Za nami kolejna noc pełna emocji w NBA. Na przystawkę otrzymaliśmy derby Nowego Yorku, w których Nets po dobrym widowisku pokonali Knicks. Bohaterem spotkania był nie kto inny, jak Kevin Durant, który zgromadził na swoim koncie rekordowe w tym sezonie 54 punkty. W kolejnych meczach Los Angeles Clippers nie bez problemów pokonali Detroit Pistons, Philadelphia 76ers po dogrywce wygrała z Orlando Magic, Atlanta Hawks za sprawą wielkiego występu Trae Younga okazali się lepsi od Indiana Pacers, a Los Angeles Lakers ponieśli sromotną porażkę w starciu z liderującymi NBA Phoenix Suns. Ta noc okazała się historyczna z dwóch powodów jednak z innych powodów. Boston Celtics zastrzegli numer Kevina Garnetta, a jego koszulka powędrowała pod kopułę TD Garden, natomiast LeBron James, jako jedyny koszykarz w historii przekroczył barierę 30 tys. punktów, 10 tys. asyst i 10 tys. zbiórek.
Brooklyn Nets – New York Knicks 110:107
- W Barclays Center Brooklyn Nets podejmowali New York Knicks. Były to emocjonujące derby Nowego Jorku, które z pewnością nie zawiodły kibiców.
- W pierwszej połowie mecz był toczony w szybkim tempie, a obie drużyny grały skutecznie w ataku. Trzeba jednak dodać, że zarówno Nets jak i Knicks mieli problem z rzutami dystansowymi (po 3 trafione trójki). Pierwsze dwie kwarty to przede wszystkim wielki Kevina Durant. Lider Nets zdobył w tej części meczu aż 27 punktów (najwięcej punktów w pierwszej połowie w tym sezonie). To dzięki niemu gospodarze schodzili na przerwę, prowadząc 62-60.
- Trzecia kwarta to ciąg dalszy popisów KD, który był nie do zatrzymania. Mimo to podopieczni Steve’a Nasha nie potrafili wypracować większej przewagi. Knicks grali zespołową koszykówkę (punktowało wielu zawodników), którą cały czas utrzymywali się w grze.
- Przed rozpoczęciem ostatniej odsłony meczu przegrywali pięcioma oczkami (83-88). Mimo że w czwartej kwarcie uwidoczniła się przewaga Knicks w rzutach dystansowych, Nets wciąż utrzymywali niewielkie prowadzenie. Trzy minuty przed końcową syreną RJ Barrett trafił rzut spod kosza i mieliśmy remis 101-101.
- Ostatnie minuty spotkania należały jednak do Nets. Durant trafił ważną trójkę, po której koszykarze z Brooklynu prowadzili 106-103. Chwilę później Evan Fournier miał jeszcze okazję, by wyprowadzić Knicks na prowadzenie, jednak jego rzut za trzy z narożnika został zablokowany. Nets przetrwali końcówkę i odnieśli cenne zwycięstwo.
- Liderem drużyny z Brooklynu był Kevin Durant. Skrzydłowy zdobył dziś 53 punkty i miał 9 asyst. Po stronie Knicks Julius Randle zdobył 26 punktów, Evan Fournier 25, a RJ Barrett 24.
Autor: Janusz Nowakowski
Detroit Pistons – Los Angeles Clippers 102:106
- Nierówne spotkanie w wykonaniu obu drużyn, pełne zwrotów akcji i punktowych serii. Gdy w pierwszej połowie Pistons prowadzili nawet 18 punktami, wydawało się, że gospodarze odniosą jedno z niewielu łatwych zwycięstw w tym sezonie. Obraz rywalizacji szybko jednak się zmienił, a Clipps dzięki świetnej drugiej połowie zdołali dogonić rywali i objąć prowadzenie, które utrzymali już do końcowej syreny.
- Bohaterem ekipy z Los Angeles okazał się być powracający do gry po wielotygodniowej przerwie Marcus Morris. Senior zanotował w całym meczu 31 punktów i odciążył Reggiego Jacksona, na którego barkach do tej pory spoczywała większość odpowiedzialności za postawę całego zespołu. Wspomniany 31-latek zdobył tymczasem 15 punktów, rozdał 9 asyst i zebrał 8 piłek. Dla przebiegu meczu ważny impuls z ławki dali Luke Kennard oraz Isaiah Hartenstein, którzy zdobyli odpowiednio 16 i 12 oczek.
