Cztery lata to w NBA czas odpowiedni na zbudowanie zespołu i ocenę tego czy trener nadaje się do pracy czy nie. Czwarty sezon na stanowisku szkoleniowca w Cleveland Cavaliers kończy J.B. Bickerstaff i jak się dowiadujemy, bez oszałamiającego sukcesu nie utrzyma stanowiska.
J.B. Bickerstaff przejął stery w Cleveland Cavaliers w końcówce sezonu 2019/20. Przeprowadził ich przez jeden chudy rok, w którym wygrali tylko 22 mecze, po czym przez dwa lata notował postęp. Najpierw drużyna wygrała 44 mecze, ale przegrała dwukrotnie w Play-In, a rok temu po dodaniu do zespołu Donovana Mitchella skończyło się na 51 zwycięstwach i czwartym miejscu w konferencji wschodniej. Play-offy jednak nie były udane, bo drużyna z Ohio uległa dość łatwo, bo 1-4 New York Knicks mimo przewagi własnego parkietu.
Ten sezon miał być krokiem wprzód. Gwiazdy się miały zgrać lepiej przez kolejny rok, do składu dodano ciekawych zadaniowców – między innymi Maxa Strusa i Georgesa Nianga, wszystko było gotowe, żeby iść do przodu. Wszystko tylko nie wyniki. Po przegranej z Toronto Raptors 1 stycznia drużyna miała bilans 18-15 i jak twierdzi źródło serwisu Hoops Wire, którym jest jeden z pracowników kadry kierowniczej klubu NBA, posada Bickerstaffa wisiała na włosku.
– Bickerstaff prawie został zwolniony w trakcie sezonu zanim drużyna zebrała się do roboty. Są ludzie w klubie, którzy nie wyobrażają sobie jak zespół z Donovanem Mitchellem i Dariusem Garlandem jest tak słaby w zdobywaniu punktów.
Jest w tym sporo racji, bo Cavaliers są na 20. miejscu w lidze pod kątem zdobywanych punktów ze średnią 112,5 punktu na mecz, a jeśli uwzględnimy tempo gry i przeliczymy skuteczność ataku na posiadania, to ich ofensywa jest nieco lepsza, ale i tak dopiero 16. w NBA. To zdecydowanie za słabo jak na oczekiwania związane z duetem prowadzącym grę.
Bickerstaff ma teraz przed sobą być może najważniejszy okres. W ostatnich trzech meczach sezonu gra na własnym parkiecie podejmując kolejno Memphis Grizzlies, Indiana Pacers i Charlotte Hornets. To powinny być trzy zwycięstwa. Przy trzech wygranych jest spora szansa na zdobycie przewagi parkietu, ale do tego potrzebne będą porażki kogoś z tercetu Milwaukee Bucks, New York Knicks czy Orlando Magic. To jednak tylko kropla w morzu potrzeb.
Jak bowiem dalej informuje źródło serwisu Hoops Wire brak awansu do finału konferencji może oznaczać utratę pracy przez Bickerstaffa. Z jednej strony przy wszystkich kontuzjach, jak Juliusa Randle’a, słabej grze Milwaukee Bucks, drużyna z Ohio jest dość zdrowa i teoretycznie pełnym składem powinna pokonać tych rywali. Ale to tylko teoria. Ubiegłoroczne play-off pokazały, że Tom Thibodeau bezlitośnie wykorzystał słabości Cavaliers i łatwo przeszedł ich w pięciu meczach.
Czy zatem oglądamy koniec drużyny z Cleveland do jakiej się przyzwyczailiśmy? Pojawiają się też plotki o odejściu Donovana Mitchella, może być więc tak, że w przypadku braku sukcesów cały zespół się rozsypie i pójdzie w kolejną przebudowę. Ale może to lepsze wyjście, w końcu jaki jest sens być wiecznym średniakiem i nie mieć ani szans na sukces ani być na tyle słabym, żeby bić się o najwyższe miejsca w drafcie.