Naprawdę wiele wydarzyło się tej nocy na parkietach NBA. Cleveland Cavaliers wracają na zwycięskie tory, pokonując bezproblemowo New Orleans Pelicans. Kolejną wygraną na swoim koncie mają również Milwaukee Bucks, a świetny występ zaliczył Giannis Antetokounmpo. Zdecydowanie gorzej w dalszym ciągu radzą sobie Philadelphia 76ers, których bilans wynosi już 2-12, a dodatkowo w przegranym starciu z Memphis Grizzlies kontuzji nabawił się Paul George. Przekonujące zwycięstwo zaliczyli natomiast New York Knicks, którzy w efektownym stylu ograli osłabionych Phoenix Suns.
Cleveland Cavaliers – New Orleans Pelicans 128:100
- New Orleans Pelicans są na „dobrej” drodze, żeby pobić wszelkie rekordy NBA pod względem kontuzjowanych lub nieobecnych graczy. Przed meczem z Cleveland Cavaliers dopisał się do tej listy jeszcze Brandon Ingram i zobaczyliśmy skład, którego przed sezonem nikt by nie przewidział. Efekt był smutny, bo drużyna z Nowego Orleanu nie miała żadnych szans na nawiązanie walki z faworytem chyba nawet całej ligi w tym momencie.
- 28 punktów różnicy, które zostało na tablicy wyników po zakończeniu meczu to i tak zmniejszona przewaga, która wynosiła ponad 30 punktów. Tak wysoka różnica wyników pozwoliła dać odpocząć najlepszym zawodnikom Cavaliers. Darius Garland w ogóle nie zagrał, a liderzy zespołu się nie przemęczali. Donovan Mitchell zagrał 20 minut, Jarrett Allen 21, a Evan Mobley 18.
- W miejsce Garlanda do pierwszej piątki wskoczył Ty Jerome i rzucił rekordowe w swojej karierze 29 punktów, trafiając też 7 trójek. 20 punktów i 6 trójek z ławki dołożył Georges Niang, a naljepszy mecz w swojej krótkiej karierze zanotował debiutant Jaylon Tyson. Zanotował double-double, a i do triple-double nie było mu daleko. Zapisał na swoim koncie 16 punktów, 11 zbiórek i 7 asyst.
- Dla pokonanych 34 punktów zdobył debiutant Antonio Reeves, a wracający po ponad dwóch latach do NBA Elfrid Payton wypełnił linijkę statystyczną 11 punktami, 5 zbiórkami i 8 asystami.
Autor: Piotr Zarychta
Milwaukee Bucks – Chicago Bulls 122:106
- 4 zwycięstwa w 5 ostatnich meczach to bilans coraz bardziej obiecujący w wykonaniu Milwaukee Bucks, którzy może jeszcze nie wyglądają w grze tak dobrze jakby chcieli, ale wpisują kolejne wygrane, tym razem pokonując w lokalnym pojedynku Chicago Bulls dość pewnie.
- Swoją dominację kolejny raz pokazał Giannis Antetokounmpo, który nie zawodzi od początku sezonu i był blisko bardzo efektownego triple-double, kończąc mecz z 41 punktami, 9 zbiórkami i 8 asystami.
- Mecz był rozgrywany falami. Bulls rozpoczęli od prowadzenia, na co Bucks odpowiedzieli serią 16:0 na przełomie pierwszej i drugiej kwarty, budując przewagę nawet do 18 punktów. Goście zbliżyli się jednak na 1 punkt straty w trzeciej kwarcie i dopiero dominacja Giannisa w ostatniej odsłonie gry pozwoliła drużynie z Milwaukee na spokojne zakończenie spotkania.
- Zwyżkę formy pokazuje Brook Lopez, który rzucił 21 punktów i ograniczył w obronie świetnego ostatnio Nikolę Vucevica. 20 punktów dodał Damian Lillard, a z ławki skuteczni byli A.J. Green i Gary Trent Jr. dokładając łącznie 8 trójek, tak potrzebnych przy stylu gry Antetokounmpo.
- Dla Bulls 27 punktów zdobył Zach LaVine, ale nie miał wystarczającego wsparcia w ataku od kolegów z drużyny. Jedynie Torrey Craig zdobył jeszcze 15 punktów.
