Minionej nocy zespoły NBA rozpoczęli rywalizację w trzeciej edycji turnieju wewnątrz sezonu, znanego obecnie jako Emirates NBA Cup. Spotkania te wliczały się oczywiście w bilans rozgrywek zasadniczych, więc stawka była podwójnie wysoka. Powrót do gry zaliczył Luka Doncić, który nie kazał nam czekać na świetny występ ze swojej strony i już tej nocy zdobył 44 punkty i 12 zbiórek, prowadząc Lakers do zwycięstwa z Grizzlies. Błysnął również Josh Giddey, który otarł się o triple-double i miał ogromny wpływ na zwycięstwo Bulls nad Knicks. Byki z bilansem 5-0 są w dalszym ciągu jednym z trzech niepokonanych jak dotąd zespołów w lidze. Działo się też w Filadelfii, gdzie po emocjonującej końcówce Celtics ograli Sixers. Gorąco było też w Mieście Aniołów, gdzie Clippers potrzebowali zwycięskiego rzutu Kawhia Leonarda na równi z końcową syreną, by ograć zdecydowanie niżej notowanych Pelicans. Emocjonująca końcówka miała dobry wpływ na Blazers, którzy odrobili 10 punktów straty i w ostatnich sekundach ograli Nuggets.
Indiana Pacers – Atlanta Hawks 108:128
- W pierwszej połowie rywalizacji żadna z ekip nie była w stanie zdominować rywalizacji. Choć zawodnicy Atlanta Hawks trafiali aż 54,3% swoich wszystkich rzutów z gry, podczas gdy gospodarze zaledwie 37,5%, to na przerwę Jastrzębie schodziły z nieznaczną zaliczką (59:63).
- Ofensywna niemoc Indiana Pacers była już zdecydowanie bardziej widoczna w trzeciej odsłonie. Podopieczni Ricka Carlisle’a pudłowali rzut za rzutem (4/15 za trzy, 5/24 z gry), co przyjezdni wykorzystali, by wygrać tę część 34:17 i odskoczyć na 21 „oczek” (76:97). Reszta meczu to już historia.
- Efektownym double-double na pograniczy potrójnej zdobyczy popisał się Jalen Johnson, zdobywca 22 punktów, 13 zbiórek oraz ośmiu asyst. Świetnie po atakowanej stronie parkietu radzili sobie również Nickeil Alexander-Walker (21 punktów, 3 zbiórki, 3 asysty) oraz Dyson Daniels (18 punktów, 9 zbiórek, 6 asyst, 3 przechwyty).
- Po drugiej stronie wyróżnić się próbowali przede wszystkim Pascal Siakam (18 punktów, 5 zbiórek, 5 asyst) i Jarace Walker (17 punktów, 3 asysty, 3 zbiórki). Porażka oznacza, że sympatycy Pacers cały czas czekają na pierwsze zwycięstwo w tym sezonie zasadniczym.
Philadelphia 76ers – Boston Celtics 108:109
- Starcia tych ekip nigdy nie są nudne i minionej nocy otrzymaliśmy tego kapitalne potwierdzenie. Zaczęło się od dominacji Boston Celtics, którzy za sprawą kapitalnego Jaylena Browna (16 punktów w 1Q), świetnego Paytona Pritcharda (8) i skutecznego zza łuku Derricka White’a (6), całkowicie zdominowali pierwszą „ćwiartkę” (25:38).
- W drugiej części nieco gorzej wyglądał Joel Embiid, który spudłował swoje wszystkie cztery rzuty z gry. Na wysokości zadania stanęli co prawda Kelly Oubre Jr. czy VJ Edgecombe, ale do przerwy podopieczni Nicka Nurse’a nie byli w stanie zbliżyć się do rywala (57:68).
