OPOwieści z NBA: Wilt Chamberlain powiedział, że mam skupić się na obronie – wywiad z Markiem Eatonem

0
1860

Pewnie do emerytury pracowałby jako mechanik w jednym z kalifornijskich warsztatów, gdyby nie upór i konsekwencja asystenta trenera koszykówki z lokalnego college’u. Gdyby nie kilka minut poświęconych mu przez Wilta Chamberlaina Mark Eaton nie skupiłby się na obronie i w przyszłości dwukrotnie nie odbierał statuetki Obrońcy Roku i nie byłby w top 5 najlepiej blokujących w historii NBA.

Mark Eaton opowiada o późnych początkach z koszykówką, treningach z legendami Los Angeles Lakers, drafcie oraz karierze spędzonej w Utah Jazz u boku duetu Stockton & Malone.

Wywiad przeprowadził Przemek Opłocki, który odpowiada za projekt „OPOwieści z NBA”. Poniżej macie linki do jego mediów społecznościowych. Lajki czy subskrypcje z pewnością zachęcą go do dalszej pracy. Wywiad jest w wersji tekstowej.

Facebook

Twitter

Instagram

Youtube

Przemek Opłocki: Dorastałeś w Kalifornii. Od razu pomyślałem „jego serce było żółto – purpurowe, a ulubieni gracze to West, albo Baylor”. Jednak wkrótce dowiedziałem się, że w młodości uprawiałeś water polo. Rodzinny sport?

Mark Eaton: Dorastałem w pobliżu plaży. Uprawiałem wiele dyscyplin i grałem zarówno w football, softball, jak i koszykówkę. Oglądałem również lokalne drużyny, LA Rams, czy Los Angeles Lakers, ale nie byłem zainteresowany jednym, wybranym sportem. Po prostu lubiłem sport. Oglądałem Jerry’ego Westa, Elgina Baylora, czy Wilta Chamberlaina, ale nie aspirowałem do bycia jednym z nich. Razem z przyjaciółmi zastanawialiśmy się co mamy robić, a ponieważ lubiliśmy pływać, wybór padł na water polo.

PO: Koszykarzem zostałeś przez przypadek. Mógłbyś opowiedzieć nam o tym „koszykarskim wypadku” w twoim życiu?

ME: Pewnie. Kiedy byłem w szkole średniej byłem w drużynie koszykówki, ponieważ byłem wysoki. Dyrektor sportowy powiedział, że powinienem uprawiać koszykówkę. Nie byłem wybitnym graczem, ale szybko rosłem. Nie mieliśmy profesjonalnego trenera. Zazwyczaj tą funkcję pełnił jakiś nauczyciel zarabiający dzięki temu dodatkowe pieniądze. Trener nie wiedział za bardzo co ze mną robić, podobnie jak ja nie wiedziałem co ze sobą robić. To nie było zbyt owocne doświadczenie. Pod koniec szkoły średniej zdecydowałem, że czas na rozpoczęcie pracy. Kolega wybierał się do technikum w Arizonie, na roczny kurs, by zostać mechanikiem samochodowym, i zapytał, czy zechcę z nim pojechać. Rodzice pracowali fizycznie, ojciec był mechanikiem, więc pomyślałem, że mogę robić to co on. Przeprowadziłem się na rok do Arizony, poszedłem do szkoły, a kiedy wróciłem do domu zacząłem pracę w ‘Tyre and Auto Center’ w Południowej Kalifornii. Pewnego dnia, kiedy rozmawiałem z klientem o naprawie hamulców, przejeżdżał w okolicy Tom Lubin, asystent trenera w pobliskim gimnazjum (junior college). Zobaczył mnie, zatrzymał się, podszedł i zaczął rozmawiać o koszykówce. Próbowałem grać w kosza, nie wyszło. Zostałem mechanikiem i nie chciałem wracać do tego tematu. Przez kolejne dwa miesiące wciąż pojawiał się w naszym zakładzie, przynosił sportowe buty, przyprowadził pozostałych trenerów, czy zawodników NBA by mnie poznali. Zapytałem go, dlaczego to robi, bo ja w ogóle nie byłem zainteresowany powrotem do tematu koszykówki. Poprosił, żebym przyjechał do nich na salę i poświęcił mu 30 minut, bo, jak powiedział, wie on coś o koszykówce, o czym nie mam pojęcia.  Powiedziałem, że mogę mu poświęcić jedno popołudnie. Pojawiłem się w gimnazjum i podczas treningu pokazał mi rzeczy, o których nie miałem pojęcia, jak ruchy dedykowane dla wysokich graczy – chwytanie piłki, trzymanie jej wysoko, obracanie się, rzucanie itd. To były proste ruchy, ale nie miałem ich, gdy ostatnio grałem w kosza. Trener Lubin zaoferował mi wieczorne treningi, żebyśmy zobaczyli czy coś z tego wyjdzie. Poprosiłem szefa o możliwość pracy z rana, tak żebym później mógł udać się na trening. To było intrygujące. Postanowiłem spróbować tego modelu przez rok, a później zdecydować co z tym dalej zrobić. Zapisałem się również do szkoły wieczorowej, w Cypress College. Trenerem był Don Johnson, zawodnik z ekipy Johna Woodena, który w latach 50-tych był wybierany do All-America. Wiele czasu poświęcał na naukę podstaw, pracę stóp, czy panowanie nad piłką, co pomogło mi w drodze do bycia prawdziwym koszykarzem.

