Wiele osób studziło nastroje wobec pierwszego kontaktu Vicotra Wembanyamy z koszykówką NBA. Ten co prawda miał przebłysk swojego talentu w zwycięstwie z Phoenix Suns, ale w pierwszej fazie debiutanckich rozgrywek przeplata lepsze mecze z gorszymi i jest to całkowicie normalne dla młodego człowieka wchodzącego do świata najlepszej koszykówki na świecie.
Ten cały hype od początku był przesadzony, ale wynikał z faktu, że Victor Wembanyama łączył niespotykane wcześniej warunki fizyczne z możliwościami atletycznymi, które w gruncie rzeczy dla człowieka o jego wzroście powinni być nieosiągalne. Poza tym dominował przeciwko niemal każdej formie defensywy, co ustawiło go na prostej drodze do bycia “jedynką” draftu. W bardzo młodym wieku znalazł się na ustach wszystkich i choć radził sobie z tym znakomicie, było jasne, że przenosiny do NBA będą wyzwaniem zupełnie innego rodzaju.
Mogliśmy się spodziewać, że zderzenie z intensywnością NBA będzie dla Wembanyam bolesne. Ten od początku sezonu jest częścią pierwszej piątki zespołu. Trener Gregg Popovich stara się rozsądnie zarządzać jego minutami na parkiecie. Wemby w trakcie pierwszych meczów wyraźnie szukał swojego miejsca i rytmu. Poza wygranym spotkaniem z Phoenix Suns na wyjeździe, gdy zanotował 38 punktów, obserwujemy młodego gracza, który ma swoje lepsze i gorsze momenty na przestrzeni całego meczu.
Na podstawie tego doświadczenia doskonale widzimy, że oczekiwania snute wobec Wembanyamy są jak najbardziej słuszne. Posiada talent oraz możliwości, które pewnego dnia mogą go uczynić najlepszym koszykarzem w lidze. Jednak na wszystko Francuz będzie potrzebował czasu i to jest zapewne coś, co rozczarowuje tę część kibiców, która dała się przekonać tym oderwanym od rzeczywistości prognozom o dzieciaku, który już od progu będzie rozdawał karty. Ten scenariusz się nie zrealizował, ale nic nie szkodzi.
San Antonio Spurs są najmłodszym zespołem w lidze. Po ośmiu meczach mają bilans 3-5. Pop pozwala sobie na eksperymenty, które wyciągają jego zawodników ze strefy komfortu i oferują doświadczenie mające ogromną wartość w kontekście przyszłości, mówimy tutaj o Jeremym Sochanie. Dla Wembanyamy kwestia przyswojenia nowych reguł oraz funkcjonowania w trybie ciągłego grania także nie jest łatwa. Poza tym obrona każdego rywala wie, że powinna być wyczulona, więc Wemby już teraz jest podkreślony czerwoną kreską w przedmeczowym raporcie.
Eksperci przyglądający się grze pierwszoroczniak Spurs i tak są pod wrażeniem. Obecność Wembanyamy w obronie powoduje, że rywal bardzo często rezygnuje z wjazdów pod kosz lub korzysta z podania zamiast rzucania nad długimi rękami Wemby’ego. Mecz z Suns pokazał potężny zakres jego możliwości w ataku, ale w grze zawodnika brakuje powtarzalności. Nie jest w stanie dominować tak, jak w swoim pierwszym sezonie robił to LeBron James, do którego zresztą bardzo często jest porównywany.
Zwraca się również uwagę na to, że ciągle musi rozwinąć grę tyłem do kosza, bo tutaj – pomimo płynności swoich ruchów – jest jeszcze surowy. W ośmiu rozegranych meczach Wembanyama notował średnio 18,8 punktu, 8,5 zbiórki i 1,8 asysty i 2,4 bloku trafiając 44,1% z gry i 29,3% za trzy. W przestrzeni medialnej i kibicowskiej toczy się oczywiście żywa dyskusja na temat pierwszego doświadczenia Victora, ale wiele mówi się także o tym, czy Jeremy Sochan – nominalny skrzydłowy, powinien występować na pozycji numer jeden.
Nie wszyscy kibice są bowiem przekonani, czy to projekt, któremu Spurs powinni poświęcać tyle uwagi. Pojawiają się sugestie, że Sochan może grać jako rozgrywający, ale najlepiej z pozycji skrzydłowego, czyli tzw. point-forward. Gra Jeremy’ego ma mieć bezpośredni wpływ na to, jak funkcjonuje Wembanyama. Ten potrzebuje mieć w zespole naturalnego rozgrywającego, by tworzyć zagrożenie w akcjach dwójkowych. Nie ma więc jednoznacznej odpowiedzi na to, czy Sochan jako wyjściowa „jedynka” to optymalne rozwiązanie dla Wemby’ego, pomimo faktu, że panowie dobrze się ze sobą dogadują.
Niektórzy sugerują, że Spurs powinni zakończyć eksperyment z Sochanem i skupić się na stwarzaniu udogodnień dla Wembanyamy. Jednak w opinii Gregga Popovicha, Sochan ma ogromny potencjał pod kątem organizowania gry i kreowania szans dla swoich kolegów. W San Antonio nie chcą tego zmarnować, dlatego są gotowi poczekać na efekty, nawet jeśli niekorzystnie wpływa to na Victora. To tzw. “bigger picture”, który w perspektywie następnych lat ma przynieść Spurs rotację gotową do walki z czołówką Zachodniej Konferencji.
Sam Wembanyama potrzebuje przede wszystkim miejsca, bo jeśli ma go wystarczająco dużo, jest w stanie zarówno atakować pomalowane z obwodu, jak i korzystać z podań w okolice obręczy. Widać jednak, że na tym etapie Spurs stosują metodę prób i błędów. Na bieżąco wyciągają wnioski, próbując znaleźć odpowiedzi na kluczowe pytania dotyczące przyszłości tego składu. Kibice nie powinni więc oczekiwać, że tak młoda rotacja już teraz będzie zorientowana wyłącznie na wygrywanie.
– Każdy mecz jest grą błędów. Uczysz się gdy przegrywasz i uczysz się gdy wygrywasz – mówił Pop. – Jesteśmy młodym zespołem, więc musimy się spodziewać serii porażek. Najważniejsze będzie to, jak na nie zareagujemy – przyznał z kolei Wembanyama. Czy powinniśmy porównywać go do Tima Duncana? To chyba nie fair, bowiem, gdy ten wchodził do NBA, rywalizacja stała na zupełnie innym poziomie. Okoliczności się nie pokrywają, dlatego ewentualny sukces obecnych Spurs, będzie się rodził w bólach.
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET