Stało się! To już pewne. Sezon NBA rozpocznie się 22 grudnia, a to oznacza, że obozy przygotowawcze wystartują już 1 grudnia. Dla niektórych będzie to powrót do treningów po zaledwie półtora miesiąca przerwy! Dla innych zaś po prawie dziewięciu miesiącach, bo przecież osiem drużyn nie grało od marca! Jakie to będzie miało konsekwencje dla zawodników? Czy NBA wymyśli specjalny terminarz?
Przypomnijmy:
- Sezon NBA rozpocznie się 22 grudnia.
- 1 grudnia rozpoczną się obozy przygotowawcze.
- 18 listopada odbędzie Draft, a kilka dni po nim otwarty zostanie rynek „free agents”.
- Listę „wolnych agentów” z podziałem na drużyny znajdziecie tutaj>>
- W piątek o 7:00 opublikowałem subiektywne podsumowanie tygodnia w NBA. Subiektywne, bo poza najważniejszymi informacjami znajdują się tam różne komentarze, przypuszczenia i wnioski. Warto sprawdzić. Polecam>>
Przejdźmy jednak do kwestii nowego sezonu. Pierwsza kontrowersja to data rozpoczęcia. Dla niektórych jest to po prostu za wcześnie. Od ostatniego dnia wielkiego finału NBA miną zaledwie 72 dni. Cztery tygodnie temu LeBron James wyjechał z bańki w Orlando, a już za kolejne trzy ma się stawić na obozie przygotowawczym do nowych rozgrywek? Szybko. Młodsi jeszcze sobie poradzą, ale 36-letni zawodnicy, którzy w finałach grali po blisko 40 minut? Mało czasu na odpoczynek.
Z drugiej strony dla zespołów, które grały w bańce, ale nie awansowały do play-offów będzie to przerwa wynosząca 129 dni, a dla drużyn, których nie było w Orlando, aż 286.
Po pierwszej kontuzje
Data rozpoczęcia nowego sezonu może wzbudzać największe kontrowersje u zawodników, którzy mieli najmniej czasu na odpoczynek. Tu nie chodzi o to, że nie zdążyli się wygrzać na plaży czy prywatnym jachcie. To na pewno zdążą zrobić. Tutaj chodzi o przygotowanie ciała do rozgrywek. Najpierw regeneracja i odprężenie, totalny reset, a potem budowanie formy na nowy sezon. Podaję przykład LeBrona, bo on „ma już swoje lata” i mimo że jest Robocopem, to jednak musi zadbać o swoje ciało, przygotować je odpowiednio, aby wejść w sezon i znów grać na najwyższych obrotach, pełnych obciążeniach i w najwyżej formie.
Jest jednak druga strona medalu i w zasadzie data rozpoczęcia sezonu nie ma znaczenia, bo czy to byłby 1 grudnia, czy 1 lutego, to ten problem i tak by powstał. Musimy pamiętać, że niektórzy zawodnicy nie grali od marca, kiedy to przerwane zostały rozgrywki! To będzie dokładnie 286 dni przerwy. Dużo! Do tego czas pandemii nie sprzyjał szlifowaniu formy tzn. formy indywidualnej może tak, ale gra na całym boisku 5 na 5 na pełnych obrotach jest czymś innym, niż najcięższe treningi indywidualne. Poza tym codzienność, brak aktywności poza treningami, też mają wpływ na ciało człowieka.
„Duzi chłopcy sobie poradzą” – jasne, ale chodzi o to, że teraz z największą uważnością zespoły będą musiały przyglądać się swoim zawodnikom. Szczególnie tym, którzy mieli długą przerwę, bo owszem kontuzje zdarzają się najczęściej, kiedy ogranizm jest przeciążony, ale mają też miejsce, kiedy ktoś nie jest w optymalnej formie. A i przeciążonym może być organizm, który „na świeżości” wejdzie na mocne obciążenia i w pierwszych tygodniach będzie mu się trudno zebrać w całość.
Co z terminarzem?