PO: Kiedy słyszę ‘Mark Eaton’ od razu pojawia się skojarzenie z Utah Jazz, ale za pierwszym razem zostałeś wybrany w drafcie przez Phoenix Suns w 1979 roku. Jednak pomimo tego zdecydowałeś się wrócić na uczelnię i wybrałeś UCLA. Czy nie czułeś się gotowy na grę w NBA, czy też przemawiały za tym inne czynniki?

ME: Pod koniec roku istniała reguła, że jeśli twój rocznik ukończył studia, czy sam nie byłeś na studiach tylko ze względu na swój wiek – jeśli miałeś 22 lata, kwalifikowałeś się do draftu, niezależnie od tego czy byłeś w szkole – byłeś w przygotowaniu do NBA. Tak właśnie było z Larry Birdem. Mój trener Tom miał przyjaciela, który był asystentem trenera Phoenix Suns. Zadzwonił do niego i powiedział o mnie, i zapytał co sądzą, żeby zapoznać się ze mną. Zrobili to i zostałem wybrany w 5 rundzie, z 107 numerem. Początkowa pensja wynosiła 30 000 dolarów, niewiele więcej, niż zarabiałem jako mechanik, więc postanowiłem zostać w szkole. Spędziłem kolejny sezon w Cypress College, potem pojechałem na UCLA i spędziłem tam kilka lat.

PO: Początki na UCLA nie były dla ciebie takie łatwe. Chyba rozczarowałeś się rolą w zespole. A potem Wilt Chamberlain pojawił się w twoim życiu i dał ci kilka rad. Jak ważne było to dla ciebie, jako młodego gracza?


ME: Zrobiłem duży skok do wyższej uczelni. Poszedłem do UCLA i pomyślałem „To jest wielki czas”, ale tak się nie stało. Trener Larry Brown lubił mniejszych i szybszych graczy, a ja nie pasowałem do jego systemu. Byłem z tego powodu sfrustrowany. Myślałem o odejściu ze szkoły i pójściu gdzie indziej. Mój trener z college’u Tom poradził mi, żebym kontynuował to, co robię i spojrzał na to z dłuższej perspektywy, nie tylko w tym sezonie, ale za kilka lat. Latem, między trzecim, a czwartym rokiem, codziennie chodziłem na siłownię. Rano trenowałem skoki, a po południu mieliśmy mecze typu pick-up, i byli tam wszyscy byli świetni graczami NBA, takimi jak Magic Johnson, James Worthy, Norm Nixon. Grałem w tych meczach każdego popołudnia i był to najszybszy rodzaj koszykówki, w jaki kiedykolwiek byłem zaangażowany. Miałem 224 cm i 120 kg i nie mogłem nadążyć za wszystkimi. Pewnego dnia, podczas gry, kiedy miałem problemy z naprawdę szybkim facetem, zrobiłem sobie przerwę i pomyślałem, czy naprawdę jestem gotowy do gry na tym poziomie. Nagle poczułam dużą rękę na ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem Wilta Chamberlaina. Kilka lat wcześniej przeszedł na emeryturę i każdego popołudnia pojawiał się by pograć w koszykówkę z młodymi chłopakami. Był niesamowitym sportowcem, nadal w bardzo dobrej formie, dzięki czemu mógł grać z nami w lidze letniej. „Słuchaj”, powiedział, „po pierwsze, nigdy nie złapiesz tego faceta. Po drugie, to nie twoja praca”. Zabrał mnie od linii bocznej i pokazał mi co należy do moich obowiązków. Postawił mnie tuż przed koszem i powiedział: „Widzisz ten kosz za sobą? Twoim zadaniem jest powstrzymanie graczy przed dostaniem się do niego. Twoim zadaniem jest sprawić, by nie trafiali. Chwytasz piłkę, oddajesz ją obrońcy, a następnie biegniesz do połowy boiska, aby zobaczyć, co się tam dzieje”. To był kluczowy momentem w mojej karierze koszykówki, ponieważ Wilt pomógł mi  odczarować koszykówkę. Wcześniej czułem się, jakbym był na boisku, ale nie w grze. „Musisz się skupić na obronie”, dodał. Do tej pory starałem się robić wszystko, być lepszym dryblerem, szybciej biegać, być lepszym strzelcem. Ta rozmowa była preludium mojej 12-letniej kariery w NBA.

