Minionej nocy na brak emocji sympatycy NBA narzekać nie mogli. O losach spotkań rozgrywanych w Detroit i Dallas przesądziły ostatnie rzuty na równi z końcową syreną, choć jeszcze kilka sekund wcześniej szansę na zapewnienie sobie zwycięstwa miały zespoły, które ostatecznie przegrały. Działo się sporo, zobaczcie!
Przed niemal całą czwartą kwartę starcia z Miami Heat ekipa Detroit Pistons musiała oglądać plecy rywala i gonić wynik. Na dwie minuty przed ostatnią syreną Tłoki przegrywały jeszcze różnicą pięciu „oczek”, ale trafienia Cade’a Cunninghama i Isaiaha Stewarta pozwoliły im doprowadzić do remisu 101:101.
Przyjezdni z Florydy mogli wówczas odpowiedzieć, ale błąd popełnił Duncan Robinson, a piłka ponownie padła łupem Pistons. Do ostatniej syreny pozostały wówczas 23 sekundy i wszystko wskazywało na to, że podopieczni Monty’ego Williamsa wykorzystają zegar niemal do samego końca i spróbują przesądzić o losach pojedynku w ostatnim możliwym momencie.
Cade Cunningham w zaskakujących okolicznościach zdecydował się jednak na rzut przy 10 sekundach na zegarze. Jego próba okazała się nieskuteczna, co dało Heat szansę na uniknięcie dogrywki. Kontratak Miami wyprowadził Terry Rozier, który podał następnie do Bama Adebayo, a ten z ponad dziewięciu metrów trafił zza łuku i zapewnił tym samym gościom zwycięstwo.
– Może zostało trochę za dużo czasu, ale gdyby trafił, to nikt nie powiedziałby nawet jednego słowa. Nie będę krytykował kogokolwiek za tego typu posiadanie – komentował po meczu trener Pistons Monty Williams.
Warto wspomnieć, że dla Bama Adebayo było to w tym sezonie dopiero czwarte trafienie zza łuku w bieżących rozgrywkach. Skuteczność środkowego zza linii 7,24 metra wynosi 23,5% (4/17), choć jeszcze kilka dni temu było to zaledwie 11,8%. Trzy ostatnie spotkania Adebayo zakończył bowiem z jedną trójką przy jednej próbie.
– Widziałem, że to dopiero jego czwarta w tym sezonie, ale taka jest koszykówka – skomentował krótko Evan Fournier, zawodnik Tłoków.
To nie był jednak jedyny zwycięski rzut na równi z końcową syreną tej nocy. Podobne sceny miały miejsce w Teksasie, gdzie Dallas Mavericks ograli Denver Nuggets. Sytuacja była tam analogiczna. Najpierw natychmiast po wznowieniu zza linii bocznej trójkę trafił Luka Doncić, doprowadzając tym samym do remisu 105:105. Przyjezdni wówczas mieli nieco ponad 24 sekundy na rozegranie ostatniej akcji.
Jamal Murray zdecydował się na akcję pick-and-roll z Nikolą Jokiciem i ostatecznie zakończył ją rzutem na około pięć sekund przed upływem czasu. Jego próba okazała się nieskuteczna, a po zbiórce Mavs poprosili o przerwę na żądanie. Po wznowieniu zostało im jeszcze 2,8 sekundy na zegarze. Piłka trafiła wówczas w ręce Kyrie’ego Irvinga, który kryty przez Jokicia popisał się widowiskowym rzutem lewą ręką, który dał Dallas zwycięstwo.
– Czasami spędzam całą godzinę trenując wykonywanie rzeczy moją lewą ręką. Jako niski rozgrywający, musisz mieć różnorodność wykończenia akcji. To coś, nad czym pracowałem, odkąd byłem dzieckiem – mówił po meczu Irving.
Jednym z kluczy do zwycięstwa Mavs była skuteczność walki na tablicach. Gospodarze, którzy są dopiero na 23. miejscu w NBA pod względem zbiórek na mecz, zebrali tej nocy aż 60 piłek, podczas gdy Nuggets (11. miejsce) jedynie 37.
– Nie przypominam sobie ostatniego czasu, kiedy przegraliśmy walkę na tablicach różnicą 22 zbiórek – podsumował na pomeczowej konferencji Michael Malone, szkoleniowiec Denver.