Rywalizacja Golden State i Houston nabiera rumieńców. Za nami cztery mecze, po których różnica w małych punktach z całej serii wynosi zaledwie jeden na korzyść aktualnych mistrzów. Po sporej porcji dobrej koszykówki, jaką do tej pory zobaczyliśmy w wykonaniu obydwu ekip można pokusić się o analizę elementów, które wpływają na przebieg rywalizacji. Jednym z kluczowych jest postawa graczy wychodzących z ławki rezerwowych.

Od samego początku uwaga kibiców i mediów była skupiona na liderach. Wszyscy zwracali uwagę na pojedynki punktowe Jamesa Hardena i Kevina Duranta, zastanawiali się kto będzie bronił lidera Rockets typując, że w tej roli najlepiej sprawdzi się Klay Thompson. Języczkiem uwagi jest także rywalizacja rozgrywających: Stepha Curry’ego i Chrisa Paula oraz podkoszowych – Draymonda Greena i Clinta Capeli. Ponadto kontuzja DeMarcusa Cousinsa wymusiła zmianę w ustawieniu pierwszej piątki zespołu z San Francisco. W przypadku tak mocnych drużyn każdy drobny element może zaważyć  na losach serii i przybliżyć do jej wygranej. Jak powszechnie wiadomo obydwie ekipy grają niewielką ilością graczy rezerwowych – to tym bardziej zwiększa ich znaczenie. I to właśnie ich rolę w tej serii warto przeanalizować, gdyż różnice są spore.

Nie jest tajemnicą, że Warriors poświęcili sporo, by zbudować bardzo mocną piątkę, opartą na gwiazdach ligi. Podpisanie kontraktu z Cousinsem sprawiło, że liderem rezerwowych został Andre Iguodala, który w tej roli czuł się komfortowo. Kontuzja Boogiego zmusiła Steve’a Kerra do zmiany statusu skrzydłowego, co powoduje, że najbardziej doświadczonym i jednocześnie wartościowym graczem rezerwowym GSW stał się Shaun Livingston. Problem w tym, że rozgrywający nie cieszy się dobrym zdrowiem i w tej serii absolutnie nie przypomina efektywnego zmiennika, jakim był na przestrzeni ostatnich kilku lat. Na samej ławce brakuje też nazwisk, które swoim ograniem mogą dać wsparcie, kiedy liderzy odpoczywają. W poprzednich sezonach byli nimi David West, Zaza Pachulia, a sięgając nieco dalej Leandro Barbosa, Marreese Speights czy Matt Barnes. Oczywiście opcji było więcej, jednak zawsze stanowiły one jakąś wartość dodaną do gwiazd, które przez większość trwania spotkania ciągnęły grę. Teraz jest inaczej, co wyraźnie sugerują statystyki:

Mecz nr 1:

Punkty zdobyte przez rezerwowych:
Golden State Warriors: 10
Houston Rockets: 17

Fakty warte uwagi:
– liderem punktowym Houston z ławki był Nene z dorobkiem 8 punktów
– z powodu choroby nie zagrał Austin Rivers
– w statystyce +/- najgorsi w ekipie gości byli: Clint Capela (-17) oraz Gerald Green (-16, 7 minut gry)

Mecz nr 2:

Punkty zdobyte przez rezerwowych:
Golden State Warriors: 14
Houston Rockets: 20

Fakty warte uwagi:
– liderem punktowym Houston z ławki był Austin Rivers z dorobkiem 14 punktów
– w statystyce +/- najgorszy w ekipie gości był Clint Capela (-19)
– w statystyce +/- najgorsi w ekipie gospodarzy byli: Shaun Livingston (-13), Alfonzo McKinnie (-10), Kevon Looney (-10)

Mecz nr 3:

Punkty zdobyte przez rezerwowych:
Golden State Warriors: 7
Houston Rockets: 21

Fakty warte uwagi:
– liderem punktowym Houston z ławki był Iman Shumpert z dorobkiem 10 punktów
– w statystyce +/- najgorszy w ekipie gospodarzy był Clint Capela (-8)
– w statystyce +/- najgorsi w ekipie gości byli: Andrew Bogut (-10, 2 min. gry), Jonas Jerebko (-12, 4 min. gry)

Mecz nr 4:

Punkty zdobyte przez rezerwowych:
Golden State Warriors: 11
Houston Rockets: 18

Fakty warte uwagi:
– liderem punktowym Houston z ławki był Austin Rivers z dorobkiem 10 punktów
– w statystyce +/- najgorsi w ekipie gości byli: Andre Iguodala (-17) oraz Klay Thompson (-12)

Najlepsi z ławki Golden State Warriors (mecz nr/nazwisko zawodnika/ punkty zdobyte/czas gry/ +/-):