PO: W 1982 roku Utah Jazz wybrało cię w 4 rundzie, z 72 numerem. Byłeś zaskoczony?

ME: Moja kariera w UCLA nie wyglądała tak jak sobie to wymarzyłem. Pomyślałem, że może NBA nie jest dla mnie, że może będę grał w Europie. Mój trener z gimnazjum, Tom, zadzwonił do wszystkich drużyn NBA. Utah Jazz była jedną z najgorszych i postanowiliśmy skontaktować się zwłaszcza z takimi zespołami, mając nadzieję, że zechcą dać szansę takiej osobie jak ja. Frank Layden był głównym trenerem w Utah, poprosił nas o przesłanie mu kilku filmów, przyjechał także do Kalifornii, aby zobaczyć, jak gram w letniej lidze. Powiedział, że podoba mu się to, co zobaczył, i że jeśli przyjadę na ich treningi, popracuję z ich trenerami, to da mi roczny kontakt. Tak trafiłem do Salt Lake City. Byli złym zespołem, na bardzo złym rynku, na skraju bankructwa, ale dali mi szansę, skorzystali z moich umiejętności defensywnych, i stworzyliśmy zespół, który zaczął wygrywać.

PO: Zacząłeś karierę w NBA w wieku 26 lat, ale pewnie kolegów z zespołu nie obchodziło to, więc byłeś traktowany jako rookie. Jak wspominasz swój pierwszy sezon?

ME: Kiedy jesteś debiutantem wiek nie gra roli. Spotykasz się z zupełnie nowym stylem gry i zajęło mi kilka miesięcy, żeby się do tego przyzwyczaić. Pamiętam, jak graliśmy przeciwko Dallas Mavericks, zespołem, który w tamtym sezonie dołączył do ligi, i trener wypuścił mnie na parkiet na początku drugiej kwarty. Miałem jakieś 5 bloków w 6 minut. Spojrzałem na ławkę, w stronę sztabu trenerskiego. Kiwali głowami tak jakby chcieli powiedzieć „tak, ten koleś może nam pomóc”. Wtedy uświadomiłem sobie, że nadaję się do gry w NBA.

PO: Szybko zastąpiłeś Danny’ego Schayes’a na pozycji centra w wyjściowej piątce i zakończyłeś sezon z 275 blokami, co było nowym rekordem organizacji. Prawdopodobnie trener Frank Layden zacierał ręce, że udało mu się wyłowić ciebie w drafcie. Jakim typem trenera był Frank Layden?

ME: Urodził się w Nowym Jorku, na Brooklynie.  Był w armii, pochodził z rodziny robotniczej skąd wyniósł etykę pracy. Powiedział nam, żebyśmy ze sobą grali, nie rywalizowali. Mówił, że lepiej przegrać dwoma, niż trzema punktami, gdyż dwa punkty oznaczają, że byliśmy bliżej zwycięstwa. Motywował nas do twardszej gry. Chciał, żebyśmy byli bardziej skupieni na innych i tworzył kulturę bycia razem. Pytał, kiedy ostatni raz zadzwoniliśmy do matki lub trenera z liceum. Był twarzą zespołu i zabawnym facetem, opowiadającym dowcipy i robiącym głupie rzeczy, jak wtedy, gdy graliśmy przeciwko Lakers. Czasami Pat Riley czesał włosy w trakcie meczu. Tamtego dnia, gdy graliśmy z Lakers, Frank kupił w sklepie ze śmiesznymi rzeczami duży grzebień i w trakcie meczu wiele razy czesał się nim. Uczył nas gry w obronie. Chciał też, żebyśmy byli zwycięzcami. W drugim roku gry dla Jazz wygraliśmy dywizję i awansowaliśmy do playoffs.

