Wielu twierdzi, że Klay Thompson w tamtym meczu mógł przebić osiągnięcie Kobego Bryanta, gdyby Steve Kerr pozwolił mu dograć do samego końca. Tak się ostatecznie nie stało, co wcale nie umniejsza tego, co wówczas zawodnik Golden State Warriors zrobił.
5 grudnia 2016 roku, Golden State Warriors gotowi do walki o mistrzostwo, od początku sezonu przedzierają się przez kolejnych rywali. Tamtej nocy mierzyli się na własnym parkiecie z Indianą Pacers. Pod koniec trzeciej kwarty ekipa Steve’a Kerra prowadziła już 114:79, prawdziwy blow-out, po drużynie z Indianapolis nie było czego zbierać.
Klay Thompson na minutę przed zakończeniem kwarty opuszczał parkiet mając na swoim koncie 60 punktów, 21/33 z gry, 8/14 za trzy punkty. Kerr nie chciał przywracać go do rywalizacji, choć wielu sobie tego życzyło. Zawodnik GSW miał szansę napisać wspaniałą historię przebijając 81 oczek Kobego Bryanta. Jego trener nie chciał tego oglądać, z szacunku do przeciwnika.
Gdyby mecz toczył się na styku, Kerr miałby zupełnie inne podejście. Jednak po trzech kwartach nie potrzebował już pomocy Thompsona. – Czułem, że wszystko co wypuszczam z rąk wpada do kosza – mówił wówczas Klay. – Muszę podziękować moim kolegom, Zaza [Pachulia] i Draymond [Green] otworzyli mi wiele pozycji. Wszystko zaczęło się od paru łatwych lay-upów na początek – dodał.
S/O to my squad for setting me up 2night! I don't think I had to take more then 5 dribbles the whole game lol
— klay thompson (@KlayThompson) December 6, 2016
To pierwszy gracz w historii NBA, który w erze 24-sekundowego zegara zanotował minimum 60 punktów poniżej 30 minut gry. W 2005 roku w trzy kwarty 62 oczka zdobył Kobe Bryant, zatem Klay równał do legendy. Strzelec Warriors nie miał pretensji do Kerra, ale mówił, że następnym razem jego drużyna musi zadbać o to, by mecz nie był tak szybko rozstrzygnięty.
Koniecznie zobaczcie historyczny występ jednego z najlepszych strzelców w NBA…
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET