W początkach lat 90 ubiegłego stulecia New York Knicks chcieli podążać śladami Bad Boyów z Detroit Pistons. Zbudowali silny zespół, grali twardą koszykówkę i przy dodaniu odpowiedniej ilości umiejętności czysto koszykarskich, chcieli zawojować parkiety NBA.
Po części ta filozofia się sprawdziła, jednak nie przeciwko Chicago Bulls z Michaelem Jordanem w składzie. Nie zmieniali jednak oni szczególnie swojego nastawienia. Ówczesny trener Knicks – Pat Riley – kazał swoim zawodnikom wyjść i zablokować wszelkimi środkami drogę do kosza.
– Nienawidziliśmy się wzajemnie. Gra była niesamowicie fizyczna. Tak naprawdę nie było faulu dopóki nie polała się krew – powiedział Patrick Ewing w najnowszym odcinku The Last Dance.
Wszystko to doprowadziło do jednej z najlepszych rywalizacji tamtego okresu. Bulls i Knicks spotkali się w playoffach aż sześciokrotnie w przeciągu ośmiu sezonów. Trudno było nie zauważyć nienawiści, jaką pałały do siebie obie ekipy.
Knicks jednak nigdy nie udało się pokonać Bulls z Jordanem w składzie. Wygrali oni jednak z nimi w roku 1994, kiedy to MJ robił sobie przerwę od grania w koszykówkę. W 1993 roku wygrali dwa pierwsze spotkania, ale przegrali cztery następne. Mecz piąty finałów Konferencji Wschodniej zapamiętany jest przede wszystkim przez Charlesa Smitha. Miał on szansę na wyprowadzenie Knicks na prowadzenie, ale został trzykrotnie zablokowany, przez Jordana, Scottiego Pippena i Horace’a Granta.
Było to z pewnością bolesne doświadczenie dla fanów drużyny z Nowego Jorku. Wydaje się, że jednak bardziej bolesne jest to, że Knicks od końca lat 90 nie potrafią osiągnąć praktycznie nic, co zaspokajałoby ich ambicje. Knicks z tamtego okresu to dobitny przykład, jak wyglądała gra w NBA w tamtym czasie. Niestety dla nich – nie przełożyło się to na żadne mistrzostwo.