PO: W tamtym czasie Utah Jazz miała dwóch liderów: Adrian Dantley i Darrell Griffith. Powinienem dodać jeszcze Ricky’ego Greena?

ME: Zdecydowanie. Frank powierzył mu kontrolę nad zespołem. Świetnie rozdawał piłki na parkiecie. Zbierałem lub blokowałem, następnie dawałem piłkę do Ricky’ego, a ten podawał do Adriana lub Darrella, naszych ofensywnych graczy. Uwielbiałem z nim grać.

PO: Adrian Dantley. W Utah grał najlepszą koszykówkę. Gracz Hall-of-Fame. Dwa razy był liderem w klasyfikacji punktowej, cztery razy zdobywał 30+ punktów na mecz, raz 29,8. 6 razy grał w meczu gwiazd. Mógłbyś coś o nim powiedzieć?

ME: Był główną bronią ofensywną Jazz. Bardzo zdyscyplinowany, dbał o siebie i miał bardzo profesjonalne podejście do gry w koszykówkę. Zawsze chciał kontrolować grę, dlatego piłka rzadko trafiała do kolegów z drużyny. Był uniwersalnym strzelcem i przy okazji pewnego rodzaju wyzwaniem, ponieważ wiele razy piłka zatrzymywała się, gdy była w jego rękach. Dobrą wiadomością było to, że co wieczór zdobywał 30 punktów. Uwielbiałem grać z nim pick & rolle, gdyż był świetny w wystawianiu do wiatru obrony, dzięki czemu mogłem dostać się pod kosz, dostawałem podanie, gdyż Adrian miał wysoko rozwiniętą umiejętność asystowania. Później przyszedł Karl Malone i było oczywiste, że to on będzie przyszłością organizacji.

PO: Zapytam cię o inną gwiazdę tamtych Jazz. Darrell Griffith. Nie grał w meczu gwiazd, ale był czołową postacią w rotacji zespołu. Jakim był graczem?

ME: Był świetnym strzelcem, z wspaniałym rzutem z wyskoku, ponieważ miał bardzo mocne nogi. Był również utalentowanym strzelcem za 3 punkty. Do tego potrafił przechwytywać i robił to w bardzo podstępny sposób. Zabawny kolega, zawsze gotowy do gry, potrafiący zadbać o przygotowanie organizmu.

PO: Których graczy NBA było najtrudniej pokryć, i dlaczego?

ME: Kiedy pojawiłem się w lidze, w NBA dominowała bardzo fizyczna gra, i grało się przeciwko takim facetom jak Bill Laimbeer, Artis Gilmore, czy Kareem Abdul-Jabbar. Byli bardzo silni i szybko nauczyłem się, że muszę uczynić moje ciało silniejszym, żeby mierzyć się z nimi i być gotowym do walki o pozycję na boisku. To była moja praca – spotkać środkowego drużyny przeciwnej w malowanym. W moim 3 sezonie do ligi trafił Akeem Olajuwon. Grał kiedyś w piłkę nożną i był bardzo szybki jak na kogoś z jego wzrostem, przez co stwarzał wiele problemów pozostałym centrom.

PO: Wróćmy do bloków. Każdego roku twoja liczba bloków rosła. 3,4 bloka na mecz w pierwszym sezonie, 4,3 w drugim, 5,6 w trzecim. Wyglądało to jak „wojna na bloki” z Tree Rollinsem i Hakeemem Olajuwonem. Czy była pomiędzy wami rywalizacja?