G1: Looney ,6 pkt. (15 min., -3)
G2: Livingston, 6 pkt. (13 min., -13)
G3: Livingston, 3 pkt. (11 min., -2)
G4: Looney 7, pkt. (22 min., +1)

Bilans punktów rezerwowych:

Sumarycznie z czterech meczów:
Golden State Warriors: 42
Houston Rockets: 76

Średnia punktów na mecz z ławki (z 4 spotkań):
Golden State Warriors: 10,5
Houston Rockets: 19

Biorąc pod uwagę, że sumarycznie o zaledwie 1 punkt w całej serii lepi są gracze Warriors należy zauważyć, że ich losy są mocno uzależnione od postawy liderów. Nie jest to dobry prognostyk – wystarczy jeden słabszy mecz któregoś z graczy pierwszej piątki, a wynik rywalizacji staje się niepewny, nie mówiąc już o fakcie jakiejkolwiek kontuzji. Warto także zwrócić uwagę na dużą ilość minut gry staterów – im dłużej potrwa seria, tym bardziej zmęczenie da się we znaki. Mimo wszystko absolutnie nie należy stwierdzać, że stawia ich to w trudnej sytuacji, gdyż skala talentu w zespole jest tak wysoka, że są nadal głównym kandydatem do tytułu.

Warto natomiast docenić konstrukcję ekipy z Houston – Mike D’Antoni gra wąską rotacją – często tylko 7-8 zawodnikami, lecz jego zmiennicy potrafią być właściwą wartością. Ich liderem, a zarazem cichym bohaterem serii jest Austin Rivers, który notuje średnio ponad 10,5 punktu, spędzając na parkiecie 28 minut. Sam rozgrywający zdobywa średnio tyle samo oczek, co cała ławka Warriors i warto się zastanowić, co by było, gdyby jednak zagrał w meczu numer 1, przegranym różnicą 4 punktów. Innym faktem godnym uwagi są statystki +/- Clinta Capeli – Szwajcar uchodzi za dobrego defensora, jednak statystycznie wychodzi na to, że wysokie line-up’y nie są korzystne dla Rockets – ze swoim najlepszym centrem zespół jest średnio -10,75 punktu w każdym meczu. Trener Houston wydaje się zdawać sobie z tego sprawę, gdyż w pierwszych trzech spotkaniach podkoszowy grał średnio ponad 30 minut (+/- średnio -14,7 pkt.), natomiast ostatniej nocy spędził na boisku zaledwie 21 minut (nie miał problemów z faulami, 2 przewinienia) – tym czasie zespół był 1 punkt na plusie.

Tym samym emocje dopiero się zaczynają – obydwa zespoły wygrywały na swoim parkiecie i rywalizacja wraca do San Francisco. Być może właśnie dzięki tym małym różnicom zobaczymy przełamanie w wykonaniu Houston Rockets – stawiałoby to obrońców tytułu w bardzo niekomfortowej sytuacji. Czy ich rezerwowych stać na więcej wsparcia w decydujących momentach sezonu? Kolejna okazja, by się o tym przekonać w nocy ze środy na czwartek.

Czy wiesz, że na stronie PZBUK możesz oglądać mecze NBA NA ŻYWO?

Dostęp do transmisji meczów NBA na stronie PZBUK ma każdy zarejestrowany użytkownik, który ma minimum złotówkę na koncie gracza. Transmisje są dostępne zarówno w przeglądarce na komputerach, jak i w telefonach komórkowych. Mecze NBA są z oryginalnym amerykańskim komentarzem – zdarza się, że mecz jest bez komentarza.

Jeśli chcesz skorzystać z możliwości strony PZBUK, to zwróć uwagę na specjalną ofertę powitalną.

Jeśli postawisz swój pierwszy zakład za minimum 50zł i po kursie 1,8 lub większym, to niezależnie od tego czy ten zakład wygra czy przegra, przy kolejnym logowaniu dostaniesz od PZBUK dodatkowy darmowy zakład o wartości 50zł – do wykorzystania oczywiście w serwisie PZBUK.

Co ciekawe PZBUK jako jedyny bukmacher na rynku nie ma warunków obrotu dla darmowego zakładu. Czyli, jeśli zagrasz za minimum 50zł po kursie co najmniej 1,8, to przy kolejnym logowaniu otrzymasz darmowy zakład 50zł – wszystkie wygrane z niego możesz od razu wypłacić na konto lub grać dalej, to będzie Twoja decyzja.

Aby korzystać ze strony PZBUK należy mieć skończone 18 lat.

Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep Nike
  • Albo SK STORE, czyli dawny Sklep Koszykarza
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Ogromne wyprzedaże znajdziesz też w sklepie HalfPrice
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna


  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    8 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments