W niedawno opublikowanych wynikach ankiety przeprowadzonej wśród koszykarzy NBA dość niespodziewanie to Rudy Gobert został wybrany najbardziej przereklamowanym zawodnikiem. Rezultat może dziwić tym bardziej, że trzykrotny obrońca roku NBA jest głównym faworytem do tego, by otrzymać tę nagrodę po raz czwarty. Tymczasem niewykluczone, że już latem czeka go innego rodzaju wyróżnienie.
Obecnie środkowy Minnesota Timberwolves musi się skoncentrować na rozgrywkach fazy play-off. Jego drużyna wygrała już dwa mecze serii przeciwko Phoenix Suns, ale jeden moment nieuwagi może sprawić, że sytuacja zmieni się na niekorzyść Rudy’ego Goberta i spółki. Sam zawodnik w mediach wyraził przekonanie, że nikt w NBA nie chce mierzyć się z taką defensywą, jaką obecnie prezentują podopieczni Chrisa Fincha. O sobie też mówił w niemal samych superlatywach.
– W ich oczach jestem tylko tym dziwnym kolesiem z Francji, który kolekcjonuje nagrody jak rękawiczki, co może niektórym przeszkadzać. Mój wpływ na grę jest zdecydowanie wyjątkowy, choć może nie tak fajny czy eksplozywny jak u innych chłopaków, więc czasami trudno jest to uszanować. Myślę, że jestem źle rozumiany i to wszystko – powiedział w rozmowie z Timem McMahonem z ESPN.
Coś w tym jest. Całą swoją karierę Gobert oparł na byciu twardym, nieustępliwym obrońcą. Miewał słabsze momenty, jednak od momentu przybycia do NBA w 2013 roku zazwyczaj prezentuje równy, wysoki poziom. Sam uważa, że zdobywane przez niego nieprzerwanie w latach 2019-21 nagrody dla obrońcy roku sprawiły, że niektórzy mogą krzywo na niego patrzeć. W minionym sezonie zasadniczym także pod względem liczb nie prezentował się najgorzej, osiągając średnio 14 punktów, 12,9 zbiórki, 1,3 asysty oraz 2,1 bloku na mecz.
31-latek bezapelacyjnie jest jednym z najlepszych sportowców we Francji bez podziału na dyscypliny. Mimo wszystko czegoś mu brakuje. Chciałby jeszcze mocniej zapisać się w historii. Jeszcze przed drugim meczem przeciwko Suns wyznał, że marzy mu się zaszczyt bycia chorążym reprezentacji podczas zbliżających się igrzysk olimpijskich w Paryżu.
– Oczywiście, że zamierzam zgłosić swoją kandydaturę. Zawsze o tym marzyłem. Gdybym został wybrany, byłby to dla mnie nieopisany wręcz honor. Zawsze dawałem z siebie wszystko dla kadry narodowej, a tym sposobem mógłbym reprezentować swój kraj na zupełnie nowym poziomie – stwierdził na łamach Le Monde.
Jeśli Gobert zostanie wybrany, stanie się pierwszym koszykarzem w historii, który niósł francuską flagę podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich. Inna sprawa, że zaszczyt, którego dostąpiło wielu znanych sportowców, będzie musiał z kimś dzielić. Od 2020 roku reprezentacja Francji wybiera dwójkę chorążych – jednego mężczyznę i jedną kobietę.
Co ciekawe, jeśli zostanie wybrany, Rudy nie będzie pierwszym przedstawicielem NBA, który niósł flagę swojej reprezentacji podczas IO. Największą liczbę wywodzących się z basketu chorążych mieliśmy w 2008 roku w Pekinie, a byli to Manu Ginobili (Argentyna), Yao Ming (Chiny), Dirk Nowitzki (Niemcy) oraz reprezentujący już grecki Panathinaikos, ale mający za sobą występy w Indiana Pacers i Golden State Warriors Sarunas Jasikevicius (Litwa).
W kolejnych edycjach liczba ta stopniowo się zmniejszała. W 2012 roku mieliśmy Yi Jianliana (Chiny) oraz Pau Gasola (Hiszpania), zaś cztery lata później już tylko Luisa Scolę (Argentyna). Ostatnie, tokijskie igrzyska w roli chorążych odpowiednio Czech i Japonii otwierali Tomas Satoransky i Rui Hachimura. Czy Gobert pójdzie w ich ślady? Na pewno na to liczy, ale na razie powinien raczej skoncentrować się na grze w play-offach. Na rozmyślania o niesieniu flagi przyjdzie czas później.
Wspieraj PROBASKET
