Zaczynamy od dobrych wieści dla sympatyków Jeremy’ego Sochana. Minionej nocy reprezentant Polski wrócił do pierwszej piątki San Antonio Spurs i spędził na parkiecie aż 38 minut. Ekipa z Teksasu ograła faworyzowanych New York Knicks. Nieco mniej powodów do zadowolenia mają kibice Cavs, bo Cleveland przegrali już trzeci mecz z rzędu. Uśmiechów nie brakuje w Los Angeles, gdzie pomimo nieobecności LeBrona Lakers zdołali pokonać Denver Nuggets, choć w ich składzie zabrakło Nikoli Jokicia. Triple-double popisał się Cade Cunningham, który trafieniem w ostatniej akcji meczu zapewnił Pistons zwycięstwo nad Miami Heat. W Phoenix Devin Booker zdobył 41 punktów i poprowadził Suns do jakże cennego zwycięstwa nad Chicago Bulls.
Indiana Pacers – Dallas Mavericks 135:131
- Na sześć minut przed końcem spotkania to Dallas Mavericks byli bliżsi wygranej, ale Indiana Pacers przypuścili jeszcze jeden atak, odrobili straty, wyszli na prowadzenie i zanotowali 39. zwycięstwo w sezonie dzięki swojemu atakowi. Czwarta wygrana w pięciu ostatnich spotkaniach w połączeniu z porażkami Milwaukee Bucks pozwoliły drużynie Ricka Carlisle’a na chwilę odetchnąć i zyskać jeden mecz przewagi w tabeli Konferencji Wschodniej.
- Przy nieobecności Tyrese’a Haliburtona liderem punktowym gospodarzy był Pascal Siakam. Skrzydłowy zapisał na swoim koncie 29 punktów i 5 asyst. Sekundował mu Bennedict Mathurin, którego 16 punktów w czwartej kwarcie było kluczowe w pogoni za rywalem. Łącznie skończył z 23 punktami.
- Zastępujący na pozycji rozgrywającego lidera zespołu Andrew Nembhard dołożył 22 punkty i 8 asyst. Łącznie Pacers trafili aż 54% rzutów z gry i 45% trójek.
- Bardzo podobne statystyki skuteczności rzutowej mieli Mavericks. 54% z gry i 40% trójek to też świetne wyniki. Do kontuzjowanych Kyriego Irvinga i Anthony’ego Davisa oraz listy pozostałych dopisany został Klay Thompson, czyli ostatnie duże nazwisko.
- Pierwsze skrzypce grał zatem P.J. Washington, który zdobył 26 punktów. Drugim strzelcem zespołu był powracający do zdrowia Jaden Hardy, który wchodząc z ławki rezerwowych rzucił 24 punkty. Jego powrót pozwolił wykreślić z protokołu meczowego Brandona Williamsa, dzięki czemu będzie on dostępny dłużej, a przy jego kontrakcie typu two-way zbliżał się koniec jego limitu spotkań, które może rozegrać w NBA.
Autor: Piotr Zarychta
Orlando Magic – Houston Rockets 108:116
- Orlando Magic przystąpili do tego spotkania z chęcią rewanżu za porażkę z Houston Rockets sprzed kilku dni. Co prawda drużyna z Florydy zaprezentowała się lepiej niż ostatnim razem, ale to nie wystarczyło, by wyjść zwycięsko z tego tarcia.
- Przez większość meczu ton pojedynkowi nadawała defensywa. Nie powinno być to zaskoczeniem, biorąc pod uwagę styl gry obu zespołów. Magic dobrze radzili sobie w wymuszaniu strat i kreowaniu szybkich ataki, z kolei Rockets konsekwentnie spowalniali ofensywę drużyny Jamala Mosleya za pomocą obrony strefowej.
- Przez całą pierwszą połowę dynamika gry opierała się na lepszych momentach jednej z ekip. Przykładowo Magic świetnie weszli w drugą kwartę, wymuszając na graczach rywali kilka strat i osiągnęli dzięki temu ośmiopunktowa przewagę. Najlepszy w tym fragmencie był Paolo Banchero, który do przerwy uzbierał na swoim koncie 18 punktów. Będąc w kiepskiej sytuacji Rockets zaczęli nękać przeciwników obroną strefową, co pozwoliło im na zmniejszenie straty, a tuż przed zejściem do szatni drużyna Ime Udoki objęła czteropunktowe prowadzenie po rzucie Freda VanVleeta, trafionym równo z syreną (52:56).