Autor: Piotr Zarychta
Houston Rockets – Indiana Pacers 130:113
- Pierwsza połowa spotkania była dość wyrównana, ale ze wskazaniem na Houston Rockets. Dopiero trzecia kwarta pozwoliła gospodarzom spokojnie podejść do ostatnich 12 minut gry. Rockets zwiększyli prowadzenie do 21 punktów i Indiana Pacers nie mieli już czym odpowiedzieć na rozpędzonych rywali, którzy wygrali szósty z ostatnich siedmiu meczów.
- Alperen Sengun zapisał na swoim koncie 31 punktów, najwięcej w sezonie, miał przy tym 12 zbiórek. Dobrze zagrał krytykowany ostatnio Jabari Smith Jr., który dołożył 23 punkty, a Fred VanVleet miał 18 punktów i 6 asyst.
- W barwach Pacers kolejny raz zawiódł Tyrese Haliburton. Pisałem o tym w tekście o największych negatywnych niespodziankach tego sezonu i rozgrywający ponownie nie dojechał na to spotkanie. Zapisał na swoim koncie tylko 4 punkty, trafiając 1 z 7 rzutów z gry i nie widać w nim krzty tej radości, którą miał niecały rok temu gdy prowadził drużynę z Indiany do świetnego wyniku.
- Najlepszym graczem gości był Quenton Jackson, który trafił 10 z 12 rzutów z gry i zdobył rekordowe w karierze 24 punkty. 21 dodał Pascal Siakam, a 17 z ławki T.J. McConnell.
Autor: Piotr Zarychta
Memphis Grizzlies – Philadelphia 76ers 117:111
- Czy Philadelphia 76ers zaczną powoli spisywać bieżący sezon na straty? Podpisanie kontraktu z Paulem Georgem miało być ostatnim brakującym elementem na drodze do mistrzowskiego tytułu, a tymczasem „Szóstki” po kolejnej porażce zamykają tabelę Konferencji Wschodniej z katastrofalnym bilansem 2-12.
- Minionej nocy Philly dysponowali od początku swoim gwiazdorskim tercetem Joel Embiid — Tyrese Maxey — Paul George, jednak po 17 minutach spędzonych na parkiecie urazu lewego kolana nabawił się ostatni z wymienionych, przez co nie wrócił już na parkiet. Do momentu kontuzji nie radził sobie jednak najlepiej, zdobywając tylko dwa punkty (1/6 z gry), dwie asysty i cztery zbiórki.
- Sixers udało się w końcówce zmniejszyć rozmiary porażki, ale zabrakło im czasu, żeby nawiązać jeszcze walkę z rywalem. Na 3:34 przed ostatnią syreną przyjezdni przegrywali różnicą 15 punktów, ale ich seria 11:0 pozwoliła im zbliżyć się na zaledwie cztery „oczka” przy niespełna minucie na zegarze. Błąd popełnił wówczas Embiid, który stracił piłkę, a następnie rzuty z lini wykorzystał Jaren Jackson Jr., który przypieczętował tym samym zwycięstwo Memphis Grizzlies.
- Memphis odnieśli 9. zwycięstwo w tym sezonie, choć musieli radzić sobie bez Ja Moranta czy Zacha Edeya. Najskuteczniej punktował Jaren Jackson Jr., autor 25 „oczek”. Desmond Bane dołożył double-double w postaci 21 punktów i 10 zbiórek, z kolei debiutant Jaylen Wells zapisał na swoim koncie 14 punktów.
- Po stronie Sixers swój najlepszy występ w tym sezonie zaliczył Joel Embiid, zdobywca 35 punktów i 11 zbiórek (14/14 z linii rzutów wolnych). Debiutant Jared McCain zaaplikował rywalom 20 „oczek” i rozdał pięć asyst. Zawiódł Tyrese Maxey, autor zaledwie ośmiu punktów (3/13 z gry).
Oklahoma City Thunder – Portland Trail Blazers 109:99
- Oklahoma City Thunder wracają na zwycięską ścieżkę po dwóch kolejnych porażkach, pokonując minionej nocy Portland Trail Blazers po stosunkowo wyrównanym pojedynku. Dla sympatyków Grzmotów mamy jednak kolejną fantastyczną wiadomość. Swój pierwszy występ w tym sezonie, a zarazem debiut w trykocie OKC zaliczył Isaiah Hartenstein. Środkowy został dodatkowo drugim zawodnikiem w historii, który w pierwszym występie dla Thunder zaliczył double-double (13 punktów, 14 zbiórek). Pierwszym był Enes Kanter.
- Niżej notowani Blazers pozostawili wysoko poprzeczkę i nie mieli zamiaru ułatwiać życia gospodarzom. Kluczowa okazała się ostatnia kwarta meczu, w której OKC zaaplikowali rywalom aż 39 „oczek”, z czego 24 padły łupem duetu Jalen Williams (ostatecznie 30 punktów, 8 asyst, 7 zbiórek) — Shai Gilgeous-Alexander (28 punktów, 4 asysty, 3 przechwyty; 14/14 z linii).
- — Powrót do gry ze wszystkimi to bardzo dobre uczucie. Byłem nieco zardzewiały, ale nie było źle — mówił po meczu Hartenstein. — W czwartej kwarcie dobrze zadbaliśmy o realizację wszystkich szczegółowych założeń. Zrobiliśmy to, co mieliśmy zrobić — dodał środkowy.
- Ofensywę Portland napędzał przede wszystkim Shadeon Sharpe, autor 21 punktów. Po 14 „oczek” dorzucili Jerami Grant oraz Toumani Camara, który zebrał również dziewęć piłek i otarł się o double-double. Bliski podwójnej zdobyczy był również debiutant Donovan Clingan (10 punktów, 9 zbiórek).
Golden State Warriors – Atlanta Hawks 120:97
- Golden State Warriors świetnie weszli w to spotkanie i dzięki solidnej postawie m.in. Stephena Curry’ego czy Andrew Wigginsa byli w stanie rozpocząć budowę swojego prowadzenia. Prawdziwy prezent dali im jednak zawodnicy Atlanta Hawks, którzy kompletnie nie byli w stanie się wstrzelić. Fatalną skuteczność zaliczali Trae Young (1/6), De’Andre Hunter (1/7), Bogdan Bogdanović (1/7) czy Dyson Daniels (2/6), przez co na przerwę Wojownicy schodzili z przewagą 25 „oczek” (67:42).
- W drugiej połowie nie działo się już zbyt wiele. Jastrzębie w dalszym ciągu nie mogły znaleźć optymalnego rytmu w ofensywie, a kiedy wydawało się, że zdołają ostatecznie w znacznym stopniu zmniejszyć rozmiary porażki (90:77), to Warriors raz jeszcze wrzucili wyższy bieg i nie pozostawili żadnych wątpliwości co do tego, która ze stron była tej nocy lepiej dysponowana.
- Najlepszym punktującym GSW był tej nocy Andrew Wiggins, autor 27 „oczek”, siedmiu zbiórek i czterech asyst. Nie zawiódł Stephen Curry, który dorzucił 23 punkty i rozdał aż osiem asyst (7/10 z gry). Skromnym double-double popisał się Trayce Jackson-Davis (14 punktów, 11 zbiórek). Bliski podwójnej zdobyczy był Draymond Green (9 punktów, 9 asyst, 7 zbiórek).
- Żaden z zawodników Atlanta Hawks nie zdobył tej nocy więcej niż 15 punktów. To właśnie tyle zapisał na swoim koncie Jalen Johnson, który oprócz tego zebrał z tablic 14 piłek. Po 12 punktów zapisali na swoich kontach Trae Young (do tego 11 asyst; 4/12 z gry) oraz „jedynka” tegorocznego draftu Zaccharie Risacher (8 zbiórek, 4/10 z gry).
Phoenix Suns – New York Knicks 122:138
- Phoenix Suns podeszli do tego spotkania nie tylko bez kontuzjowanego od dłuższego czasu Kevina Duranta, ale i Bradleya Beala. Obaj panowie mogą wrócić na parkiety już w przyszłym tygodniu, ale na ten moment przeciwnicy konsekwentnie wykorzystują ich nieobecność. Skorzystali z tego również New York Knicks, którzy minionej nocy już w pierwszej kwarcie objęli dwucyfrowe prowadzenie (28:44).
- Świetną pierwszą połowę zaliczył Jalen Brunson, który był niemal bezbłędy z gry (8/9, 23 punkty) i całkowicie zniwelował popisy Devina Bookera po drugiej stronie parkietu (18 pkt). Świetnie spisywali się też m.in. OG Anunoby czy Karl-Anthony Towns, dzięki czemu przyjezdni schodzili na przerwę z 18-punktową zaliczką (58:76).
- Na początku trzeciej odsłony Suns zaliczyli imponującą serię 17:5 autorstwa m.in. sypiących trójkę za trójką Royce’a O’Neale’a czy Tyusa Jonesa. Phoenix zmniejszyli tym samym straty do 11 „oczek”, na co swoją serią odpowiedzieli jednak gracze Knicks i w ten sposób wróciliśmy do sytuacji sprzed przerwy (93:110). W czwartej „ćwiartce” Suns nie byli już w stanie stworzyć realnego zagrożenia dla rywala.
- Świetny mecz rozegrał Jalen Brunson, autor 36 punktów i 10 asyst. Double-double na swoim koncie zapisali również Karl-Anthony Towns (34 punkty, 10 zbiórek) oraz Josh Hart (19 punktów, 11 zbiórek, 6 asyst). Na wyróżnienie zapracował też Mikal Bridges, który zaaplikował rywalom 16 „oczek” i rozdał pięć asyst.
- Dwoił się i troił Devin Booker, ale nawet jego 33 punkty i pięć asyst nie uchroniły Suns przed znaczącą porażką. Podwójne zdobycze padły mimo wszystko łupem Tyusa Jonesa (15 punktów, 10 asyst) oraz Jusufa Nurkicia (14 punktów, 12 zbiórek). Dobrze zza łuku dysponowany był Royce O’Neale (5/10, 17 punktów).
Los Angeles Clippers – Orlando Magic 104:93
- Wciąż bez Kawhia Leonarda, ale tej nocy również bez Normana Powella. Los Angeles Clippers musieli radzić sobie w okrojonym zestawieniu, a kiedy dodamy do tego kiepską skuteczność Jamesa Hardena, to trudno wyobrazić sobie lepsze warunki dla Orlando Magic do osiągnięcia korzystnego tezultatu.
- Przyjezdni również podeszli do tego spotkania bez swojego lidera w osobie Paolo Banchero. Tej nocy brakowało im m.in. skuteczności zza łuku (5/20 do przerwy). Kiepsko radzili sobie również na tablicach i choć solidnie spisywał się Jalen Suggs, to mimo wszystko to Clippers schodzili na przerwę na prowadzeniu (57:54).
- Po powrocie na parkiet gospodarze rozpoczęli istny popis strzelecki. Wyższy bieg wrzucił Ivica Zubac, swoje dokładali w dalszym ciągu Harden czy Amir Coffey i to wszystko przełożyło się na serię 28:12 Clippers. Podopieczni Jamahla Mosley’ego nie byli w stanie pozbierać się po tym ciosie już do końcowej syreny (85:66).
- Pomimo początkowych problemów ze skutecznością (ostatecznie 5/14 z gry) James Harden zdołał skompletować 24 punkty, siedem zbiórek i pięć asyst. Double-double popisał się Ivica Zubac, który zaliczył 17 punktów i 12 zbiórek. Dobrze wypadł też Amir Coffey, autor 18 „oczek”.
- Po drugiej stronie parkietu najlepszym punktującym był rezerwowy Anthony Black (17 punktów, 8 asyst). Jalen Suggs dorzucił 16 punktów, z kolei Franz Wagner odnotował 14 „oczek”, sześć zbiórek, sześć asyst i cztery przechwyty.
- Magic są w tym sezonie świetnym zespołem przed własną publicznością (7-0), ale kiepsko radzą sobie na wyjazdach, gdzie zaliczyli jak dotąd tylko dwa zwycięstwa w ośmiu spotkaniach. Mimo to w dalszym ciągu plasują się na 3. miejscu w tabeli Wschodu.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!