Rudy Gobert był pierwszym zawodnikiem NBA, u którego zdiagnozowano obecność koronawirusa. Na Francuza wylała się fala hejtu, za jego zachowanie. Zdążył przeprosić i obiecał poprawę, okazuje się jednak, że pewne symptomy obecności w organizmie COVID-19 pozostały.
Jeden z filarów Utah Jazz musiał przebrnąć przez kryzys wizerunkowy i ten z pewnością na dobre pozostawi swój ślad. Rzekomo Rudy Gobert dogadał się już z Donovanem Mitchellem, którego hipotetycznie mógł zarazić i panowie zaczęli odbudowywać swoje relacje. To bardzo ważne w kontekście sukcesów ekipy i ewentualnej walki z czołówką w trakcie nadchodzącego rywalizacji, która odbędzie się w Orlando.
Jednak w rozmowie z francuskim L’Equipe, Rudy przyznał, że nie jest jeszcze w stu procentach zdrowy po uporaniu się z koronawirusem. – Mój smak już powrócił, ale mój węch nadal nie jest w 100% taki, jaki był do tej pory – przyznał środkowy. – Jestem w stanie coś wyczuć, ale nic z daleka. Rozmawiałem ze specjalistą i ten powiedział, że odzyskanie węchu może potrwać nawet rok – dodał Gobert.
Sytuacja mogła być jeszcze gorsza, ale szczęśliwie Gobert przebrnął przez zakażenie z drobnymi objawami. Wszystko wskazuje na to, że Francuz będzie gotowy do gry w Orlando i to na pewno dla Jazz bardzo dobre informacje. W rotacji zespołu Quina Snydera zabraknie jednak Bojana Bogdanovicia, który potrzebował operacji nadgarstka i ta wykluczyła go z pozostałej części sezonu 2019/2020. Ma być gotowy na kolejne rozgrywki.
Natomiast Gobert w 62 meczach bieżących rozgrywek, notował na swoje konto średnio 15,1 punktu, 13,7 zbiórki i 2 bloki trafiając 69,8 FG%. Francuz uchodzi za jednego z najlepszych defensorów w NBA, a Jazz w dużej mierze opierają swoje zwycięstwa na sprawnie funkcjonującej obronie.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET