Kibic NBA z lat 90-tych kojarzy pewnie Walta Williamsa jako masywnego, niskiego skrzydłowego z dobrą trójką. Zawodnika pierwszej piątki, a później wartościowego zmiennika, który miał papiery na bycie All-Starem, a skończyło się solidną karierą w NBA.
Były gracz Kings, Raptors, Blazers, Rockets i Mavericks opowiada o grze na Uniwerystecie Maryland, Lenie Biasie, grze w NBA, konkursie rzutów za trzy i o tym, jak trudno wybrać pierwszą, a nawet drugą, piątkę graczy z listy zawodników, z którymi grał.
Wywiad przeprowadził Przemek Opłocki, który odpowiada za projekt „OPOwieści z NBA”. Poniżej macie linki do jego mediów społecznościowych. Lajki czy subskrypcje z pewnością zachęcą go do dalszej pracy. Wywiad jest w wersji tekstowej.
Facebook Twitter Instagram Youtube
Kto w dzieciństwie był Twoim ulubionym graczem?
Len Bias i George „Ice Man” Gervin.
Kiedy i kto nadał Ci nickname „The Wizard”?
Ralph Lee, asystent trenera na Uniwersytecie Maryland (UMD), w pierwszym roku na uczelni.
Grałeś na Uniwersytecie Maryland, dwa lata po tragicznej śmierci Lena Biasa. Co oznaczało to dla Ciebie? I jak grało się z cieniem Lena Biasa w szatni i na parkiecie w Maryland?
To wiele znaczyło. Bias był moim idolem, więc podążanie jego śladami i granie na UMD było czymś wyjątkowym. Na pierwszym roku mieszkałem w jego pokoju w akademiku. To było wielkie wyzwanie próbować zdominować grę mając świadomość, że przed tobą występował to tak wybitny zawodnik jak Len. Uwielbiałem to wyzwanie.
Z Tony Massenburgiem, kolegą z Maryland i weteranem NBA, napisaliście książkę „Lessons from Lenny”. Czy mógłbyś opowiedzieć coś więcej o niej powiedzieć i roli, jaką Bias odegrał w twojej koszykarskiej karierze?
Książka nie jest jedynie o koszykówce. Śmierć Lena sprawiła, że nasz akademicki program sportowy uległ ogromnej zmianie. Duża w tym zasługa Tasha Krissa. Również wprowadzono zmiany w prawie w związku z warunkami wokół tej śmierci. Wpływ Lena na mnie był przeogromny. Napędzał moje pragnienie do tego, by stać się najlepszym graczem w historii Uniwersytetu Maryland.
Zostałeś wybrany z wysokim, siódmym miejscem w silnym drafcie w 1992, gdzie pojawiło się siedmiu przyszłych graczy All-Star Game i dwóch członków Hall of Fame. Czy spodziewałeś się, że zostaniesz wybrany w top 10?
Nie wiem czy spodziewałem się być w pierwszej dziesiątce, ale myślałem, że będę w loterii, inaczej nie zgłosiłbym się do draftu.
Jakie miałeś oczekiwania, gdy dostałeś się do NBA? Gdzie widziałeś się w perspektywie 10-15 lat?
Nie myślałem o tych sprawach. Mój ojciec zmarł kilka tygodni wcześniej zanim miałem się stawić się w Sacramento. To był rollercoster. Myślałem o innych sprawach niż przyszłość w NBA.
Wybrano cię do All-NBA Rookie Second Team. Które momenty z debiutanckiego sezonu szczególnie utkwiły ci w pamięci i czego się nauczyłeś?
Czas spędzony z kolegami z drużyny. Od weteranów Kings nauczyłem się jak być profesjonalistą.
W Sacramento grałeś z Mitchem Richmondem. Czy urządzaliście konkursy rzutów za trzy podczas treningów?
Ciągle! Konkurowaliśmy ze sobą codziennie, po treningach. Mitch, Randy Brown i ja.
W roku 1997 brałeś udział w 3-Point Shootout podczas All-Star Weekend w Clevelend. Jak pamiętasz tamten występ i cały weekend?
Pamiętam, że dzień przed konkursem, gdy zamykałem okno przytrzasnąłem palce prawej ręki. Trzy środkowe palce były spuchnięte i musiałem udać się do lekarza, by zrobić małe dziurki w opuszkach palców, aby opróżnić obrzęk. Zadziałało to w pierwszej rundzie, ale w drugiej palce ponownie spuchły, akurat, gdy miałem rzucać. Wciąż uważam, że gdyby nie to mógłbym wygrać (śmiech).
