Przewaga nad drugim Anthonym Edwardsem była znacząca. Niektórzy mieli rzecz jasna wątpliwości, ale większość była przekonana, że to młoda gwiazda Charlotte Hornets poradziła sobie w minionym sezonie najlepiej spośród pierwszoroczniaków.
Z 99 głosujących – 84 umieściło LaMelo Balla na pierwszym miejscu w swojej liście. Pozostali wyróżnili Anthony’ego Edwardsa z Minnesoty Timberwolves. To wszystko mimo faktu, że pierwszoroczniak Charlotte Hornets opuścił znaczną część sezonu z powodu kontuzji nadgarstka. Melo zebrał łącznie 465 punktów, drugi Edwards 309. Za tą dwójką znalazł się Tyrese Haliburton z Sacramento Kings – 114 punktów, a czwarty był Saddiq Bey z Detroit Pistons.
Zatem nagroda NBA Rookie of the Year wędruje do najmłodszego z braci Ball. Ten w rodzinie przejawia największy potencjał i w Charlotte liczą na to, że będą w stanie zbudować wokół niego drużynę, która włączy się do walki z czołówką wschodniej konferencji. Ball pokazał się z naprawdę dobrej strony w swoim pierwszym sezonie. Jego nonszalancja bywa dla wielu nieznośna, ale zawodnik broni się na parkiecie. W swoim pierwszym sezonie notował średnio 15,7 punktu, 6,1 asysty i 5,9 zbiórki trafiając 43,6 FG% oraz 35,2 3PT%.
To bardzo konkretne liczby, jak na pierwszy sezon – potwierdzają potencjał Balla oraz to, że Hornets tym razem podjęli w drafcie słuszną decyzję. Mogą mieć z tego zawodnika wiele pociechy. Drugi Edwards jest gotowy rzucić LaMelo wyzwanie w rywalizacji o miano najlepszego zawodnika tej klasy draftu. W Minnesocie także są zachwyceni przyszłością swojego debiutanta. Notował średnie na poziomie 19,3 punktu, 4,7 zbiórki i 2,9 asysty trafiając 41,7 FG% oraz 32,9 3PT%.
Rywalizacja tej dwójki powinna być ozdobą każdego kolejnego sezonu. Bez cienia wątpliwości stanowią przyszłość NBA, a to dobry prognostyk, bowiem obaj mogą uczynić NBA bardziej atrakcyjną w odbiorze.