40-latek bijący o kilkanaście lat młodszych kolegów? Vince Carter nie ma żadnego problemu z pokazaniem młodemu pokoleniu, gdzie jego miejsce w starciu z jakością i doświadczeniem. Nie miejmy żadnych obaw przed określeniem Cartera mianem ikony. Jego postawa, jego historia i jego determinacja pewnego dnia obrócą sie w legendę.
W ostatnim meczu Memphis Grizzlies, Vince Carter wyszedł do gry z ławki rezerwowych i zanotował 20 punktów, prowadząc swoją drużynę do zwycięstwa nad Utah Jazz. Przebłysk formy z jego najlepszych lat zwrócił wszystkim uwagę, że weteran mimo niespełna 40 lat na karku, utrzymał swoje ciało w doskonałej kondycji i nadal jest w stanie grać na bardzo wysokim poziomie. W Memphis prawdopodobnie nie spodziewali się, że dostaną kawałek z tortu „Vinsanity”.
W starciu z Jazz Carter trafił tzw. dagger-dunk’a, gdy ściął po linii końcowej i tuż pod obręczą otrzymał podanie od rozgrywającego – Mike’a Conleya. Zrobił po wszystkim swój słynny motorek i wrócił do obrony, gdzie również robił dla Niedźwiedzi różnicę. Carter jest najstarszym zawodnikiem w lidze, oficjalnie mając 39 lat. Jednak 40 brzmi poważniej i mocniej oddaje to, w jak znakomitym stanie zawodnik utrzymał swój organizm przez te wszystkie lata podróżowania nad obręczami.
Carter po każdym wsadzie wisi trochę dłużej na koszu. Nie robi tego dla show, tylko by chronić swoje kostki przed nie do końca kontrolowanym upadkiem. To detale mające duży wpływ na to, że Vince nadal może. – Już nie chodzi o wznoszenie się, tylko spadanie – przyznał w rozmowie z ESPN. – Ja na tym koszu walczę o swoje życie, abym zaraz po tym, jak znajdę się z powrotem na parkiecie mógł powiedzieć – okay, wszystko jest w porządku – dodał.
20 punktów przeciwko Jazz oznacza, że Carter jest najstarszym graczem w historii ligi, który przekroczył granicę 20 oczek wychodząc z ławki rezerwowych. Pobił rekord, który ustanowił sześć dni wcześniej w meczu z Denver Nuggets. – Po co miałby odchodzić na emeryturę? – pyta Zach Randolph. – Lepiej dajcie mu dwu lub trzyletnią umowę – nawołuje weteran rotacji Davida Fizdale’a. Zarówno Z-Bo, jak i Vince nie pozwalają o sobie zapomnieć, mimo że zostali przez trenera oddelegowani na ławkę rezerwowych.
Były mistrz wsadów zostawia wartość po obu stronach parkietu. Stał się niezwykle pragmatyczną częścią składu Grizzlies. Choć nikt nie oczekiwał od niego wielkich rzeczy na ostatniej prostej kariery, to Carter był w stanie się odbudować. – To nie jest takie proste. Może na parkiecie wygląda wszystko okay, ale toczy się walka. Gra przychodzi mi z dużą łatwością od wielu lat. Gdy robi się trudniej, to po prostu więcej pracuję. Niesamowite jest to, że mogę grać na takim poziomie mając tyle lat.
Sztab medyczny zespołu pozostaje mimo wszystko bardzo ostrożny. Prawa kostka weterana wymaga rutynowych kontroli. Carter opracował nawet pewne techniki, które pozwalają mu uśmierzyć ból. Okazuje się, że ciągle od czasu do czasu może być graczem gotowym przesądzić o wyniku. Przede wszystkim stanowi przykład dla kolegów z rotacji, bardzo pomaga Fizdale’owi samą obecnością. Dla byłego podopiecznego Erika Spoelstry to pierwszy rok na stanowisku głównego szkoleniowca.
– Vince Carter reprezentuje wszystko, co chciałbym, aby przedstawiał mój zespół – przyznał trener. – To absolutny profesjonalista. Jest pierwszym graczem, który po meczu pojawia się na siłowni. Cały czas robi coś, co pozwala mu odzyskać siłe. […] Wie, że koniec zbliża się wielkimi krokami, ale kiedy to się stanie? Nie wiem, bo nic na to nie wskazuje. Chciałbym aby cały zespół patrzył na koszykówkę tak, jak patrzy na nią Vince – dodał będący pod ogromnym wrażeniem weterana Fizdale.
Po 10 meczach rozgrywek 2016/2017, Carter notuje na swoje konto średnio 10,4 punktu, 4,2 zbiórki i 1,9 asysty trafiając 47,4 FG% i 35,6 3PT%.
[ot-video][/ot-video]
Obserwuj @mkajzerek
Obserwuj @PROBASKET