Po kilku tygodniach prób, Joe Johnson w końcu dostał szansę na powrót do NBA. 38-latek porozumiał się w sprawie kontraktu z Detroit Pistons, ale zanim zasili sezonową „piętnastkę” ekipy Dwane’a Caseya, musi wygrać miejsce w składzie. Niczego nie dostanie bez walki.
Trenował dla Brooklyn Nets, Milwaukee Bucks, Denver Nuggets i na samym końcu dla Detroit Pistons. Ekip z Mo-Town szybko zyskała największe szanse na zakontraktowanie Joe Johnsona, ale zanim zdecydowała się na ten ruch, musiała pożegnać się z jednym z graczy. Padło na Michaela Beasleya, który w trakcie letnich przygotowań również miał walczyć o swoje minuty. B-Easy ponownie trafia na rynek wolnych agentów.
Niewykluczone, że swój następny kontrakt podpisze w Chinach z uwagi na małą dostępność miejsc w składach NBA. Tymczasem 38-letni Iso-Joe uzgodnił z Pistons warunki rocznej częściowo gwarantowanej umowy. To oznacza, że najpierw będzie musiał wygrać walkę o miejsce w rotacji z Christianem Woodem, a następnie udowodnić, że jest gotów sprostać 82-meczowej intensywności NBA.
Zatem przed – nie już takim młodym – koszykarzem sporo ciężkiej pracy, by ugruntować swoją pozycję w składzie obok Derricka Rose’a, Reggiego Jacksona i Blake’a Griffina. Joe wraca po rocznej przerwie. Ostatnio mogliśmy oglądać go na parkietach półamatorskiej ligi BIG3, w finale której rzucił za trzy na zwycięstwo swojej drużyny. Drugi rok z rzędu został wybrany MVP rozgrywek, wyraźnie wychodząc ponad poziom reprezentowany przez kolegów.
W NBA Johnson występował dla Bostonu, Phoenix, Atlanty, Brooklynu, Miami, Utah oraz Houston. W 1091 meczach notował na swoje konto średnio 16 punktów, 4 zbiórki i 3,9 asysty trafiając 44% z gry i 37% za trzy. Kto wie, jeśli się Iso-Joe ponownie zadomowi, może zostanie w NBA na dłużej niż tylko jeden sezon. 42-letni Vince Carter świeci dla niego przykładem.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET