Aż 13 drużyn w 13 lat zaliczył Ish Smith. To ligowy rekord. 13-tka okazała się jednak szczęśliwa, bo Smith wreszcie znalazł się w składzie mistrzowskiej drużyny. Denver Nuggets w poniedziałek zdobyli pierwszy w swojej historii tytuł mistrzów NBA, a wśród szczęśliwców znalazł się także 34-letni Smith, dla którego to piękne zwieńczenie bardzo długiej podróży. – Mam nadzieję, że moja historia zainspiruje innych – mówił weteran na gorąco po piątym meczu finałów.
A jest się czym inspirować. Smith trafił do NBA tak naprawdę tylnymi drzwiami. Nie został wybrany w drafcie, a swój pierwszy kontrakt podpisał z Houston Rockets, choć tam na szansę musiał pracować m.in. w D-League (a więc w czasach, gdy afiliacyjna dla NBA liga miała jeszcze nieco inną nazwę). Potem wyruszył w podróż po kolejnych klubach i miastach.
Memphis, San Francisco, Orlando, Milwauke, Phoenix, Oklahoma City, Filadelfia, Nowy Orlean, Detroit, Waszyngton, Charlotte i wreszcie Denver. W niektórych zespołach miewał nawet kilka osobnych epizodów. Do Denver dołączył przed startem sezonu 2022-23 w ramach wymiany z Wizards, kiedy to Nuggets sięgali przede wszystkim po Kentaviousa Caldwell-Pope’a.
Ish Smith finally got his ring 👏💍 pic.twitter.com/zDEFHEIlCC
— NBA on ESPN (@ESPNNBA) June 13, 2023
Smith w finałach nie odegrał żadnej roli, a w tegorocznej fazie play-off łącznie spędził na parkiecie tylko 12 minut. W ogóle jednak mu to nie przeszkadza, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że pomagał drużynie na inne sposoby. Był jak swego rodzaju asystent trenera. Miał spore znaczenie w szatni, a do tego był wsparciem dla swoich kolegów. – To naprawdę fajny sezon. Zwykle, gdy nie grasz, to tak nie mówisz, ale naprawdę mam tutaj frajdę – mówił kilka dni temu.
A teraz wreszcie ma swój mistrzowski pierścień.