ME: Zespół Akeema grał w naszej dywizji, więc cały czas graliśmy przeciwko sobie. Była ogromna rywalizacja pomiędzy nami. Wciąż rozmawiamy o tym, gdy się spotykamy. „Nienawidziłem grać przeciwko tobie”, mówi. „A ja przeciwko tobie”, odpowiadam. (śmiech) Na początku jego kariery smuciło go, gdy blokowałem jego rzuty, ponieważ próbował zdominować mnie, ale kiedy rozwinął swój rzut z odchyłu, po prostu stał się śmiertelnie groźny. Coraz trudniej było go upilnować. Podobnie jak Patrick Ewing nauczył się szybko oddawać rzut po obrocie, gdy zrobił krok od kosza, odwrócił się w powietrzu i wystrzelił zanim zdołałem zrobić cokolwiek z rękę, i piłka momentalnie znikała.

PO: Wspomniałem, że w trzecim sezonie miałeś 5,6 bloków na mecz. Dwa razy więcej niż drugi Hakeem Olajuwon – 2,68 na mecz. Zdobyłeś 456 bloków, co było nowym rekordem NBA. Poprzedni należał do Elmore’a Smitha z sezonu 1973-74 (393 bloki). Co stanowiło twój sekret skutecznego blokowania?

ME: Próbowałem im przeszkadzać. Co ciekawe, prawdopodobnie zablokowałem więcej graczy krytych przez moich kolegów z drużyny niż graczy, których pilnowałem, ponieważ skupiłem się na moim miejscu na parkiecie, na obronie malowanego. Musiałem ocenić, pod jakim kątem powinienem zablokować ich strzał.

PO: Czterokrotnie byłeś liderem NBA w blokach. Zajmujesz 5 miejsce w historii ligi w w tej kategorii, z 3064 blokami, ze średnią w karierze na poziomie 3,50 bloków na mecz. Tylko pięciu graczy jest w klubie „3000+”. Czy te statystyki są dla ciebie czymś ważnym, czy tylko są wynikają  twojej obrony?

ME: Codziennie dostarczali ci statystyki, dzięki czemu mogłeś sprawdzić, jak radzą sobie inni gracze. Tak, wszyscy to śledziliśmy. Był pewien rok, kiedy nie pamiętam, czy to było z powodu szczególnych reguł obronnych w tym roku, ale wszyscy chcieli mnie dopaść. Chcieli rzucić mi wyzwanie, a moi koledzy z drużyny naprowadzali na mnie graczy z przeciwnej drużyny, których mogłem zablokować, ale dało im to także doskonałą okazję do przechwytu lub zbiórki. Byłem również dumny z tego, że prowadziliśmy w NBA w rankingu Defensive FG%.

PO: Kiedy mówimy o Utah Jazz w latach 80. i 90. na pewno powinienem zapytać o duet Malone & Stockton. Ciekawi mnie początek ich współpracy. Jak przez lata rozwijała się ich współpraca?

ME: Karl Malone wiele się nauczył od Adriana Dantleya, jak dbać o siebie i przygotować ciało. Teraz dużo mówimy o „load managment”, o odpoczywających graczach. My, gracze z lat 80. i 90., tylko potrząsamy głowami z niedowierzania, ponieważ jest to śmieszne. Chcieliśmy grać każdą minutę i byliśmy wściekli, gdy trener sadzał nas na ławce. John Stockton wiele się nauczył się od Ricky’ego Greena, jak przemieszczać się z piłką, jak znaleźć innych graczy. Tymczasem obydwoje, Karl i John, mieli do tego naturalny instynkt i talent. Każdego roku stawali się krok do przodu, przybywali na obóz treningowy w niesamowitej formie, lepszej niż ktokolwiek z zespołu. Z biegiem lat kulturą Utah Jazz stało się by z roku na rok być coraz lepiej przygotowanym na następny sezon. Jako zespół zbliżyliśmy się z tego powodu. W ten sposób stali się liderami Jazz. Musiałeś być w dobrej formie, aby grać każdej nocy, bez „boli mnie kolano” lub „boli mnie ramię”. John Stockton spojrzał na ciebie w stylu: „Będziesz tam dziś wieczorem, prawda?”, a ty odpowiedziałeś „Tak, John, będę” (śmiech).

PO: Od sezonu 1983-84, do sezonu 1992-93, każdego roku Utah Jazz występowało w fazie playoff. 10 lat z rzędu. Jednak tylko dwa razy osiągnęliście więcej niż pierwszą rundę. W 1988 roku grałeś przeciwko Los Angeles Lakers i była to siedmio meczowa batalia. Jak pamiętasz tę serię?

ME: To był zabawny moment dla organizacji, ponieważ rok wcześniej Lakers wygrali mistrzostwo, a siedem meczów z nimi było wielką sprawą. Nikt tego od nas nie oczekiwał. Dało nam to duży szacunek w całym kraju. Bardzo rozczarowujące było przegranie meczu numer siedem, zwłaszcza, że byliśmy tak blisko przejścia do następnej rundy. Całe miasto Salt Lake City i stan wyglądały jak opustoszałe, na ulicach nie było samochodów, a wszyscy byli przed telewizorami.

PO: W 1992 graliście w finałach konferencji, ale Portland Trail Blazers wygrali w 6 meczach. Kiedy porównasz te serie, z Lakers i Blazers, która była trudniejsza?

ME: W 1988 roku zaczęliśmy wierzyć w nasz zespół, że możemy konkurować z najlepszymi zespołami. W 1992 roku wiedzieliśmy, że jesteśmy dobrym zespołem. Mieliśmy bardzo dobry rok, a kiedy dotarliśmy do finałów konferencji, czuliśmy się całkiem dobrze z naszymi szansami na wejście do finałów i serię z Chicago Bulls. Ojciec naszego kolegi z drużyny, Davida Benoit, zmarł, więc David musiał opuścić zespół i udać się do Luizjany na pogrzeb. Był jedynym facetem w naszym zespole, który mógł powstrzymać Clyde’a Drexlera i bez Davida mieliśmy problemy z zatrzymaniem go. Kiedy wspominam swoją karierę, był to rok, w którym mieliśmy najlepszą szansę, aby dostać się do finału i walczyć o tytuł. Dwukrotnie pokonaliśmy Chicago Bulls w sezonie zasadniczym i czuliśmy się, jakbyśmy mieli ich na tacy. Prawdopodobnie był to dla mnie najbardziej rozczarowujący sezon, ponieważ byliśmy tak blisko. Przegrana w ten sposób była dość trudna i pamiętam, że było to długie lato tego roku (śmiech).

PO: W 1989 roku grałeś w All-Star Game w Houston. To była mecz Utah Jazz. Grało trzech waszych zawodników i Karlem Malone wygrał tytuł MVP. Nawet wówczas skupiłeś się na obronie: 5 zbiórek, 2 bloki w 9 minut.

ME: I nie oddałem ani jednego rzutu (śmiech).

PO: Tak, rzeczywiście (śmiech) Co pamiętasz z tamtego weekendu?

ME: W tym roku Magic Johnson ogłosił, że jest nosicielem wirusa HIV. Został wybrany do gry All-Star, ale postanowił nie grać i oddał swoje miejsce Kareemowi. Przez to mieliśmy trzech środkowych w naszym składzie: ja, Kareem i Kevin Duckworth z Portland. Nie grałem za dużo, ale nie przejmowałem się tym. Byłem szczęśliwy, że tam byłem. Larry Bird, Kevin McHale, Chris Mullin. „Co ja tutaj robię?”, pomyślałem. To była zabawa. Największą wdzięcznością było to, że zostałem wybrany przez trenerów, a nie przez głosy fanów, i było to dla mnie dowodem szacunku, jakim cieszyłem się w lidze.

PO: Z powodu kontuzji kolana i pleców musiałeś zakończyć swoją przygodę w NBA. Wiele rekordów w kategorii bloków, 5 razy w NBA All-Defensive Team (3 x pierwszy, 2 x drugi). Gra w All-Star Game. Defensywny gracz roku NBA w 1985 i 1989 roku. Czy jesteś zadowolony ze swojej kariery?

ME: Jestem. Chciałbym móc grać jeszcze kilka lat, ale moje ciało miało inne zdanie na ten temat. Kiedy patrzę na to, gdzie zacząłem i gdzie skończyłem, jestem naprawdę zadowolony z tego, co osiągnąłem, że byłem w lidze przez 12 lat i pobiłem kilka rekordów. Kiedy wstąpiłem do NBA, pomyślałem, że mogę być dobrym, rezerwowym centrem, grać dla kilku różnych drużyn, może kupić dom.

PO: Powiedziałbym, że bloki są integralną częścią życia Marka Eatona, podobnie jak Salt Lake City i Utah Jazz. Spędziłeś tu całą karierę, owocne 11 sezonów. Klub zastrzegł twoją koszulkę z numerem 53, która wisi pod kopułą hali. Co jest takiego specjalnego w Salt Lake City, że zdecydowałeś się tu zostać?

