Od rozpoczęcia sezonu minęło zaledwie 12 meczów, ale Boston Celtics już zaczynają ujawniać pierwsze oznaki słabości, co może okazać się kosztowne w perspektywie walki o obronę mistrzowskiego tytułu. Podjęcie na własnym terenie Atlanta Hawks w ramach pierwszej kolejki Emirates NBA Cup miało być tylko formalnością, lecz pomalowany na zieleń w odcieniu koniczyny parkiet nie przyniósł gospodarzom szczęścia.
Mające ostatnio problem z formą Jastrzębie z Georgii udały się w podróż do Massachussets bez największych gwiazd – Trae Younga, Bogdana Bogdanovicia czy De’Andre Huntera. W perspektywie czasu nie miało to jednak aż tak wielkiego znaczenia. Podopieczni Quina Snydera zachowali zimną krew, dając faworyzowanym gospodarzom bolesną lekcję. Dzięki niesamowitej determinacji Atlanta Hawks pokonali Boston Celtics 117-116, a wygraną przyjezdnym zapewnił Onyeka Okongwu, na kilka sekund przed końcem czwartej kwarty dobijając rzut Dysona Danielsa.
Chyba nikt się nie spodziewał takiego stanu rzeczy, jednak Atlanta do perfekcji wykorzystała momenty niedbałej gry ze strony przeciwnika. Już po meczu jeden z najważniejszych zawodników C’s, Jaylen Brown, skomentował tę przykrą porażkę, przyznając jednocześnie, że on i jego koledzy mogli, a wręcz powinni spisać się lepiej.
– Obrona, ustalanie tempa gry, zbyt wiele rzutów spod kosza. Myślę, że dobrze broniliśmy na linii rzutów za trzy punkty, Najbardziej jednak zawiodła fizyczność – zmiany krycia, zbiórki. W tych elementach po prostu musimy być świetni co wieczór. Dziś tego zabrakło… Mentalnie, myślę, że byliśmy trochę zbyt beztroscy. Myśleliśmy, że mecz sam się wygra i to było widoczne – wyjaśnił 28-latek, nie owijając w bawełnę. W podobne tony uderzył zresztą trener Joe Mazzulla.
– Zaprezentowali twardą i bardziej fizyczną grę niż my. Zmusili nas do aż 20 strat, a sami zanotowali tyle samo zbiórek ofensywnych. Jeśli pozwala się drugiej drużynie oddać więcej rzutów, nie ma szans na zwycięstwo. Kilka razy mieliśmy problemy z kryciem, ale oni zbierali piłki i zdobywali łatwe punkty przeciwko wszystkim. Po prostu grali lepiej od nas po obu stronach parkietu – przyznał szkoleniowiec.
Trudno nie przyznać obu panom racji. Jak dotąd w tym sezonie Celtics byli jedną z najlepszych drużyn w NBA pod kątem dbałości o piłkę, jednak w meczu z Hawks gołym okiem widoczna była ta beztroska, o której wspomniał JB. 20 strat, jakie popełnili podopieczni Mazzulli pozwoliło nie grającemu przecież w pełnym składzie rywalowi pozostać w grze, a ostatecznie odnieść zwycięstwo.
Szczególnie dla Browna ten mecz ma słodko-gorzki posmak. Z jednej strony był jednym z najjaśniejszych punktów swojej drużyny, zapisując na swoje konto 37 punktów (14/22 z gry) i pięć zbiórek, to jednak, do spółki z Jaysonem Tatumem, odpowiadali za aż 11 z 20 straconych piłek. Taki wynik zdecydowanie chluby nie przynosi, tym bardziej, że drugi z wymienionych przez niemal cały mecz miał problemy również ze skutecznością, trafiając tylko 5/16 rzutów, choć ostatecznie 20 punktów (i osiem asyst) to nie jest najgorszy wynik. Do wygranej jednak nie wystarczył.
Wszyscy związani z ekipą z Bostonu z pewnością mają teraz nadzieję, że to był tylko wypadek przy pracy. Być może taki przysłowiowy kubeł zimnej wody dobrze zrobi Brownowi, Tatumowi i spółce? Mecz z Atlantą pokazał, że zawodnicy Celtics chyba zapomnieli o jednym ważnym aspekcie – samym wyjściem na parkiet meczu się nie wygra.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!