- Po powrocie na parkiet gospodarze rozpoczęli proces stopniowego odrabiania strat, które potoczyło się lepiej niż można było zakładać. Już po kilku minutach gry trafienie Tyrese’a Maxeya doprowadziło do remisu 72:72. Odpowiednio (trzema celnymi rzutami z rzędu) na lepszy fragment rywala odpowiedział Brown i Celtics znów cieszyli się prowadzeniem różnicą kilku posiadań (82:89).
- Przewaga Bostonu była wyraźna, a Philadelphia 76ers mieli kłopoty ze zmniejszeniem dystansu pomiędzy stronami. Na 1:30 przed końcową syreną do stanu 103:108 doprowadził Maxey. Po chwili kolejna trójka Edgecombe’a zbliżyła gospodarzy na dwa „oczka”. Na linii rzutów wolnych stanął wówczas Brown, który wykorzystał tylko jedną próbę (106:109).
- Zamiast rzutu za trzy, Maxey zdecydował się trafić za dwa. Chwilę później presja Sixers doprowadziła do faulu Browna na Maxeyu i Sixers stanęli przed doskonałą szansą na zwycięstwo. Rozgrywający Philly spudłował jednak po ataku na kosz i choć Josh Minott nie wykorzystał następnie obu rzutów z linii, to po wznowieniu Embiid nie trafił za trzy.
- Jaylen Brown był zdecydowanie najbardziej wyróżniającym się graczem Celtics z dorobkiem 32 punktów, sześciu asyst i trzech zbiórek (13/19 z gry). Po 15 oczek dorzucili Derrick White i Payton Pritchard, z kolei wchodzący z ławki Anfernee Simons zapisał na swoim koncie 19 punktów.
- Po drugiej stronie wyróżnili się Tyrese Maxey (26 punktów, 14 asyst, 8 zbiórek), Joel Embiid (20 punktów, 6 zbiórek; 6/13 z gry), VJ Edgecombe (17 punktów, 5 asyst, 5 zbiórek) oraz Kelly Oubre Jr. (17 punktów, 9 zbiórek).
Cleveland Cavaliers – Toronto Raptors 101:112
- Po kiepskim początku sezonu w wykonaniu Toronto Raptors wydawało się, że faworyzowani Cleveland Cavaliers nie powinni mieć gigantycznych problemów z odniesieniem zwycięstwa, choć braki kadrowe w ich składzie są widoczne gołym okiem. Zaczęło się jednak całkowicie nie po ich myśli, bo już po pierwszej kwarcie i fantastycznej dyspozycji RJ Barretta (4/4 z gry) przyjezdni zaczęli odskakiwać z wynikiem (22:30).
- W drugiej części przewaga Raptors niemal cały czas oscylowała w granicach 10 „oczek” i dopiero pod koniec Cavs udało się ją zmniejszyć. Po przerwie gospodarze wrzucili wyższy bieg i za sprawą kapitalnej serii 21:6 to oni objęli dwucyfrowe prowadzenie (64:54).
- Kanadyjczycy nie składali jednak broni. Jamison Battle zaliczył trzy cenne trafienia za trzy z rzędu, a kiedy punktować zaczęli również m.in. Barrett czy Scottie Barnes, Raptors znów prowadzili (77:81). Obraz gry zmieniał się jednak raz za razem, bo już na 7:03 przed końcową syreną to znów Cleveland mieli przewagę (90:86).
- Kluczowy okazał się fragment na nieco ponad minutę przed zakończeniem rywalizacji. W odpowiedzi na trafienie Evana Mobleya zza łuku — ponownie — trafił Jamison Battle (98:105). Dorzucił on kolejną trójkę chwilę po tym, jak swój rzut spudłował Lonzo Ball i w ten sposób w dużej mierze przesądził o losach rywalizacji.
- Aż trzech zawodników Raptors zdobył dokładnie 20 punktów: kapitalny Jamison Battle (6/6 za trzy), Brandon Ingram (8 zbiórek, 5 asyst, 2 przechwyty) oraz RJ Barrett (8/15 z gry). Po stronie Cavs błysnęli przede wszystkim Evan Mobley (29 punktów, 8 zbiórek, 3 asysty, 3 przechwyty) i De’Andre Hunter (26 punktów, 6 zbiórek). Nie zagrali Donovan Mitchell, Jarrett Allen, Max Strus, Darius Garland i Sam Merrill.
Chicago Bulls – New York Knicks 135:125
- Chicago Bulls zaczynają wyglądać coraz poważniej. Minionej nocy podopieczni Billy’ego Donovana wygrali swój piąty mecz z rzędu i pozostają jednym z trzech zespołów w całej lidze, a zarazem jedynym w Konferencji Wschodniej, który nie zaliczył jeszcze porażki.
- Ofiarą byczego gniewu padli tym razem New York Knicks, a dziać zaczęło się jeszcze przed przerwą. Gospodarze weszli w mecz, trafiając 57,1% swoich rzutów z gry. Szczególnie dobrze radził sobie Ayo Dosunmu (3/3 z gry), ale wspierał go również Josh Giddey, który oprócz punktowania miał na swoim koncie aż cztery asysty (35:27).
- W drugiej odsłonie nowojorczycy zdecydowanie poprawili swoją skuteczność z gry, która wynosiła wówczas ponad 50%. Byki wskoczyły jednak na jeszcze wyższy poziom. Niesamowicie zza łuku radzili sobie Giddey (4/4) i Nikola Vucević (2/3), skromne zdobycze dorzucili Matas Buzelis i Dosunmu, a przewaga Chicago wzrosła aż do 19 „oczek”, choć chwilę wcześniej wynosiła nawet 22 (72:53).
- Po przerwie Knicks wzięli się za odrabianie strat. Ciężar odpowiedzialności za zespół wziął na siebie Karl-Anthony Towns, który w nieco ponad dziewięć minut zdobył 15 punktów i pięć zbiórek. Wysoki poziom prezentował też Jalen Brunson, a ekipa z Wielkiego Jabłka zaczęła powoli zbliżać się do Bulls (100:90).
- Ostatecznie powrót okazał się jednak nieskuteczny. Knicks byli co prawda w stanie zmniejszyć straty do trzech „oczek”, ale w kluczowym momencie serią trafień popisali się Vucevic oraz Giddey, przez co na niespełna dwie minuty przed końcową syreną przewaga Chicago wynosiła aż 12 punktów.
- Naprawdę niewiele zabrakło Joshowi Giddey’emu do triple-double (32 punkty, 10 zbiórek, 9 asyst). Oprócz Australijczyka błysnęli również Nikola Vucević (26 punktów, 7 zbiórek) i Ayo Dosunmu (22 punkty, 9 asyst). Knicks napędzali z kolei Jalen Brunson (29 punktów, 7 asyst), OG Anunoby (26 punktów, 5/7 za trzy) i Mikal Bridges (23 punkty, 6 asyst, 4 zbiórki).
Memphis Grizzlies – Los Angeles Lakers 112:117
- Obie ekipy wygrały swoje poprzednie spotkania za sprawą game-winnerów odpowiednio Austina Reavesa i Ja Moranta. Przed pierwszą syreną mogliśmy więc zakładać, że tej nocy walki do samego końca nie zabraknie. Dodatkowo okazało się również, że do gry wraca Luka Doncić, który opuścił trzy ostatnie spotkania Los Angeles Lakers z uwagi na uraz.
- Po stosunkowo wyrównanej pierwszej kwarcie (27:31) Memphis Grizzlies całkowicie przejęli inicjatywę i zaaplikowali rywalom 42 „oczka” w drugiej odsłonie. Różnica pomiędzy stronami widoczna była przede wszystkim w drugiej części tej kwarty, kiedy to gospodarze ze stanu 46:50 doprowadzili do 69:55.