- Pokonanych „przy życiu” trzymać próbował przez dużą część spotkania Cade Cunningham, który jedynie potwierdził, w jak dobrej indywidualnej dyspozycji się aktualnie znajduje. Pierwszoroczniak otarł się o triple-double, zdobywając 23 punkty, 10 asyst i 9 zbiórek, spędzając na boisku aż 44 minuty. Niezły mecz także w wykonaniu Jeremy’ego Granta (21 punktów) oraz Marvina Bagley’a (15 punktów).
Boston Celtics – Dallas Mavericks 92:95
- Spotkanie zapowiadało się na ekscytujący pojedynek dwóch młodych gwiazd NBA. Jayson Tatum i Luka Doncić są ostatnio w kapitalnej formie, co zwiastowało wielkie emocje. Zawodnicy Boston Celtics mieli dodatkową motywację, ponieważ po zakończeniu spotkania uhonorowany został Kevin Garnett. Jego koszulka z zastrzeżonym numerem 5 zawisła pod kopułą TD Garden (więcej o tym już wkrótce będziecie mogli przeczytać w oddzielnym newsie).
- Pierwsza połowa meczu była dość niemrawa. Obie strony miały spore problemy z konstruowaniem ataku i egzekucją akcji. Jednakże pod koniec drugiej kwarty Jaylen Brown popisał się niesamowitym wsadem nad głową Maxi Klebera, co poderwało na nogi całą halę. Najwidoczniej był to bodziec, którego bostończycy potrzebowali. Ostatnie minuty kwarty należały do Celtics, którzy zdołali zbudować przewagę i po pierwszej połowie prowadzili 47-38.
- W drugiej połowie mecz zrobił się znacznie ciekawszy. Dallas Mavericks w efektownym stylu wrócili do gry, zdobywając w trzeciej kwarcie 38 punktów (tyle samo co w całej pierwszej połowie). Mavs grali agresywnie w ataku i trafiali za trzy, co przyniosło wymierne efekty. Koszykarze prowadzeni przez Jasona Kidda czwartą kwartę zaczynali, prowadząc 76-73.
- Ostatnią kwartę Celtics otworzyli runem 7-0 i ponownie objęli prowadzenie. Od tego momentu spotkanie stało się bardzo zacięte. Oglądaliśmy wymianę ciosów, a wynik cały czas był na styku. Gdy do końca meczu zostało kilkadziesiąt sekund, mieliśmy remis 92-92. Wtedy po ładnej akcji zespołowej Spencer Dinwiddie trafił za trzy i Mavericks objęli prowadzenie 95-92. Nie był to jednak koniec emocji. Celtics w ostatniej akcji meczu mieli jeszcze szansę wyrównać i doprowadzić do
dogrywki. Jayson Tatum nie trafił jednak dalekiej trójki i po dramatycznym finiszu to goście z Dallas cieszyli się ze
zwycięstwa. - Dla Celtics 21 punktów i 11 zbiórek zdobył Jayson Tatum. Dobry występ zaliczył też Al Horford, który miał 17 punktów i 6 zbiórek.
- Luka Doncić był najlepszym zawodnikiem Mavericks. Słoweniec zanotował 26 punktów, 8 asyst i 8 zbiórek. Ponadto 19 punktów dołożył Dorian Finney-Smith, a Spencer Dinwiddie 18.
Autor: Janusz Nowakowski
Orlando Magic – Philadelphia 76ers 114:116 (po dogrywce)
- Drużyny z dwóch krańców tabeli, z odmiennymi aspiracjami i nadziejami na najbliższą przyszłość – dlaczego zatem w tym spotkaniu oglądaliśmy dogrywkę? Orlando Magic z lepszą skutecznością rzucali z gry (45-38%), zza łuku (42-38%), wygrali walkę na tablicach (50-45), lepiej dzielili się piłką (28-21 w asystach), byli efektywniejsi w pomalowanym i zdobyli aż 19 punktów po stratach rywali. Gospodarze byli lepsi w zasadzie we wszystkich najważniejszych elementach koszykarskiego rzemiosła, jednak to 76ers sięgnęli ostatecznie po zwycięstwo, głównie dzięki… rzutom osobistym.
- Ekipa ze wschodniego wybrzeża 37-krotnie stawała tej nocy na linii rzutów wolnych (32 celne próby), co jest kolejnym przykładem na to, jak trudnym są zespołem do zatrzymania. Największe wrażenie w tym meczu zrobić mogła jednak zapaść obu zespołów w końcówce czwartej kwarty. Przez ostatnie 3 minuty podstawowego czasu gry żadna z drużyn nie zdobyła, chociażby punktu.
- Przez całe spotkanie skuteczności szukali dziś Joel Embiid (35 punktów, 16 punktów, 7 asyst, 9-28 z gry) oraz James Harden (26 punktów, 6 asyst, 6 zbiórek, 5-19 z gry). Miło widzieć grającego wreszcie na swoich normalnych obrotach Tobiasa Harrisa, który podobnie jak Broda, opuścił parkiet z dorobkiem 26 oczek, na znacznie lepszej efektywności 10-18. Miejsca na własne akcje zabrakło trochę dla Tyrese’a Maxey’a, który uzbierał 10 punktów.
- Magic dzielnie bronili się głównie za sprawą rezerwowych, którzy łącznie zaliczyli wskaźnik +41. Punktowym liderem Wendell Carter Jr (23 punkty, 12 zbiórek), Cole Anthony dorzucił 19 oczek, a 13 Chuma Okeke.
Atlanta Hawks – Indiana Pacers 131:128
- Wyrównane spotkanie, w którym o końcowym rezultacie zadecydowały indywidualności. Wypracowana już w pierwszej kwarcie zaliczka punktowa pozwoliła Hawks nie oglądać się z niepokojem za siebie i cieszyć się grą przed własnymi kibicami. W końcowych minutach meczu ekipa z Indianapolis zdołała wyrównać stan rywalizacji, a ostateczne losy meczu rozstrzygnęły się na linii rzutów osobistych, gdzie nieomylny był Trae Young.
- Wybitny mecz wspomnianego już Ice Trae’a – autora 47 punktów i 5 asyst. Młody gwiazdor w pierwszej połowie rzucił aż 33 oczka, co jest dla niego nowym rekordem kariery. Łącznie 7 zawodników Hawks zaliczyło dwucyfrową zdobycz, a obok Younga najskuteczniejsi byli De’Andre Hunter oraz Danilo Gallinari, którzy zapisali na swoje konta po 15 punktów. Gospodarze wygrali właśnie 13. z ostatnich 15 meczów na własnym parkiecie.
- Z powodu kontuzji rotacja Pacers w dzisiejszym spotkaniu została zawężona do 8 zawodników. Kolejny bardzo dobry mecz w wykonaniu Tyrese Haliburtona, który swoje 25 punktów i 10 asyst uzbierał w 40 minut na boisku. Wartościową zmianę dał niedoceniany Duane Washington Jr (22 punkty), a 25 oczek dołożył Buddy Hield.
New Orleans Pelicans – Houston Rockets 130:105
Oklahoma City Thunder – Memphis Grizzlies 118:125
Phoenix Suns – Los Angeles Lakers 140:111
- Patrząc na dyspozycję obydwu zespołów w ostatnich tygodniach, takiego wyniku spotkania można było się spodziewać. Już po pierwszej kwarcie Słońca prowadziły 48:22, a w następnych minutach rezultat po ich stronie był już nawet o 35 punktów wyższy od Jeziorowców.
- Wydarzenia meczu przyćmił jednak wyczyn LeBrona Jamesa, który jako pierwszy koszykarz w historii NBA zapisał na swoim koncie łącznie 30 tys. punktów, 10 tys. asyst i 10 tys. zbiórek. – Za każdym razem, gdy coś takiego mi się przytrafia, brakuje mi słów – przyznał autor 31 punktów, 7 zbiórek i 6 asyst. – Automatycznie zaczynam myśleć o moim rodzinnym mieście, Akron i o moim wychowaniu. O marzeniach, które miałem, aby zaistnieć w tej lidze. Swoją grę opieram na zdobywaniu punktów, zbiórkach i asystach. A to, że jestem najlepszy w jakiejś kategorii statystycznej, jest fajne, ale nie do końca ma to dla mnie sens – dodał King James.
- Suns do zwycięstwa poprowadził Devin Booker, który zdobył w tym spotkaniu 30 punktów, rozdał 10 asyst i przechwycił 4 piłki. Dobrze obsługiwany był dziś także Deandre Ayton, który uzbierał na swoim koncie 23 oczka i 16 zbiórek. Momentami kreowaniem gry zachwycał Cameron Payne (9 punktów, 11 asyst), a decyzyjnością Mikal Bridges (18 punktów, 8-13 z gry).
Czy widziałeś już najnowszy odcinek Podkastu PROBASKET LIVE? Michał Pacuda i Krzysztof Sendecki przez dwie godziny rozmawiali m.in. o sytuacji Los Angeles Lakers, Boston Celtics czy Brooklyn Nets oraz zbliżających się play-offach!