Kiedy wszyscy skupiają się na Juliusie Randle’u, Derrick Rose po cichu wykonuje dla swojego zespołu kawał dobrej roboty. Doświadczony rozgrywający notuje fantastyczne liczby w trakcie ostatniej zwycięskiej serii New York Knicks. Nie szuka jednak poklasku.
Dziesięć lat temu został wybrany najmłodszym MVP ligi, ale dopiero teraz gra jak “prawdziwy MVP” – mówią media z Nowego Jorku. Wszyscy w Big Apple są zachwyceni tym, jak Derrick Rose wkomponował się w zespół Toma Thibodeau. W ostatnim meczu New York Knicks pokonali na wyjeździe Memphis Grizzlies, a D-Rose trafiał do kosza lub asystował przy 12 z ostatnich 18 zdobytych przez jego drużynę punktach.
Skończył mecz z dorobkiem 25 punktów, a Knicks wygrali po raz jedenasty w ostatnich dwunastu meczach i pewnie zmierzają po przewagę parkietu w pierwszej rundzie play-offów wschodniej konferencji. – Dziesięć lat po tym jak zdobył MVP nadal jest tym samym graczem – twierdzi Thibodeau. – Dla niego najważniejsze są zwycięstwa i dobro zespołu. Cieszy się przede wszystkim z sukcesu swoich kolegów, bez względu na to, czy zdobędzie 2 punkty czy 20 – dodaje.
Gdy Rose przebywa na parkiecie Knicks są +13,2 punktu w Net Rating, co oznacza, że w przekroju stu posiadań z Derrickiem w grze zdobywają tyle punktów więcej niż bez niego. – Robimy tutaj coś niezwykłego i wszyscy zmierzamy do konkretnego celu – mówił Rose. – Nasi gracze rezerwowi dobrze nadążają za pierwszą piątką. Wszyscy po wejściu na parkietu doskonale wiedzą, co mają robić. Wiemy, czego się od nas, sztab wykonuje świetną pracę – mówi dalej.
Dobra praca całej drużyny przekłada się na wyniki i liczby. Rose w trakcie zwycięskiej serii swojego zespołu notował średnio 54,4% z gry, 39,4% za trzy i 90,6% z linii rzutów wolnych. To zjawiskowe liczby jak na gracza, który nigdy zabójczo skuteczny nie był, a opierał się głównie na swojej szybkości. I warto przypomnieć, że za tak cenne wsparcie dla swojego systemu Knicks poświęcili naprawdę niewiele, bo Dennisa Smitha Jr’a oraz wybór w drugiej rundzie draftu.