- Po przerwie wyraźnie lepiej prezentował się zespół z Houston, przede wszystkim był skuteczniejszy po atakowanej stronie parkietu. Pod tym kątem Magic wyglądali fatalnie, trafiając w trzeciej kwarcie tylko 33% rzutów z gry i zaledwie 1/9 zza łuku. Najbardziej wyróżnił się Jalen Green, który brylował w ofensywie, zdobywając wówczas 11 punktów.
- Czwarta kwarta przyniosła kolejny zryw w tym meczu, tym razem po stronie drużyny z Orlando. Paolo Banchero i Franz Wagner próbowali poprowadzić swój zespół do powrotu, jednak Magic zmniejszyli tylko stratę do rywali, kończąc pościg na ośmiu punktach straty.
- W zwycięskiej ekipie Rockets aż sześciu zawodników odnotowało dwucyfrową zdobycz punktową. Najbardziej widoczny był jednak duet młodych gwiazd: Jalen Green (27 punktów) i Alperen Senngu (22 punkty, 12 zbiórek, 4 asysty). Na uznanie zasługuje też Tari Eason, który odnotował 16 “oczek”, ale co cenniejsze, dołożył do tego dziewięć zbiórek, cztery asysty i pięć przechwytów.
- Po stronie Magic najlepiej zaprezentował się Paolo Banchero, który uzbierał 31 punktów, sześć zbiórek i pięć asyst. Wsparł go Franz Wagner, który zanotował 20 “oczek”, zebrał osiem piłek z tablic i rozdał siedem asyst. Trzeciem filarem zespołu Orlando był Goga Bitadze (19 punktów, 8 zbiórek), który zasługuje na uznanie m.in. za zebranie sześciu piłek w ataku.
Autor: Antoni Wyrwiński
Miami Heat – Detroit Pistons 113:116
- Detroit Pistons wygrywają drugi raz z rzędu, a bohaterem spotkania był oczywiście Cade Cunningham, który dwukrotnie trafił zza łuku w ostatnich 57 sekundach spotkania, zapewniając Tłokom 39. zwycięstwo w sezonie. Lider Pistons zanotował triple-double w postaci 25 punktów, 12 zbiórek i 11 asyst.
- Double-double uzyskał Jalen Duren (15 punktów, 11 zbiórek). 14 punktów (7/10 z gry) i 6 zbiórek dołożył Ausar Thompson. Jedno oczko mniej miał Tobias Harris (13), który dodał 5 zbiórek i 4 bloki. 16 punktów (5 trójek) z ławki zaliczył Malik Beasley.
- Miami Heat przegrali dziewiąty mecz z rzędu. Warto jednak odnotować poczynania czterech zawodników Żaru z Miami. Bliski triple-double był Bam Adebayo, zdobywca 30 punktów (12/24 z gry), 9 zbiórek i 8 asyst. 29 punktów (10/20 z gry), 4 zbiórki i 3 asysty zanotował Tyler Herro.
- – Nie ma wiele do powiedzenia – powiedział po meczu Herro. – To kolejna ciężka porażka, dziewiąta z rzędu. Były różne, ale dzisiejsze spotkanie przypominało jeden z tych meczów, w których walczyliśmy z całych sił, graliśmy i po prostu nie udało się wygrać – kończy.
- – To jest to, czego potrzebujemy – powiedział trener Spoelstra o występach Adebayo i Herro. – Bam i Tyler stanęli na wysokości zadania, z przywódczego punktu widzenia – dodał. Double-double uzyskał Kel’el Ware (14 punktów, 12 zbiórek, 3 bloki), a 14 punktów (5/10 z gry) zgarnął Duncan Robinson.
Autor: Mateusz Malinowski
Minnesota Timberwolves – New Orleans Pelicans 115:119
- Do ogromnej niespodzianki doszło w Minneapolis, gdzie pomimo gry w najsilniejszym zestawieniu Minnesota Timberwolves nie byli w stanie ograć dużo niżej notowanych New Orleans Pelicans. Zaczęło się po myśli gospodarzy, którzy w pierwszej kwarcie utrzymywali się na prowadzeniu dzięki trafieniom Anthony’ego Edwardsa i Mike’a Conleya (30:24).
- Problemy zaczęły pojawiać się w drugiej odsłonie, kiedy to gospodarze złapali zadyszkę w ofensywie i nie byli w stanie skutecznie egzekwować swoich ataków. Przyjezdni błyszczeli z kolei skutecznością na poziomie 60,9% z gry i 63,6% zza łuku, dzięki czemu to oni schodzili na przerwę z zaliczką (61:62).
- Po powrocie na parkiet wynik przez długi czas oscylował w granicach remisu. Wszystko miała rozstrzygnąć więc końcówka, w której Timberwolves raz jeszcze zawiedli. Ostatnie trafienie z gry gospodarze zaliczyli na 3:08 przed końcem, po czym dorzucili jedynie trzy celne osobiste. W tym czasie swoje okazje wykorzystali Kelly Olynyk i Zion Williamson, czym zapewnili Pelicans zwycięstwo.
- — Spudłowaliśmy trójkę z czystej pozycji, spudłowaliśmy layup, spudłowaliśmy kilka osobistych. To są rzuty, z których zazwyczaj jestem zadowolony. Po drugiej stronie parkietu nie mogliśmy zaliczyć nawet zbiórki. To wszystko. To cała historia ostatnich minut — mówił na pomeczowej konferencji prasowej trener gospodarzy Chris Finch.
- Pels do zwycięstwa poprowadził świetny Zion Williamson, autor 29 punktów, ośmiu asyst, pięciu zbiórek i trzech przechwytów. CJ McCollum dorzucił 18 oczek. W szeregach Minnesoty wyróżniali się przede wszystkim Anthony Edwards (29 punktów, 6 zbiórek; 5/19 z gry) oraz Julius Randle (17 punktów, 3 asysty).
Oklahoma City Thunder – Philadelphia 76ers 133:100
- Bez niespodzianki obyło się w OKC, gdzie pozbawieni m.in. Joela Embiida, Paula George’a czy Tyrese’a Maxeya Philadelphia 76ers musieli uznać wyższość Oklahoma City Thunder, choć ci wybiegli na parkiet bez Shaia Gilgeous-Alexandra, Jalena Williamsa czy Isaiaha Hartensteina. Faworyzowani gospodarze proces destrukcji rozpoczęli już w pierwszej kwarcie, którą wygrali 42:26 za sprawą dobrze dysponowanych Cheta Holmgrena (3/3, 9 pkt) czy Brandena Carlsona (4/5, 10 pkt).
- W drugiej odsłonie przyjezdni zdołali zaskoczyć rywala i choć brakowało im skuteczności (39,1% z gry), to zmniejszyli nieznacznie swoją stratę do przerwy. Po powrocie na parkiet znów dominowali jednak Thunder, tym razem wygrywając trzecią część 33:18 i wbijając tym samym gwóźdź do trumny rywala.
- — To było profesjonalne zwycięstwo. [Sixers] to zespół, który zdobył co najmniej 130 punktów w dwóch poprzednich spotkaniach, dobrze im to ostatnio wychodzi. Nadaliśmy ton w grze defensywnej. W ataku złapaliśmy rytm, dobrze dzieliliśmy się piłką i graliśmy zespołowo — mówił po meczu trener Mark Daigneault.
- Świetny mecz rozegrał Aaron Wiggins, zdobywca 26 oczek i sześciu asyst. Triple-double w postaci 19 punktów, 17 zbiórek i 11 asyst popisał się Jaylin Williams. W zespole Philly wyróżnili się przede wszystkim Quentin Grimes (28 punktów, 5 asyst, 3 przechwyty) oraz Justin Edwards (19 punktów, 2 przechwyty).
San Antonio Spurs – New York Knicks 120:105
- Po niemal dwóch miesiącach gry w roli rezerwowego Jeremy Sochan powrócił do pierwszej piątki Ostróg. Tej nocy reprezentant Polski spędził na parkiecie aż 38 minut (najwięcej ze wszystkich zawodników) i zdobył w tym czasie 10 punktów, sześć zbiórek, trzy asysty i jeden przechwyt.
- San Antonio Spurs od początku prezentowali się z dobrej strony i już w pierwszych minutach – głównie za sprawą trafień Harrisona Barnesa i Chrisa Paula – zdołali wypracować dwucyfrową przewagę (23:10). Różnice zrobił dopiero wchodzący z ławki Mitchell Robinson, który skutecznie wspierał Karla-Anthony’ego Townsa, ale mimo to New York Knicks cały czas musieli gonić wynik (29:20).
- Nowojorczycy próbowali wziąć się za odrabianie strat, ale trudno było im dojść do optymalnych pozycji strzeleckich, a ich skuteczność również pozostawiała wiele do życzenia. Kiedy wydawało się, że mimo wszystko mogą zbliżyć się z wynikiem, Ostrogi zaliczyły wówczas serię punktową 9:0. Swoje pierwsze trafienie tej nocy zaliczył wówczas Jeremy Sochan, który podwyższył prowadzenie gospodarzy do 13 oczek (44:31).
- Knicks poprosili następnie o przerwę na żądanie, która nie przyniosła jednak oczekiwanych efektów. Wyższy bieg wrzucił Sandro Mamukelashvili, który popisał się trzema trafieniami z rzędu (w tym dwa zza łuku). Jeszcze dwa razy punktował również Polak, swoją cegiełkę dołożyli również Stephon Castle oraz Devin Vassell i Spurs mogli zejść na przerwę z wyjątkowo komfortową przewagą (67:43).
- W trzeciej kwarcie podopieczni Mitcha Johnsona prezentowali się już zdecydowanie gorzej. Spurs zdobyli jedynie 16 punktów, trafiając 5 z 17 rzutów z gry. Po stronie Knicks ciężar odpowiedzialności za zespół wzięli na siebie m.in. Miles McBride czy Mikal Bridges i ostatecznie przyjezdni zbliżyli się z wynikiem do 11 oczek (83:72).
- Gracze San Antonio w porę odzyskali jednak swój ofensywny rytm. W czwartej kwarcie znów błyszczał Mamukelashvili, który trafił wszystkich osiem rzutów z gry, w tym aż cztery zza łuku. Knicks próbowali, ale nie byli w stanie znaleźć odpowiedzi na popisy reprezentanta Gruzji. To właśnie jego punkty pozwoliły zwiększyć przewagę w końcówce i przesądzić tym samym o losach rywalizacji.
- – Myślę, że osiągnęliśmy to, na co liczyliśmy, zmieniając pierwszą piątkę. Chcieliśmy wystawić Jeremy’ego na Karla-Anthony’ego Townsa jak najwięcej i uznaliśmy, że Bismack Biyombo będzie odpowiednim match-upem dla Mitchella Robinsona. To było dość proste. Jesteśmy trochę niestandardową grupą, jeśli chodzi o tradycyjne ustawienia, więc co jakiś czas wprowadzamy korekty – mówił po meczu trener Mitch Johnson.
- Bohaterem Spurs był tej nocy Sandro Mamukelashvili, autor aż 34 punktów (rekord kariery), dziewięciu zbiórek i trzech asyst (13/14 z gry, 7/7 za trzy). Dobre zawody zaliczył też Stephon Castle (22 punkty). Po stronie Knicks błysnął Karl-Anthony Towns (32 punkty, 9 zbiórek). Po 14 oczek dorzucili Mikal Bridges i OG Anunoby.
Utah Jazz – Washington Wizards 128:112
- Od spotkania między dwoma najsłabszymi drużynami w NBA nie oczekiwano wiele, jednak w ostatecznym rozrachunku był to dość interesujący pojedynek, w którym decydującą rolę odegrała ofensywa.
- W pierwszej połowa była bardzo wyrównana, na co wskazuje wynik 63:64 w momencie zejścia do szatni na przerwę. Washington Wizards swoją dobrą dyspozycję zawdzięczali świetnej grze debiutanta – Alexa Sarra. W dwóch pierwszych ćwiartkach meczu Francuz uzbierał 20 punktów.
- Druga część spotkania to już konsekwentnie budowana przewaga Jazzmanów, która w szczytowym momencie osiągnęła 21 punktów. Ostatecznie ekipa z Salt Lake City utrzymała prowadzenie do końca i zwycięsko wyszła z tego starcia. Dobrze w tym fragmencie spisał się Brice Sensabaugh, który kolejny raz w tym sezonie pokazał swoje ponadprzeciętne możliwości ofensywne.
- Najlepszym graczem po stronie Wizards był wspominany już Alex Sarr, który jednak w drugiej połowie znacząco obniżył loty. Niemniej zakończył ostatecznie mecz z dorobkiem 22 punktów i dziewięciu zbiórek. Nadspodziewanie dobrze spisał się Colby Jones, który zanotował 24 “oczka”, trafiając 9/11 rzutów z gry.
- W zwycięskiej ekipie Utah Jazz nie było jednego wyraźnego lidera, ale na uznanie zasługuje chociażby Keyonte George (20 punktów), Kyle Filipowski, autor 21 “oczek, czy Collin Sexton, który uzbierał 18 punktów.
Autor: Antoni Wyrwiński
Los Angeles Lakers – Denver Nuggets 120:108
- Mecz, w którym zabrakło ogromnych gwiazd. Los Angeles Lakers dalej muszą radzić sobie bez LeBrona Jamesa, z kolei w składzie Denver Nuggets nie znaleźli się Nikola Jokić i Jamal Murray. Jeziorowcy od pierwszych minut wykorzystywali braki kadrowe rywala. Fantastyczny początek meczu zaliczył Luka Doncić, który w pierwszej kwarcie zdobył aż 21 punktów i wyprowadził Jeziorowców na 17-punktowe prowadzenie (46:29).
- W drugiej odsłonie ofensywa gospodarzy nieco zwolniła, z kolei regularnie punktować zaczęli Christian Braun, Michael Porter Jr. czy Peyton Watson. Przyjezdni trafili 61,9% swoich prób w tej części, ale nie byli w stanie znacząco zredukować swojej straty przed przerwą (73:59).
- Druga połowa to istny rollercoaster. Najpierw Lakers ponownie zdominowali swojego rywala (32:18) i wydawało się wówczas, że przesądzili tym samym o losach pojedynku. W czwartej “ćwiartce” podopieczni JJ Redicka zdobyli jednak tylko 15 punktów, dając Nuggets szansę na powrót do rywalizacji. Zabrakło im jednak czasu. Na 40 sekund przed ostatnią syreną PJ Hall zbliżył Denver na osiem oczek, ale w końcówce z linii rzutów wolnych nie mylił się Jordan Goodwin, który w ten sposób przypieczętował wygraną LA.
- Po pierwszej odsłonie Luka Doncić zwolnił tempo, ale odnotował ostatecznie 31 punktów, dziewięć zbiórek i siedem asyst. Austin Reaves dorzucił 22 oczka, osiem asyst i pięć zbiórek. W szeregach Nuggets wyróżnił się przede wszystkim Aaron Gordon, który mecz rozpoczął jako nominalny środkowy (26 punktów, 11 zbiórek).
- Spotkanie to miało wyjątkową wagę. Lakers i Nuggets są bezpośrednimi rywalami w tabeli Konferencji Zachodniej. Wygrana Jeziorowców nie tylko pozwoliła im wskoczyć na 3. miejsce kosztem rywala z Kolorado, ale doprowadziła również do remisu 2-2 w serii pomiędzy dwiema ekipami w bieżących rozgrywkach zasadniczych.
Phoenix Suns – Chicago Bulls 127:121
- Wreszcie! Tak odetchnąć mogą fani Phoenix Suns i sami zawodnicy. Po żmudnej i bardzo powolnej pogoni dotarli do wyniku równego z tym, który mają Dallas Mavericks. To wreszcie może oznaczać zamianę pozycji w tabeli i powrót do Play-In. Udało się to dzięki pokonaniu Chicago Bulls, którzy grając w okrojonym składzie i tak zmusili Suns do dużego wysiłku.
- Devin Booker wreszcie wyglądał jak za swoich najlepszych lat i nie miał odpowiedzi w defensywie rywala, która mogłaby go spowolnić. 14 z 26 rzutów z gry, 6 z 12 trójek w drodze do 41 punktów, przy tym 7 asyst. Takiego Bookera najbardziej lubimy oglądać.
- 26 punktów i 8 asyst dołożył od siebie Kevin Durant, 18 punktów zainkasował Nick Richards, a 16 debiutant Ryan Dunn.
- W barwach Bulls ponownie zagrał wracający po kontuzji Josh Giddey, ale pierwszy mecz po powrocie rozpoczął na ławce rezerwowych. To mu nie przeszkodziło we wpisaniu w protokół meczowy 22 punktów, 7 zbiorek i 7 asyst. Strzelecko lepsi okazali się Coby White i Nikola Vucevic, obaj zdobywając 24 punkty.
Autor: Piotr Zarychta
Portland Trail Blazers – Memphis Grizzlies 115:99
- Drużyna z Oregonu nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa w walce o miejsce w fazie play-in. W ostatnich czterech dniach Portland Trail Blazers odnieśli trzecie zwycięstwo z rzędu. Ogromna w tym zasługa Deniego Avdiji, który również w meczu z Grizzlies miał duże zasługi w końcowe zwycięstwo.
- Skrzydłowy z Izraela, posiadający także serbskie obywatelstwo, zdobył 31 punktów (9/18 z gry, w tym 5/8 za trzy), 16 zbiórek i 8 asyst. Drugim najlepszym strzelcem, ale na dużo gorsze skuteczności był Anfernee Simons, zdobywca 22 punktów (8/24 z gry, w tym 2/9 zza łuku) i 5 zbiórek i 3 asysty.
- 17 punktów, 7 zbiórek i 5 asyst dołożył Shaedon Sharpe, a 15 oczek padło łupem Toumani Camary. 13 punktów i 9 zbiórek zaliczył głęboki rezerwowy Blazers, Duop Reath.
- W szeregach Memphis Grizzlies zabrakło m.in. Ja Moranta i GG Jacksona, a zespół z Tennessee trafił zaledwie 8 z 30 rzutów za trzy (27%). 20 punktów (7/16 z gry), 7 zbiórek i 4 asysty zdobył Desmond Bane. Podobnie zagrał Scotty Pippen Jr., zdobywając 18 punktów (7/17 z gry), 6 zbiórek i 4 asysty.
- 16 punktów i 5 zbiórek z ławki zdobył Santi Aldama. Słabiutkie spotkanie rozegrał Jaren Jackson Jr., autor 14 punktów (5/18 z gry), 5 zbiórek i 5 strat. Grizzlies przegrali 3 z ostatnich 5 meczów.
Autor: Mateusz Malinowski
Sacramento Kings – Cleveland Cavaliers 123:119
- Trzecią porażkę z rzędu ponieśli podopieczni Kenny’ego Atkinsona. Kluczowym momentem spotkania była seria Sacramento Kings, w której zdobyli 7 punktów z rzędu w połowie czwartej kwarty. Zespół z Kalifornii wyszedł na dwupunktowe prowadzenie (109:107), którego już nie oddał do końca meczu.
- Siedmiu z dziewięciu zawodników Kings uzyskało dwucyfrową zdobycz punktową. 27 punktów (10/19 z gry) i 4 asysty zanotował DeMar DeRozan. 22 punkty, 6 zbiórek i 8 asyst uzyskał Malik Monk. 16 punktów i 5 zbiórek padło łupem Devina Cartera. Po 13 oczek dołożyli Keegan Murray, Keon Ellis, Trey Lyles. Dla Kings było 35 zwycięstwo (drugie z rzędu). Królowie zajmują dziewiątą pozycję w Konferencji Zachodniej.
- W zespole z Cleveland double-double uzyskał Evan Mobley (31 punktów, 10 zbiórek). 26 punktów, 5 zbiórek, 4 asysty dołożył Davion Mitchell. 14 punktów i 6 asyst zgarnął Ty Jerome. Po 12 punktów zaliczyli Max Strus i Dean Wade. Cavs (56-13) nadal pozostają liderami Konferencji Wschodniej i mają o sześć zwycięstw więcej od Boston Celtics.
Autor: Mateusz Malinowski
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!