Dlaczego zdecydowałeś się podpisać kontrakt z Toronto?
Miały na to wpływ dwie osoby: Isaiah Thomas i Darrell Walker.
Grałeś w NBA z kolegą z Maryland, Tonym Massenburgiem. Domyślam się, że pomogło ci to szybciej zaadoptować się w nowym klubie, prawda?
Zanim wymieniono mnie do Houston, wcześniej kilka razy wymieniano mnie do innych klubów, więc nie miałem problemu z grą w nowym mieście. W Houston było zabawnie! Potrafiłem ze swoją grą dostosować się do każdego systemu, więc było super, gdziekolwiek się znalazłem. Gra z Tonym, Stevem Francisem, Terrencem Morrisem, Moochie Norrisem była świetną zabawą.
Carlos Rogers był twoim „kolegą od wymian”, ponieważ dwukrotnie byliście razem wytransferowani. Czy żartowaliście, że jesteście bliźniakami?
(śmiech) Świetnie grało się z Carlosem. Był również bardzo zabawny. Wciąż zadzierał z innymi, był charakternym facetem. Świetnie się razem bawiliśmy.
W Dallas twoim trenerem był Don Nelson. Miałem okazję rozmawiać z kilkoma jego „uczniami”, takimi jak Sidney Moncrief, Terry Cummings czy Tim Hardaway. Jak wspominasz go?
Trener Nelson był wyluzowanym trenerem. Jego nastawienie do gry wyrabiało w nas duże poczucie pewności siebie. Dzięki jego zrelaksowanemu podejściu czuliśmy się, jakbyśmy wiedzieli, że wygramy większość meczów. Mieliśmy tak dużą siłę ognia w ataku. Myślę, że sezon rozpoczęliśmy 14-0. Wielka trójka i Nicka Van Exela! Wchodziłem z ławki i robiłem swoje. Raja Bell właśnie dochodził do siebie. Lafrenz, Najera… Po prostu daj piłkę Nashowi i biegnij tak szybko jak się da! Jeśli nie zdobędziemy punktów z szybkiej kontry oddawaliśmy piłkę do Dirka czekającego na rzut z dystansu. Tak wyglądał nasz atak. Uwielbiałem grać w tym systemie.
Z Mavs grałeś przeciwko Spurs w Finale Zachodu. Jak blisko byliście finałów NBA?
Bardzo. Przegraliśmy 4-2, ale wydaje mi się, że wynik ustaliły urazy Dirk. Wierzę, że gdyby był zdrowy i zdolny do gry przez całą serię, wynik byłby inny.
Grałeś w sześciu zespołach. W którym czułeś się jak w domu, a w którym najwięcej się nauczyłeś?
Miałem to szczęście, że w każdym zespole czułem się jak w domu. Mieliśmy świetne relacje z kolegami z zespołów, z każdego zespołu. Świetne czasy! Największą lekcją było to, że KAŻDY był znakomitym zawodnikiem. Ogrom talentu. Niektórzy musieli wejść w określone role by pojawić się na parkiecie albo może nie dostali szansy by pokazać swoje umiejętności. Jednak, gdy grałeś przeciwko nim na treningach, człowieku! Rewelacyjni grajkowie!
Grałeś z wieloma graczami format All-Star i członkami Hall of Fame. Kto znalazłby się w All-Time Walt Williams Team? Jeżeli jest to zbyt trudne możesz wybrać też drugi skład.
Mitch Richmond, Spudd Webb, Wayman Tisdale, Hakeem, Barkley, Franchise, Cuttino Mobley, Damon Stoudemire, Camby, Nash, Dirk, Mike Finley, Nick Van Exel, Tim Hardaway, Alonzo Mourning, Rasheed Wallace, JR Rider, Jimmy Jackson, Bonzi Wells, Brian Grant, Sabonis (ojciec), Jermaine O’Neal, Maurice Taylor, Gary Grant, Greg Anthony, Stacy Augmon, Doug Christie, etc……..Ej, człowieku, nie mogę wybrać jedynie dziesięciu graczy. Zbyt wielu rewelacyjnych koszykarzy.