Po samym przyjściu Kristapsa Porzingisa do zespołu Celtów mówiło się o sporej roszadzie, lecz późniejsze ruchy pokazały, że Boston stawia wszystko na jedną kartę. Takie zmiany mogą dać zamierzony efekt lub kompletnie odwrotny. Jak na całą sytuację zapatruje się Jayson Tatum oraz czy miał udział w wymianach?
Końcem czerwca tego roku dowiedzieliśmy się, że do zespołu z Bostonu dołączy Kristaps Porzingis. Już wtedy ten ruch wydawał się bardzo odważny, ponieważ dał znak, że Celtics będą ryzykować. Wówczas ze składem pożegnał się jeden z najważniejszych graczy tego rosteru, a więc Marcus Smart. Jednak jak pokazują ostatnie tygodnie, to wcale nie był koniec zmian w TD Garden. Po tym, jak Damian Lillard zamienił barwy Blazers na Bucks, doszło do kolejnych wymian. Do bostońskiej drużyny dołączył bowiem Jrue Holiday, a w wymianie klub opuścili Malcolm Brogdon oraz Robert Williams, po których również pozostanie spora luka.
Gdy karuzela transferowa trwała w najlepsze, wszystkiemu z boku przyglądał się lider Celtów – Jayson Tatum. Sam przyznawał wielokrotnie, że gdy klub planuje dużą wymianę, kontaktuje się z nim, by poznać jego opinię. Nie ma co ukrywać, że 25-latek stracił przed sezonem wielu zawodników, z którymi od lat tworzył monolit, zarówno w szatni, jak i na parkiecie.
Jednak sam Jayson pytany o to, czy miał wpływ na decyzje klubu, stwierdził jasno:
– W dużej mierze staram się nie wtrącać. Oczywiście czasem rozmawiam z Bradem o tym, czy chciałbym kiedyś zagrać z tym gościem lub czy myślę, że byłby dobrym wyborem. Myślę, że to dotyczy każdej organizacji. Nigdy nie chcę być zaangażowany w takie rzeczy. Moim zadaniem jest po prostu przyjść i grać. Nie moim zadaniem jest dokonywanie wymiany i wybieranie zawodników czy coś w tym rodzaju. Z wieloma chłopakami, których wymieniliśmy, byłem w przyjacielskiej relacji. Spędziłem dotychczas całą swoją karierę ze Smartem, prawie całą karierę z Grantem i Robem, oraz rok z Malcolmem. Zawsze trudno jest widzieć, jak ludzie odchodzą, zwłaszcza gdy dzieje się to nagle – stwierdził Tatum.
Oczywiście takie odejścia zawsze są ciężkie, szczególnie przy długiej współpracy. Jednak Celtics stawiają przed sobą jasny cel, który nie może nikogo dziwić – mistrzostwo. W dodatku ich ruchy pokazują, że władze chcą osiągnąć ten cel tu i teraz, w nadchodzącym sezonie. Wszystko jest spowodowane wynikami z ostatnich lat. Mimo że co roku Celtics byli brani pod uwagę, to nie udawało im się wygrać w finale. Przecież w ostatnich siedmiu latach aż pięciokrotnie docierali do finału konferencji.
Raz udało im się zmierzyć o tytuł mistrzowski, lecz ulegli GSW. Władze straciły cierpliwość i postawiły wszystko na jedną kartę. Tatum doskonale wie, że to on musi być liderem nowej drużyny, która formuje się w ostatnich tygodniach. W jego przypadku wiele mówi się również o możliwości nowego kontraktu, który może opiewać na ogromną kwotę.
– Szczerze mówiąc, to nie jest coś, o czym w ogóle myślę. Nie staram się patrzeć zbyt daleko w przyszłość. To nie jest coś, co mnie motywuje. Tak, chcę być wynagradzany za to, co robię. Gram w koszykówkę od czwartego roku życia i nigdy nie chodziło o pieniądze. Jestem w takiej znakomitej sytuacji, że mogę zarabiać więcej pieniędzy. Moja rodzina jest zabezpieczona. Po prostu czekam na grę w koszykówkę. A gdy nadejdzie odpowiedni czas, jestem pewien, że to, co ma się wydarzyć, stanie się. Szczerze mówiąc, przegrana w playoffach w sposób, w jaki przegraliśmy, trochę boleśnie odbiła się na mnie tego lata. Myślę tylko o powrocie na parkiet – powiedział o możliwości nowego kontraktu Tatum
Teraz powstaje pytanie, czy to przyniesie oczekiwane efekty? Czy Celtics nie oddali zbyt wiele, by pozyskać tych zawodników? Ze składem pożegnali się bowiem Marcus Smart, Malcolm Brogdon, Robert Williams czy Grant Williams. Celtowie na mistrzowski tytuł czekają przecież od sezonu 2007/08, gdy w finale pokonali Los Angeles Lakers. Jednak czy te ruchy transferowe pozwolą znów zawitać im do finałów NBA?
Wspieraj PROBASKET