Każda z drużyn rozegra po 72 mecze zamiast 82. To daje NBA gwarancję realizacji umów telewizyjnych, które warte są dziesiątki, a w sumie to setki milionów dolarów. NBA będzie miała jednak problem z ułożeniem terminarza. Jeśli nie gramy w bańce, to jak zapewnić zawodnikom maksimum bezpieczeństwa? Padł pomysł, aby większość spotkań rozgrywać w dywizjach i konferencjach oraz żeby to ułożyć w taki sposób, aby podróżowania było jak najmniej. Do tej pory i tak to było układane, że jak drużyna z Zachodu leciała na Florydę to grała od razu w Orlando i Miami, czasem może z dniem przerwy. Podobnie, kiedy zespół ze Wschodu leciał do Los Angeles. Grał od razu z Lakers i Clippers. Trudno będzie tutaj wprowadzić większe udogodnienia. Chyba, że mówimy o sytuacji, kiedy zespoły grające w jednej dywizji spotkają się ze sobą od razu dwa czy nawet trzy razy. To jednak może wpłynąć na zainteresowanie kibiców.
Jest też propozycja, aby grać „serie” w stylu baseballowym. W programie The Jump pokazano przykład. Wybrano oczywiście Los Angeles Lakers i propozycja wygląda tak:
To oznacza, że np. Lakers graliby trzy mecze z Rockets u siebie, a potem dwa spotkania w Miami oraz dwa w Orlando. Dzięki temu nie graliby już w Houston oraz nie podejmowaliby u siebie Heat i Magic. Teoretycznie, jeśli nie będzie kibiców w halach, to nie będzie to miało takiego znaczenia czy gra się we własnej hali, czy na wyjeździe. Jakieś tam będzie miało, oczywiście, ale nie aż takie, kiedy hala jest pełna krzyczących kibiców. To scenariusz, który miałby dać bezpieczeństwo w postaci mniejszej liczby podróży. Brzmi rozsądnie, ale kibicom może się nie spodobać, że mecz Lakers – Rockets jest trzy razy w ciągu czterech dni. Dużą przewagą koszykówki nad innymi sportami jest częsta rywalizacja i różnorodność, czyli jedna drużyna może zagrać w tygodniu aż cztery mecze z różnymi rywalami. Musimy jednak pamiętać, że wciąż jest pandemia i sytuacja jest wyjątkowa.
Co jeśli niektóre kluby będą mogły grać z kibicami? Zdecyduje o tym nie tylko NBA, ale przepisy w danym stanie. Może się więc okazać, że na meczach jednej drużyny jest np. 100 czy 500 kibiców, a na drugiej pusta hala. Może być też tak, że pod koniec sezonu niektóre hale będą wypełnione w 25% lub nawet 50%, a inne będą wciąż zamknięte lub otwarte dla znikomej liczby fanów. Na to nie mamy żadnego wpływu i nikt nie wie jak to będzie wyglądało.
Kolejny argument, który stoi w opozycji do takich serii to „a co jeśli w tym tygodniu jeden z liderów nie zagra?”. Czyli mamy trzy mecze Rockets – Lakers i z powodu kontuzji LeBrona Jamesa czy Jamesa Hardena jesteśmy pozbawieni rywalizacji tej pary. Poza tym dla dobra NBA, atrakcyjności, rywalizacji, jest to, aby drużyny spotykały się w odstępach czasowych. Właśnie z uwagi na kontuzje, ale też formę i wzbudzenie zainteresowania kbiiców.
Jak podnieść atrakcyjność?
Na początku sezonu będziemy pewnie świadkami „load managementu”, czyli oszczędzania kluczowych zawodników. W miarę jak sezon będzie nabierał tempa powinno być lepiej. NBA ma wprowadzić na stałe mecze PLAY IN, czyli na koniec sezonu 7 i 8 zespół grają ze sobą i przegrany pary 7-8 gra ze zwycięzcą pary 9-10. To może dodać ciekawych emocji, zwłaszcza w wyścigu o play-offy, bo nie będzie tylko ósemka najważniejsza. Mówimy wtedy o 10 zespołach walczących o awans w każdej konferencji. Bardzo dobre rozwiązanie, nie tylko dla samych spotkań PLAY–IN, ale i dla wyścigu o 9 i 10 miejsce.
Tutaj znajdziecie główny profil PROBASKET na Facebooku, adres grupy dyskusyjnej PROBASKET tutaj>>
Mój profil na Twitterze znajduje się tutaj>>
PROBASKET na Twitterze znajdziecie tutaj>>