział Alec Burks, ale skuteczny na linii był Durant (121:124). Detroit mieli jeszcze czas na rozegranie jednej akcji, ale próbę Bogdanovicia zablokował Nic Claxton.
- Fantastyczna seria Nets trwa w najlepsze. Nowojorczycy odnoszą szóste z rzędu zwycięstwo, a zarazem dziesiąte w jedenastu ostatnich spotkaniach. Na wyróżnienie zasługuje przede wszystkim niesamowity duet Kevin Durant (43 punkty, 6 zbiórek) – Kyrie Irving (38 punktów, 6 zbiórek; 5/10 za trzy), który był dziś jedynym kluczem do zwycięstwa.
- Po stronie Tłoków wyróżnił się Bojan Bogdanović, autor 26 „oczek”. Wspierał go Jaden Ivey, który zakończył mecz z dorobkiem 19 punktów. Bliscy double-double byli Jalen Duren (8 punktów, 11 zbiórek) oraz Killian Hayes (10 punktów, 8 asyst).
Toronto Raptors – Golden State Warriors 110:126
- Koszykarze Golden State Warriors poprawiają swój fatalny jak dotąd bilans spotkań wyjazdowych i odnoszą swoje trzecie zwycięstwo poza Chase Center w tym sezonie. Zawodnicy Steve’a Kerr przejęli inicjatywę już w pierwszej kwarcie, a ogromna w tym zasługa Draymonda Greena, który trafił trzy z czterech rzutów za trzy i w osiem minut zdobył 13 punktów. (26:36).
- Dobrze pod nieobecność Stephena Curry’ego spisywał się też Jordan Poole, który po 10 „oczkach” w pierwszej odsłonie, w drugiej dołożył kolejnych 15. Toronto Raptors nie radzili sobie źle, ale nie byli w stanie dotrzymać kroku i tempa rywalom (54:68). Trzecia „ćwiartka” również należała do GSW, choć tym razem oprócz Poole’a wyróżnili się również Klay Thompson i JaMychal Green. Na początku ostatniej części gry przyjezdni prowadzili już różnicą 24 punktów i wówczas było już po meczu.
- Jordan Poole wiódł tej nocy prym w swoim zespole i zakończył zawody z dorobkiem 43 punktów i sześciu asyst. Klay Thompson dołożył 17 „oczek” i siedem zbiórek, z kolei podwójną zdobycz odnotował Kevon Looney (11 punktów, 11 zbiórek). Bliski double-double był natomiast Drymond Green, autor 17 punktów i dziewięciu zbiórek. Wchodzący z ławki JaMychal Green dołożył 15 punktów.
- Po stronie Raptors dominował głównie Pascal Siakam, zdobywca 27 punktów i sześciu asyst. Wspierał go Fred VanVleet, który dołożył 22 punkty i osiem asyst. Nie najgorzej wypadł też Scottie Barnes (17 punktów, 5 zbiórek), ale wrażenie zrobiło też double-double rezerwowego Chrisa Bouchera (11 punktów, 14 zbiórek).
- Warto wspomnieć, że dla Wojowników jest to pierwsze wyjazdowe zwycięstwo po serii pięciu kolejnych porażek. Ich obecny bilans tego typu potyczek to 3-14. Następny mecz poza San Francisco rozegrają już we wtorek w Madison Square Garden przeciwko New York Knicks. Dodtkowo triumf nad Raptors to pierwsze zwycięstwo Warriors w tym sezonie bez Stephena Curry’ego.
Minnesota Timberwolves – Chicago Bulls 150:126
- Minnesota Timberwolves urządzili sobie prawdziwy festiwal strzelecki. Ekipa z Minneapolis była minionej nocy nie do zatrzymania i w końcowym rozrachunku zdobyła aż 150 punktów. To rekord, jeżeli chodzi o liczbę punktów zdobytych przez cały zespół Leśnych Wilków w jednym meczu sezonu zasadniczego. Wcześniej najlepszym wynikiem było 149 punktów zdobytych w marcu tego roku przeciwko San Antonio Spurs.
- Tylko raz jeden z zespołów nie był w stanie zdobyć 30 punktów w jednej kwarcie. Chodzi o czwartą, ostatnią odsłonę w wykonaniu Chicago Bulls, kiedy to Byki zdobyły „tylko” 29 „oczek”. Zabrakło im wówczas nieco skuteczności (10/23 z gry, 3/10 za trzy).
- Świetny mecz rozegrał Anthony Edwards, autor double-double w postaci 37 punktów i 11 asyst (do tego siedem zbiórek). D’Angelo Russell dołożył 28 „oczek” i osiem asyst. Warto zaznaczyć, że Timberwolves musieli radzić sobie bez Karla-Anthony’ego Townsa i Rudy’ego Goberta. Ich miejsce w wyjściowej piąte zajęli Naz Reid oraz Kyle Anderson.
- Po drugiej stronie prym wiódł tercet DeMar DeRozan (29 punktów, 6 asyst) – Zach LaVine (22 pkt) – Nikola Vucević (23 punkty, 9 zbiórek, 5 asyst). Nie brakowało wsparcia od pozostałych zawodników, w tym m.in. Patricka Williamsa czy Damiana Jonesa Jr’a (obaj po 13 pkt). Bykom zabrakło jednak skuteczności w defensywie.