ME: To bardzo przyjazne, rodzinne środowisko. Uwielbiam góry, uwielbiam przebywać na zewnątrz. Są tu trzy ośrodki narciarskie. Przez większość czasu jest słonecznie, blisko Kalifornii, więc jeśli zajdzie taka potrzeba, mogę szybko się tam dostać.

PO: Założyłeś Mark Eaton Standing Tall for Youth. Czy możesz nam powiedzieć coś więcej o tym, jak twoja organizacja pomaga młodym ludziom?

ME: Pierwszym pomysłem było zabranie dzieci na obozy koszykówki, na które ich nie stać. Jednocześnie pracowaliśmy nad umiejętnościami życiowymi i podejmowaniem decyzji. Mój przyjaciel, który grał w NFL, był tam trenerem. Jest również zaangażowany w obozy na świeżym powietrzu, gdzie zabieraliśmy dzieci w góry i na kempingi, aby uczyć je różnych umiejętności. Robiliśmy to przez 14 lat, dając dzieciom możliwości, których nie mieliby inaczej. Wielu z nich nigdy nie było poza swoim otoczeniem, swoją dzielnicą. Zabranie ich w góry daje możliwość nauczenia ich nowych sposobów myślenia.

PO: Jesteś także mówcą motywacyjnym. Dlaczego postanowiłeś pomóc innym ludziom pokonać przeszkody i być lepszą osobą?

ME: Miałem trenerów, którzy to zrobili dla mnie, trenerzy Tom, Frank, Wilt Chamberlain. Dzielenia się tymi lekcjami z innymi ludźmi traktuję jako obowiązek. Chcę, aby czegoś się uczyli, chcę pomóc im być lepszymi i zmieniać ich życie. Myślę, że wszyscy potrzebujemy trenerów, a ja po prostu w ten sposób wykonuję swoją małą robotę.

PO: Czy masz treningi z obecnymi graczami Jazz, np. z Rudym Gobertem?

ME: Dość często z nim rozmawiam, po meczu wysyłam mu SMS-y, mówię, że wykonał dobrą robotę. Znowu jest defensywnym graczem roku, więc oboje dwukrotnie wygraliśmy tą nagrodę. Jest wybitnym talentem, zarówno w aspekcie wchodzenia pod kosz, jaki i obronie. Jest fajnie oglądać jego grę.

PO: Obecny skład Jazz wygląda obiecująco. Połączenie talentu i doświadczenia. Czy uważasz, że jest szansa na osiągnięcie czegoś więcej niż 2. rundę playoffów?

ME: Tak myślę. W ubiegłym roku mocno polegali na Donovanie Mitchellu, który nie jest tradycyjnym rozgrywającym. Poprzez pozyskanie Mike’a Conley’a pozyskaliśmy kogoś, kto może dowodzić w ataku i przejąć tę odpowiedzialność od Donovana. Dodaliśmy kolejnego strzelca, Bojana Bogdanovica z Indiany Pacers. Mamy nowe twarze, które mogą przejąć część obowiązków. Myślę, że jeden aspekt, który wymagać będzie trochę czasu, to koncentracja na obronie. Mamy wiele utalentowanych ofensywnie graczy, którzy mogą zakończyć mecz rzutem z dystansu lub wjechać pod kosz.

PO: Kto z obecnego składu Utah Jazz jest twoim ulubionym graczem i dlaczego?

ME: Trudne pytanie. Oczywiście głównie obserwuję Rudy’ego, ponieważ jest centrem, ale Donovan Mitchell i to, co wyczynia na parkiecie, jego atletyka, zdolność przeglądu parkietu, miejsca, do których myślisz, że nie będzie w stanie się przedostać… więc pod koniec dnia myślę, że on jest moim ulubionym graczem.

PO: Jaki jest twój zespół wszech czasów Utah Jazz? Sądzę, że jedyne wolne miejsca są na pozycjach SG i SF, a nawet tylko w SG.

ME: John Stockton, Karl Malone, Mark Eaton, Jeff Hornacek i Thurl Bailey.

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep Nike
  • Albo SK STORE, czyli dawny Sklep Koszykarza
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Ogromne wyprzedaże znajdziesz też w sklepie HalfPrice
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna


  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    0 komentarzy
    Inline Feedbacks
    View all comments