W jednym z ostatnich wywiadów Tomas Satoransky wrócił pamięcią do szalonej historii strzałów w jednym z klubów nocnych w Kentacky. Sytuacja wydarzyła się w jego debiutanckim sezonie w Washington Wizards.
Zdarzenie miało miejsce w Kentucky, czyli stanie, z którego do NBA trafił John Wall. Satoransky wraz ze wspomnianym Wallem, Gortatem i resztą ekipy postanowili wybrać się do lokalnego klubu nocnego. Nic nie zapowiadało, że z początku niewinny wypad na zawsze utkwi w pamięci czeskiego zawodnika.
– Byliśmy w Kentucky, by rozegrać mecz pokazowy – opowiada czeskiemu reporterowi Satoransky. – Po meczu poszliśmy do klubu nocnego i gdy wchodziliśmy nagle padły strzały. Cała drużyna i wszyscy obecni w klubie natychmiast padli na ziemię – oprócz nas dwóch Europejczyków (drugim był Marcin Gortat). W ogóle nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Myśleliśmy, że to DJ zapuszcza bity, więc byliśmy jedynymi głupcami którzy stali. Niedługo potem dowiedzieliśmy się, że ktoś naprawdę został zastrzelony – dodał.
Strzelaniny w barach, klubach ze striptizem lub klubach nocnych są powszechnym zjawiskiem w dużych miastach Stanów Zjednoczonych. Niewielu jest zdziwionych, że do nich notorycznie dochodzi. W Czechach i Polsce podobne zdarzenie odbiłoby się szerokim echem w ogólnokrajowych mediach.
Słysząc strzał, większość amerykańskich zawodników Wizards uchyliła się, natomiast niedoświadczeni w takich sytuacjach Sato i Gortat zupełnie nie zdawali sobie sprawy z otaczającego ich zagrożenia. Na szczęście nikomu z drużyny nie stała się krzywda, a całe wydarzenie pozostanie jedną z ich wielu wspólnych anegdot.
NBA: Zion gotowy na restart – liga zaciera ręce!