- Po powrocie na parkiet Jeziorowcy skutecznie wyegzekwowali najlepszy możliwy scenariusz. Zaczęło się od trójek Doncicia i Reavesa, chwilę później zza łuku trafił też Rui Hachimura, a po dwóch kolejnych trójkach Słoweńca mieliśmy już remis 76:76. Wynik nie oscylował jednak w tych granicach przez długi czas.
- Lakers rozpoczęli ostatnią kwartę od serii 11:4, dzięki której objęli prowadzenie różnicą dwóch posiadań (95:100). Kiedy jednak kolejne trafienia zza łuku dorzucili Doncić i Hachimura, ekipa z Miasta Aniołów prowadziła już dwucyfrową różnicą (97:108). Ofensywa Grizzlies całkowicie się posypała i nie była w stanie dać impulsu do odrabiania strat.
- Kapitalny występ w swoim pierwszym meczu po powrocie z kontuzji zaliczył Luka Doncić, autor 44 punktów, 12 zbiórek i sześciu asyst (14/27 z gry, 6/15 za trzy). Austin Reaves mógł spuścić nieco z tonu, a i tak dorzucił 21 oczek (5/14 z gry). Jake LaRavia odnotował z kolei 13 punktów.
- Żaden zawodnik Grizzlies nie zdobył więcej niż 16 punktów, które na swoich kontach zapisali Jaylen Wells (do tego 7 zbiórek) oraz Jock Landale (5 zbiórek, 6/8 z gry). Jaren Jackson Jr. skompletował tylko 15 oczek, z kolei Ja Morant miał ich zaledwie osiem (do tego 7 asyst; 3/14 z gry, 0/6 za trzy).
Phoenix Suns – Utah Jazz 118:96
- Phoenix Suns przerywają kiepską serię czterech porażek z rzędu. Swoją dominację nad Utah Jazz zaprezentowali już w pierwszej kwarcie, wygranej 37:17. Druga odsłona ni wyglądała już tak dobrze, bo gospodarze zdobyli jedynie 17 „oczek”, ale cały czas utrzymywali komfortowe prowadzenie.
- Jazzmani sami podcinali sobie skrzydła, trafiając jedynie 29,7% wszystkich swoich rzutów przed przerwą. Po drugiej stronie parkietu świetnie radził sobie z kolei Devin Booker, który w końcowym rozrachunku zdobył 36 punktów, dziewięć asyst i pięć zbiórek.
- Ofensywy obu ekip funkcjonowały już nieco lepiej w trzeciej i czwartej kwarcie, ale cały czas to gospodarze byli stroną przeważającą. W pewnym momencie ostatniej odsłony przyjezdni zbliżyli się na 10 „oczek”, ale to wszystko, na co było ich stać tej nocy.
- Wsparcie Bookerowi zapewnili m.in. Grayson Allen (14 punktów, 7 zbiórek, 6 asyst, 3 przechwyty) czy Ryan Dunn (13 punktów, 10 zbiórek). Po stronie Jazz dwoił się i troił Lauri Markkanen, zdobywca 33 punktów i czterech zbiórek (4/11 za trzy).
Portland Trail Blazers – Denver Nuggets 109:107
- Jeżeli szukacie spotkania, które warto obejrzeć z odtworzenia, to starcie w Oregonie może być dobrym wyborem. Działo się sporo, od komfortowej przewagi Denver Nuggets do strat odrobionych w mgnieniu oka. Najważniejsze rzeczy działy się jednak w ostatniej kwarcie.
- Jeszcze na jej początku przyjezdni cieszyli się 10-punktowym prowadzeniem. Szybko zaczęło ono jednak topnieć, między innymi za sprawą Toumaniego Camary czy Krisa Murraya. Do remisu doprowadził ostatecznie Deni Avdija, a trójka Jrue Holidaya dała Portland Trail Blazers długo wyczekiwane prowadzenie (99:98).
