Niedzielny wieczór przeważnie oznacza emocje związane z rywalizacją na parkietach NBA, ale dziś idziemy o poziom wyżej. O przyjaznej dla europejskiego kibica godzinie rozegrane zostaną aż trzy spotkania, z czego pierwsze rozpocznie się już o 19:00. Kogo zobaczymy w akcji i czego możemy się spodziewać?
[19:00] Detroit Pistons – Charlotte Hornets
Jeszcze w poprzednim sezonie tego typu rywalizacja byłaby synonimem przeciętniactwa. Minione rozgrywki Detroit Pistons zakończyli jako najgorszy zespół nie tylko w Konferencji Wschodniej, ale i całej NBA, z kolei Charlotte Hornets odnieśli tylko o siedem zwycięstw więcej. Teraz jednak sytuacja jest zgoła odmienna, przede wszystkim wśród “Tłoków”.
Grę podopiecznych J.B. Bickerstaffa ogląda się momentami z uśmiechem na ustach, a bilans 26-26 oraz 6. miejsce w tabeli Wschodu mówią same za siebie. Już wkrótce w swoim pierwszym Meczu Gwiazd w karierze wystąpi Cade Cunningham, który w 47 występach notował jak dotąd 25,6 punktu, 9,4 asysty oraz 6,3 zbiórki na mecz, ale na uwagę zasługuje również kilku innych zawodników.
Po raz drugi w swojej karierze Jalen Duren notuje średnie na poziomie double-double i choć w porównaniu z poprzednim sezonem jego liczby nieco spadły, to nadal odgrywa on fundamentalną rolę w układance Detroit. Jaden Ivey zalicza swoją najlepszą zdobycz punktową (17,6), z kolei najlepszą średnią od czasów gry w Minnesota Timberwolves (19,6 PPG) zdobywa Malik Beasley (16,4 punktu). Jeżeli nie dojdzie do katastrofy, to Pistons znajdą się co najmniej w play-in, więc warto rzucić okiem na ich grę.
Trzeba niestety zaznaczyć, że Ivey na pewno nie zagra z Charlotte z uwagi na poważniejszy uraz. Do gry wróci dopiero w marcu. Na parkiecie może zabraknąć również Cunninghama, którego status określony został jako “day-to-day”. Decyzja może zostać zatem podjęta dopiero chwilę przed spotkaniem.
Po drugiej stronie znajdują się Hornets, dla których sezon zakończy się wraz z końcem rozgrywek zasadniczych. Zespół prowadzony przez Charlesa Lee przegrał 8 z 10 ostatnich spotkań, choć w nocy z piątku na sobotę zdołał ograć San Antonio Spurs. Choć Charlotte radzą sobie kiepsko, to LaMelo Ball potrafi często wynagrodzić poświęcony czas.
Minionej nocy Hornets stali się również bohaterami zaskakującej wiadomości. Mark Williams nie przeszedł badań medycznych Los Angeles Lakers, a to oznacza, że jego transfer do Jeziorowców został anulowany. Nie chodzi o jego problemy z plecami, ale szczegóły — podobnie jak jego szanse na występ w dzisiejszym meczu — są na ten moment niejasne.
[20:00] Houston Rockets – Toronto Raptors
Houston Rockets muszą się obudzić. Jeszcze na początku stycznia ekipa z Teksasu zajmowała 2. miejsce w tabeli Konferencji Zachodniej ze stratą zaledwie pięciu wygranych do Oklahoma City Thunder, ale teraz plasują się dopiero na 5. pozycji (32-20). Ich kiepską dyspozycję (sześć porażek z rzędu) wykorzystali Memphis Grizzlies (35-17), Denver Nuggets (34-19) oraz Los Angeles Lakers (31-19).
Rockets pozwalają w tym sezonie rywalom na średnio 109,1 punktu na mecz. W pięciu z sześciu przegranych ostatnio meczów ich przeciwnicy rzucali więcej (kolejno: 120, 110, 124, 99, 127, 116). Gdy rywalizowali dwukrotnie z Brooklyn Nets, czyli zespołem z 4. najlepszą defensywą na Wschodzie, to potrafili rzucić im jedynie 98 i 97 punktów.
Problemy widoczne są gołym okiem, ale w czym tkwi problem? W pierwszym z serii przegranych spotkań urazu doznał Fred VanVleet, który jak dotąd odpowiadał za 14,6 punktu, 3,9 zbiórki, 5,8 asysty oraz 1,6 przechwytu. Rozgrywający nie wróci w najbliższym czasie na parkiet. Nie pomógł powrót Alperena Senguna, który wrócił do gry po krótkiej kontuzji, ale i tak brał udział w trzech ostatnich porażkach.
