Popisowy występ zaliczył tej nocy Shai Gilgeous-Alexander. Jeszcze na początku trzeciej kwarty jego Thunder przegrywali z Timberwolves różnicą 13 punktów, ale po fantastycznym występie rozgrywającego OKC odwrócili losy pojedynku na swoją korzyść. Świetnie wypadł też Austin Reaves, jednak Lakers musieli uznać wyższość Cavaliers. Kolejną porażkę, szóstą w siedmiu ostatnich spotkaniach, zaliczyli Phoenix Suns. Kiepskie wieści dotarły do nas z San Antonio, gdzie Spurs nie mieli litości dla Clippers. Jeszcze przed przerwą Jeremy Sochan opuścił parkiet z urazem.
Boston Celtics – Toronto Raptors 125:71
- Boston Celtics rozpoczęli mecz od katastrofalnej skuteczności 1/11 z gry, czego Toronto Raptors zupełnie nie potrafili jednak wykorzystać. Kiedy zza łuku przełamali się Derrick White oraz Jrue Holiday, gospodarze rozpoczęli — z lekkim opóźnieniem — budowę swojej przewagi (23:12).
- Celtowie weszli w drugą odsłonę od szybkiego 5:0 i wydawało się, że przy takich obrotach losy spotkania mogą być rozstrzygnięte jeszcze przed przerwą. Na wysokości zdania stanęli wówczas jednak m.in. Bruce Brown czy Davion Mitchell. Podopieczni Joe Mazzulli w dalszym ciągu utrzymywali się na dwucyfrowym prowadzeniu, ale nie zdołali “zabić” meczu przed zejściem do szatni (45:35).
- To, czego Celtom nie udało im się dokonać w drugiej “ćwiartce”, zdołali osiągnąć w trzeciej. Gra przyjezdnych posypała się całkowicie po obu stronach parkietu, a bezskuteczną obronę bezlitośnie wykorzystywał przede wszystkim Jayson Tatum (18 pkt w 3Q). Boston wygrał tę część 45:18, kończąc ostatecznie pojedynek z przewagą 51 “oczek”.
- “Wybuch” w trzeciej kwarcie wystarczył, by Jayson Tatum zakończył ten mecz jako najlepszy punktujący Celtics (23 punkty, 8 zbiórek). Z dobrej strony zaprezentował się wchodzący z ławki rezerwowych Payton Pritchard (19 “oczek”, 6 zbiórek, 4 asysty, 3 przechwyty). Derrick White dorzucił 16 punktów, a Jrue Holiday 14.
- Po stronie Raptors wyróżnił się Scottie Barnes, autor double-double w postaci 16 punktów i 13 zbiórek, choć jego wskaźnik +/- był tej nocy najgorszy (-39). Po zaledwie dziewięć “oczek dołożyli Davion Mitchell i Jamison Battle.
Indiana Pacers – Milwaukee Bucks 112:120
- Choć występ Giannisa Antetokounmpo przez długi czas stał pod znakiem zapytania, to ostatecznie Grek pojawił się w składzie Milwaukee Bucks po raz pierwszy od 20 grudnia. Skrzydłowy, podobnie jak Damian Lillard, nie mógł jednak wstrzelić się w pierwszych minutach (obaj łącznie 0/9 w 1Q), choć pomimo tego wynik oscylował w granicach remisu (28:30).
- Podczas gdy liderzy Kozłów borykali się z problemami ze skutecznością, za zdobywanie punktów wzięli się Khris Middleton, Brook Lopez i Bobby Portis. Nie byli oni jednak w stanie nieustannie odpowiadać na ataki Indiana Pacers. Po drugiej stronie parkietu ofensywę napędzali m.in. Pascal Siakam czy T.J. McConnell, a prawdziwą różnicę — adekwatnie wpływającą na wynik 64:53 — robiła skuteczność (51,1% do 41,2% z gry; 37,5% do 20% za trzy).
- W trzeciej kwarcie po dwóch kolejnych trafieniach za trzy Bennedicta Mathurina przewaga Pacers wzrosła do 19 punktów. Wydawało się wówczas, że gospodarze na dobre przejęli kontrolę nad spotkaniem, ale ostatniego słowa nie powiedzieli wówczas jeszcze Giannis, AJ Green czy Lillard. Dwa trafienia zza łuku ostatniego z wymienionych zwieńczyły serię punktową, po której Kozły traciły już zaledwie trzy “oczka” (86:83).
- W ostatniej odsłonie skutecznością błysnęli Antetokounmpo (13 pkt, 6/8 z gry) oraz Gary Trent Jr. (2/2 zza łuku). Po punktach Greka na 51 sekund przed ostatnią syreną Bucks prowadzili 110:117 i nie dali już wyrwać sobie tej nocy prowadzenia.
- Prym w szeregach Milwaukee wiódł Giannis, który popisał się double-double w postaci 30 punktów oraz 12 zbiórek. Brook Lopez dorzucił 16 “oczek”, z kolei Khris Middleton zapisał na swoim koncie 15 punktów, sześć zbiórek oraz siedem asyst. Rytmu przez niemal całą noc szukał Damian Lillard (9 punktów, 5 asyst; 3/14 z gry).
- Ofensywę Pacers napędzali przede wszystkim Bennedict Mathurin (25 punktów, 9 zbiórek), Pascal Siakam (20 punktów, 7 zbiórek) oraz autor podwójnej zdobyczy Myles Turner (16 punktów, 10 zbiórek). Dla ekipy z Indianapolis jest to już trzecia porażka w czterech ostatnich spotkaniach, choć wszystkie z nich zaliczyli z wyjątkowo wymagającymi rywalami.
San Antonio Spurs – Los Angeles Clippers 122:86
- San Antonio Spurs już od pierwszych minut byli w stanie pokazać, że są tej nocy lepiej dysponowanym zespołem. Podopieczni Mitcha Johnsona rozpoczęli budowę swojej przewagi za sprawą trafień przede wszystkim Victora Wembanyamy oraz Jeremy’ego Sochana, który wykończył dwie akcje wsadami (14:6).
- Los Angeles Clippers próbowali odpowiedzieć trafieniami Jamesa Hardena, który w pojedynkę zdobył aż 13 z 17 punktów swojego zespołu w pierwszej kwarcie. Ostrogi wykorzystał brak wsparcia dla lidera przyjezdnych i po krótkiej chwili cieszyły się już dwucyfrową przewagą (31:17).
- W drugiej odsłonie nieco bardziej widoczny był Norman Powell, podczas gdy po drugiej stronie parkietu swój ofensywny rytm zatracił Wemby (1/6 z gry w 2Q). To jednak nie wystarczyło, by Clippers mogli wrócić do gry. Na wysokości zadania stanęli m.in. Keldon Johnson, Zach Collins czy Stephon Castle i to przede wszystkim dzięki tej trójce Spurs schodzili na przerwę z 20-punktową zaliczką (63:43).
- Kiedy Spurs budowali jeszcze swoją przewagę, to w międzyczasie parkiet opuścił Jeremy Sochan. Uraz pleców Polak okazał się na tyle poważny, że uniemożliwił mu grę w drugiej połowie pojedynku.
- Po powrocie do gry obraz gry nie uległ jednak zmianie. Clippers w dalszym ciągu mieli sporo problemów z odnalezieniem drogi do kosza, z kolei w defensywie nie byli w stanie skutecznie ograniczyć Wembanyamy czy Castle’a. Cenne trafienia zza łuku dołożył również Harrison Barnes, a przewaga gospodarzy osiągnęła wówczas pułap 28 punktów (91:63). Gości z Miasta Aniołów nie było stać już tej nocy na nawiązanie walki.
- — Wiem, że chodzi o coś z plecami. Niczego innego jednak nie słyszałem — powiedział trener Mitch Johnson na pomeczowej konferencji prasowej, kiedy jeden z dziennikarzy zapytał go o informacje o zdanie zdrowia Jeremy’ego.
- Sochan zdobył ostatecznie tylko cztery punkty, pięć zbiórek, dwie asysty i jeden przechwyt. Niekwestionowanym liderem Spurs był tej nocy Victor Wembanyama, który starcie z LAC zakończył z dorobkiem 27 punktów, dziewięciu zbiórek, pięciu asyst i trzech bloków. Wchodzący z ławki Keldon Johnson zaaplikował rywalom 17 “oczek”.
- Po drugiej stronie najlepiej wypadli James Harden (17 punktów, 3 zbiórek; 5/11 z gry) oraz Norman Powell (15 punktów, 5 zbiórek; 3/10 zza łuku). Dwucyfrową zdobyczą popisał się też rezerwowy Amir Coffey (14 punktów).
- Zwycięstwo umocniło Spurs na miejscu premiowanym grą w turnieju play-in. Clippers spadli z kolei z 5. na 6. pozycję i muszą mieć się na baczności, bo w przypadku kolejnego zwycięstwa Los Angeles Lakers (7. lokata) mogą zrównać się z nimi bilansem.
Oklahoma City Thunder – Minnesota Timberwolves 113:105
- On jest MVP ligi. Tak krótko skomentował kolejny wybitny występ Shai Gilgeousa-Alexandra Anthony Edwards po tym jak Kanadyjczyk poprowadził Oklahoma City Thunder do dwunastej z rzędu wygranej w sezonie, tym razem nad Minnesota Timberwolves.
- SGA rzucił 40 punktów, trafił 15 z 23 rzutów z gry i ośmieszał obronę Wolves, która w ostatnich tygodniach swoją jakością przypominałą tę z poprzednich rozgrywek, gdy była jedną z najlepszych w lidze. A przypomnijmy, że Thunder wciąż grają bez Cheta Holmgrena. Aż strach pomyśleć jak będą silni już w pełnym skladzie.