- Na 1:00 przed ostatnią syreną Aaron Gordon trafił z odskoku i powiększył tym samym prowadzenie, które Nuggets chwilę wcześniej odzyskali. Akcją 2+1 odpowiedział Avdija, a po pudle Christiana Brauna na linii rzutów wolnych stanął Jerami Grant, który się nie pomylił (107:107).
- Nuggets mieli okazję na zwycięski rzut na kilka sekund przed ostatnią syreną, ale próbę Camerona Johnsona zdołał zablokować Camara. Chwilę późnie Jokic rywalizował z Camarą przy rzucie sędziowskim. Serb posłał piłkę w kierunku Gordona, ale jego próba została tym razem zablokowana przez Shadeona Sharpe.
- Blazers mieli zaledwie trzy sekundy na rozegranie ostatniego ataku. Jerami Grant zdołał wypracować sobie ciekawą pozycję do rzutu, ale stracił panowanie nad piłką. Sędziowie dopatrzyli się jednak faulu, który wysłał go na linię po dwa kolejne rzuty osobiste, które skutecznie wyegzekwował. Chwilę później spudłował Jokić, co przypieczętowało wygraną Portland.
- Deni Avdija był najlepszym punktującym swojego zespołu z dorobkiem 23 punktów i czterech zbiórek. Świetnie na tablicach wypadł Donovan Clingan, autor pięciu „oczek” i aż 15 zbiórek. Asysty jak szalony rozdawał Jrue Holiday, zdobywca 11 punktów i 13 asyst.
- Pomimo porażki bliski triple-double był Nikola Jokić, który na swoim koncie zapisał 21 punktów, 14 zbiórek i dziewięć asyst. Jamal Murray dorzucił 22 punkty i sześć zebranych piłek.
Los Angeles Clippers – New Orleans Pelicans 126:124
- Zdecydowanym faworytem tego spotkania byli Los Angeles Clippers, ale ostatecznie działo się zdecydowanie więcej niż wskazywałyby na to przedmeczowe zapowiedzi. Wszystko sprowadziło się do czwartej kwarty, w której jeszcze na minutę przed ostatnią syreną gospodarze cieszyli się siedmiopunktowym prowadzeniem (122:115).
- W odpowiedzi najpierw akcją 2+1 popisał się Zion Williamson, a po chwili po pudle Jamesa Hardena dwa rzuty osobiste wykorzystał Saddiq Bey. Przerwa na żądanie LAC nie przygotowała ich wystarczająco na rozegranie finałowego ataku, a po stracie Ivica Zubac sfaulował rzucającego Ziona. Skrzydłowy wykorzystał obie próby i na 9,6 sekundy przed końcem mieliśmy remis.
- Błędy swoje i swoich partnerów naprawił jednak Kawhi Leonard. Skrzydłowy otrzymał piłkę od wyprowadzającego ją Derricka Jonesa Jr’a. i pomimo obecności dwóch obrońców zdecydował się rzut z półdystansu, który dał ostatecznie Clippers zwycięstwo na równi z końcową syreną.
- To właśnie Kawhi Leonard był tej nocy najważniejszą postacią gospodarzy. Skrzydłowy zapisał na swoim koncie 34 punkty, sześć przechwytów, pięć asyst i pięć zbiórek (5/8 za trzy). Double-double dorzucili z kolei James Harden (24 punkty, 14 asyst) oraz Ivica Zubac (14 punktów, 11 zbiórek).
- Po drugiej stronie zaskoczył Jordan Poole, który wchodząc z ławki rezerwowych zdobył 30 punktów (7/13 za trzy). Dominował też Zion Williamson, autor 29 „oczek”, sześciu zbiórek i trzech asyst. New Orleans Pelicans są jednym z trzech zespołów w lidze, a zarazem jedynym na Zachodzie, który nie odniósł jeszcze zwycięstwa.










