W ostatnim czasie poznaliśmy już dwójkę zwycięzców nagród indywidualnych za sezon 2023-24. W kolejnych dniach zapadną rozstrzygnięcia w pozostałych z kategorii, w tym tej najważniejszej – na MVP rozgrywek regularnych. Zaskoczenia nie będzie – zwycięzcą zostanie Nikola Jokic, Luka Doncic lub Shai Gilgeous-Alexander. Z pewnością każdy z wymienionej trójki na wyróżnienie zasługuje, jednak do mediów przedostała się również dość nieoczywista kandydatura koszykarza, który również powinien znaleźć się w tym zacnym gronie.
Stephon Marbury to nazwisko, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Dwukrotny uczestnik Meczu Gwiazd w NBA spędził przeszło dekadę, reprezentując barwy między innymi Minnesota Timberwolves czy New York Knicks, by na koniec kariery zawitać jeszcze do Chin. Popularny Starbury był gościem podcastu „7 PM in Brooklyn”, którego prowadzącymi są Kid Mero i inny legendarny emerytowany gracz ligi, Carmelo Anthony. W pewnym momencie przedstawił śmiałą tezę, zgodnie z którą kandydatem do nagrody MVP powinien zostać… zawodnik Knicks, Jalen Brunson.
– Jego postawa dużo daje ekipie Knicks, on dodaje im energii na poziomie mistrzowskim i rozpala ją. Na parkiecie wciela się w rolę szefa i wywiera presję na resztę drużyny. Popycha ich naprzód grając w swoim stylu, który jest właściwy. Przecież wygrywają. To wokół niego gromadzą się zawodnicy nawet gdy nie gra Julius Randle. To zawodnik w typie MVP – powiedział Marbury.
– Powinien zostać wybrany do wąskiego grona finalistów. Prezentuje się fenomenalnie, jest w odpowiednim miejscu i czasie, no i ma odpowiednie nastawienie. Robi co konieczne, aby popchnąć mój zespół do przodu, na tę właściwą ścieżkę – dodał 47-latek, któremu ewidentnie wciąż zależy na dobrej postawie NYK.
Zaskakująca kandydatura, choć tylko teoretyczna. Faworytem do zdobycia nagrody wydaje się być Nikola Jokic, który już dwukrotnie zostawał wybierany MVP sezonu regularnego. Kandydatury Luki Doncica czy Shaia Gilgeous-Alexandera też nie podlegają dyskusji. Jak w porównaniu do nich prezentuje się 27 latek z New Jersey? Wbrew pozorom, wcale nie tak najgorzej.
Obrońca Knicks zdecydowanie spełnia, by nie powiedzieć przekracza oczekiwania, jakie ciągną się za nim od lata 2022 gdy podpisał czteroletni kontrakt o wartości – bagatela – 104 milionów dolarów. Pierwszy sezon w nowym miejscu miał co najmniej przyzwoity, ale to w tym drugim eksplodował, osiągając zdecydowanie najlepsze liczby w karierze: 28,7 punktu, 3,6 zbiórki oraz 6,7 asysty na mecz.
Brunson radzi sobie z presją, a Starbury doskonale wie z czym młodszy kolega ma do czynienia. Pochodzący z Brooklynu emerytowany już koszykarz sam przez pięć lat był rozgrywającym Knicks, w tym czasie osiągając średnio 18,2 punktu oraz 7 asyst. Druga ze statystyk wciąż daje mu trzecie miejsce wśród najlepszych pod tym względem graczy organizacji w historii. I szkoda tylko nieciekawej końcówki pobytu Stephona w Nowym Jorku, któremu nie po drodze było z ówczesnym trenerem, Mikiem D’Antonim, więc odszedł do Boston Celtics.
Wracając jednak do meritum, Marbury posunął się nawet do stwierdzenia, że postępy poczynione przez Brunsona powinny odwieść Knicks od pomysłu pozyskania jakiejś supergwiazdy, co rzekomo próbowali wcielić w życie podczas dwóch ostatnich przerw między sezonami. Zamiast tego poradził Knicks, by skoncentrowali się na znalezieniu zawodnika pasującego do stylu gry, jaki preferuje szkoleniowiec Tom Thibodeau. Zdaje się, że wie o czym mówi. Gdy 47-latek grał w Celtics, obecny trener NYK był tam asystentem.
Czy Jalen Brunson może być uważany za kandydata do nagrody MVP? W tym roku na pewno nie, ale nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość. Na razie jego i kolegów czeka walka o sukces w play-offach, w których mierzą się z Philadelphia 76ers. Knicks prowadzą już 2:0, choć oba mecze wygrali różnicą w sumie 10 punktów. Były zawodnik Dallas Mavericks radzi sobie porównywalnie. Wprawdzie ma niższą średnią punktową (23), to poprawił się pod względem zbiórek (7,5). Jeśli w tym już i tak zaskakująco dobrym sezonie pomoże drużynie sprawić jeszcze parę niespodzianek to kto wie? Być może już za rok okaże się, że Stephon Marbury okazał się całkiem skuteczny w przewidywaniu przyszłości.