Ciężar odpowiedzialności za zespół spadł częściowo na barki Jalena Greena i Amena Thompsona, którzy próbowali stanąć na wysokości zadania, choć jak dotąd bezskutecznie. Pierwszy z nich (jeżeli zapomnimy o jego 13 punktach przeciwko Nets) notuje w trakcie serii porażek aż 25,6 punktu. Drugi z nich również zdążył błysnąć, zdobywając m.in. 21 “oczek” z Grizzlies czy triple-double (25 punktów, 11 zbiórek, 11 asyst) z New York Knicks.
Ostatni dni w Toronto Raptors stały pod znakiem transferu Brandona Ingrama. Skrzydłowy wciąż czeka na debiut w nowych barwach, ale nie doczeka się go dziś, bo został już wykluczony z meczu z uwagi na dalszy uraz kostki, o którym Kanadyjczycy doskonale wiedzieli w momencie finalizowania wymiany. Zabraknie również RJ Barretta czy Jakoba Poeltla, więc dla Rockets jest to doskonała okazja, by wrócić na zwycięską ścieżkę.
[20:00] Milwaukee Bucks – Philadelphia 76ers
Tu sytuacja jest mniej więcej odwrotna w porównaniu do pierwszego spotkania tego wieczoru. Jeszcze w ostatnich latach starcie Milwaukee Bucks z Philadelphia 76ers byłoby prawdopodobnie rywalizacją ekip, które mogą realnie myśleć o walce o mistrzowski tytuł. O ile podopieczni Doca Riversa wciąż mogą namieszać w play-offach, o tyle Sixers może w nich w ogóle zabraknąć.
Szóstki wygrały jedynie 5 z 16 ostatnich spotkań i w dalszym ciągu plasują się na 11. miejscu, które nie jest premiowane grą w turnieju play-in. Od dłuższego już czasu Philly ma taką samą liczbę porażek co 10. siła Wschodu Chicago Bulls, ale kiedy nadarza się okazja, żeby dogonić rywala z Wietrznego Miasta, Sixers zaliczają wpadkę za wpadką.
Do gry wrócił niedawno Joel Embiid, który żartował, że zmartwił się o swoją przyszłość po transferze Luki Doncicia i dlatego ponownie oglądamy go na parkiecie. W dwóch występach zaliczał kolejno 29 punktów, 11 zbiórek i 10 asyst oraz 23 punkty, siedem zbiórek i sześć asyst. Sixers wygrali tylko jeden z tych meczów, co jest obecnie ich jedynym zwycięstwem w pięciu ostatnich spotkaniach.
Co słychać z kolei u Paula George’a? W ostatnim czasie skrzydłowy opuścił pięć z rzędu spotkań z powodów zdrowotnych, a jego trzy ostatnie występy do średnie na poziomie 10,7 punktu, 1,0 zbiórki, 1,0 asysty oraz 1,3 przechwytu. Czy oznacza to ostateczny koniec popisów zawodnika, któremu można było przyklasnąć jeszcze za czasów jego gry w LA Clippers? Trudno w tym momencie mówić jeszcze o “oszczędzaniu sił i ciała na play-offy”, bo gra PG jest po prostu kiepska, a wózek o nazwie 76ers ciągnie przede wszystkim Tyrese Maxey.
Pomimo kiepskiej dyspozycji rywala fani Bucks nie powinni rozluźniać się przed tym starciem. Milwaukee przegrali sześć z ośmiu ostatnich spotkań, w tym z niżej notowanymi Portland Trail Blazers (choć trzeba przyznać, że ich forma jest niezwykle imponująca) oraz San Antonio Spurs. Loty obniżył delikatnie Damian Lillard, który w pięciu poprzednich meczach notuje 21,8 punktu i 4,4 zbiórki, ale też 8,8 asysty na mecz.
Bucks sprowadzili jednak Kyle’a Kuzmę, który ma być odpowiedzią na problemy i załatać dziurę, która powstała na skutek urazów i spadku formy Khrisa Middletona. W swoim debiucie przeciwko Hawks zdobył on 12 punktów, siedem zbiórek i jedną asystę. Przeciwko Atlancie nie zagrał Giannis Antetokounmpo, którego zabraknie również w meczu z Philly. Pod znakiem zapytania stoi z kolei występ Embiida.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!