- Tym razem o wygranej przesądziła trzecia kwarta. Do przerwy goście z Minneapolis prowadzili różnicą sześciu punktów, ale trzecia odsłona gry została wygrana przez Thunder aż 43:23. Pogrom. W trakcie tych 12 minut trafili 16 z 21 rzutów z gry, w tym 7 z 11 trójek. Oczywiście prowadził ich Gilgeous-Alexander, autor 19 punktów tylko w tej części gry. Łącznie już trzeci raz w ostatnich pięciu spotkaniach rzucił 40 lub więcej punktów.
- Poza nim wyróżnić trzeba kolejny raz bardzo solidnego Isaiaha Hartensteina. Środkowy znów zapisał na swoim koncie double-double na poziomie 15 punktów i 10 zbiórek, a dodał jeszcze 4 asysty i 2 bloki. 14 punktów dorzucili Lu Dort i Jalen Williams.
- Wśród pokonanych Minnesota Timberwolves blado wypadł Anthony Edwards, który co prawda był najlepszym strzelcem zespołu z 20 punktami, ale oddał tylko 12 rzutów w całym meczu i nie przypomina w ogóle tego agresywnego zawodnika jakim był w początkowej fazie ubiegłorocznych play-off. 19 punktów z ławki dorzucił Naz Reid, a 16 Mike Conley.
Autor: Piotr Zarychta
Los Angeles Lakers – Cleveland Cavaliers 110:122
- Pierwszy mecz LeBrona Jamesa jako 40-latka nie poszedł po jego myśli. Los Angeles Lakers nie zaczęli jednak najgorzej, bo choć od pierwszych minut to oni musieli gonić wynik, to po solidnym wykończeniu pierwszej kwarty przez Austina Reavesa, Shake’a Miltona i właśnie LBJa gospodarze tracili do rywala jedynie cztery “oczka” (30:34).
- W drugiej odsłonie skuteczność obu ekip spadła, co widać było szczególnie po Dariusie Garlandzie (1/4), Jamesie (1/4), Anthonym Davisie (2/6) czy Maxie Christie’m (1/4). Strony kontynuowały jednak wymianę ciosów i wynik oscylował w granicach remisu niemal do samego końca trzeciej odsłony (78:79). Serią trafień popisali się wówczas Donovan Mitchell, Evan Mobley oraz Chris LeVert, dzięki czemu Cleveland Cavaliers złapali chwilę oddechu (78:87).
- W ostatniej części gry Lakers utrzymywali się w zasięgu kilku posiadań od rywala, ale nieustannie brakowało im tego ostatniego kroku, który pozwoliłby na zredukowanie strat. Na 2:50 przed końcową syreną James i Davis zdołali zbliżyć Jeziorowców na pięć “oczek”, ale odpowiedź w postaci trzech kolejnych trafień Jarretta Allena w dużej mierze przesądziła o losach pojedynku (107:118).
- Kluczowe role na drodze do zwycięstwa Cleveland odegrali przede wszystkim Jarrett Allen (27 punktów, 14 zbiórek), Donovan Mitchell (26 punktów, 4 asysty), Evan Mobley (20 punktów, 6 zbiórek) oraz Darius Garland (14 punktów, 14 asyst). Cenne trafienia z ławki rezerwowych dorzucił Max Strus (15 punktów; 4/8 za trzy).
- Po stronie Lakers prym wiódł Austin Reaves, który otarł się o triple-double (35 punktów, 10 asyst, 9 zbiórek). Anthony Davis dorzucił podwójną zdobycz w postaci 28 “oczek” i 13 zbiórek, z kolei LeBron James zapisał na swoim koncie 23 punkty i siedem asyst.
Phoenix Suns – Memphis Grizzlies 112:117
- Nie pomógł powrót po pięciu meczach nieobecności Devina Bookera. Phoenix Suns przegrali trzeci raz z rzędu i obsuwają się coraz bardziej w tabeli Konferencji Zachodniej, tracąc kontakt z drużynami na pozycjach gwarantujących grę w Play-In. Tym razem lepsi okazali się osłabieni brakiem Ja Moranta Memphis Grizzlies.
- Do wygranej zespół poprowadził prawdopodobny uczestnik Meczu Gwiazd Jaren Jackson Jr. Wysoki zawodnik Niedźwiadków rzucił aż 38 punktów, zebrał 12 piłek i rozdał 4 asysty. Wtórował mu Desmond Bane, autor 31 punktów, 4 trójek i 7 asyst. To oni napędzali ofensywę swojej drużyny w pierwszej połowie, wygranej 69:55, która ustawiła ten mecz i pozwoliła kontrolować gościom tego spotkania przebieg meczu po przerwie.
- Ta wygrana pozwoliła Grizzlies na objęcie samotnie drugiego miejsca w Konferencji Zachodniej na koniec 2024 roku po tym jak zdążyli rozegrać dwa mecze więcej od Houston Rockets.
- Dla pokonanych 29 punktów i 11 zbiórek zapisał na swoim koncie Kevin Durant. Booker w swoim powrocie był bliski double-double, kończąc mecz z 16 punktami i 9 asystami. A na domiar złego gospodarze stracili Bradleya Beala, który w pierwszej połowie uległ kontuzji biodra i nie powrócił na boisko w drugiej części spotkania.
Autor: Piotr Zarychta
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!