Denver Nuggets – Charlotte Hornets 119:115
- Początek spotkania obfitował w sporą liczbę spudłowanych rzutów. Charlotte Hornets mieli problemy z odnalezieniem drogi do kosza z gry, podczas gdy Denver Nuggets fatalnie radzili sobie zza łuku (1/9 w 1Q). Różnicę zrobił wchodzący z ławki rezerwowych Szerszeni Jaden McDaniels, którego trójki pozwoliły na delikatne powiększenie przewagi po długiej wymianie ciosów (20:25).
- W drugiej odsłonie gra gospodarzy wyglądał już zdecydowanie lepiej. Świetnie dysponowany na tablicach był Nikola Jokić, który tylko do przerwy zebrał 20 piłek (do tego 16 punktów). Kilkoma trafieniami błysnął też Kentavious Caldwell-Pope i to Denver schodzili do szatni z zaliczką (55:52).
- Po przerwie różnice pomiędzy zespołami wyraźnie się pogłębiły. Ofensywa Nuggets funkcjonowała wyjątkowo sprawnie, co zaowocowało 39 „oczkami”. Wydawało się, że 16-punktowe prowadzenie (94:78) to gwarancja końcowego zwycięstwa Denver z niżej notowanym rywalem. W końcówce zrobiło się jednak gorąco i sympatycy gospodarzy do ostatniej syreny musieli drżeć o wynik. W ostatnich 40 sekundach Nuggets trafili jednak sześć z ośmiu rzutów z linii (autorstwa Jokicia i Jamala Murraya), co zapewniło im zwycięstwo.
- To była niesamowita noc Nikoli Jokicia. Środkowy odnotował triple-double w postaci 40 punktów, 27 zbiórek i 10 asyst, mając przy tym najlepszy wskaźnik +/- na parkiecie (+20). Podwójną zdobycz popisał się z kolei Aaron Gordon (19 punktów, 10 zbiórek), z kolei Kentavious Caldwell-Pope dołożył 20 „oczek”. Rozczarował nieco Jamal Murray, który pomimo 11 asyst zdobył tylko sześć punktów (2/11 z gry, 0/6 za trzy).
- Po stronie Szerszeni prym wiódł LaMelo Ball, autor 31 punktów, pięciu zbiórek i pięciu asyst. Wspierli go przede wszystkim Gordon Hayward (15 punktów, 10 zbiórek), Jalen McDaniels (14 pkt) orz Kelly Oubre Jr. (16 pkt).
Los Angeles Lakers – Washington Wizards 119:117
- Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania Los Angeles Lakers otrzymali potężny cios. Anthony Davis nabawił się urazu, który wyklucza go z gry na co najmniej miesiąc. Biorąc pod uwagę ostatnią formę skrzydłowego można śmiało stwierdzić, że Jeziorowcy stracili swojego najgroźniejszego zawodnika.
- Pomimo nieobecności Davisa Lakers radzili sobie solidnie. Dwie trójki Austina Reavesa dały im chwilę oddechu i możliwość nieznacznego odskoczenia z wynikiem (18:12). Washington Wizards nie potrzebowali dużo czasu, by odrobić tę stratę i przez długi czas wynik utrzymywał się w granicach remisu. Dopiero seria punktów Damiana Jonesa, LeBrona Jamesa i Dennisa Schrodera pozwoliła im znów wypracować sobie skromną przewagę, którą następnie powiększyli jeszcze przed przerwą (66:52).
- W trzeciej kwarcie ofensywa Lakers zwolniła, co po kilku minutach powolnego odrabiania strat Wizards zdołali finalnie wykorzystać. Trójka Kristapsa Porzingisa wyprowadziła ich na prowadzenie, a dwa kolejne trafienia pozwoliły powiększyć nieco przewagę (84:88), którą momentalnie zniwelowali jednak Russell Westbrook i Lonnie Walker IV. Ostatnią część gry Czarodzieje rozpoczęli z jednopunktową zaliczką, ale po 10 minutach było jasne, że o rezultacie pojedynku zadecyduje końcówka.
- Na minutę przed końcem Daniel Gafford zmniejszył stratę Wizards, po czym do remisu doprowadził Bradley Beal. Wsadem odpowiedział LeBron, jednak chwilę później Beal wykorzystał dwa rzuty osobiste (117:117). Ostatnie słowo należało jednak do Jeziorowców, bo to Thomas Bryant po podaniu Jamesa ustalił wynik spotkania. Bohaterem mógł zostać jeszcze Kyle Kuzma, ale spudłował trójkę na zwycięstwo.
- Liderem Lakers był tej nocy LeBron James, autor 33 punktów, siedmiu zbiórek i dziewięciu asyst. Po średnim początku Lonnie Walker zdobył ostatecznie 21 „oczek”, z kolei Thoms Bryant odnotował double-double w postaci 16 punktów i dziesięciu zbiórek. Nienajgorzej pomimo problemów ze skutecznością (4/12 z gry) wypadł Russell Westbrook, zdobywca dziewięciu punktów, dziewięciu zbiórek i ośmiu asyst.
- Po stronie Wizards wyróżnili się przede wszystkim Bradley Beal (29 pkt), Kyle Kuzma (22 punkty, 16 zbiórek) oraz Kristaps Porzingis (21 punktów, 11 zbiórek). Przyjezdnym zabrakło głównie skuteczności z trzy (25,6% w całym meczu).