Dla Brandona Ingrama nadchodzące rozgrywki będą już ósmym sezonem na parkietach NBA. Skrzydłowy zdążył już wielokrotnie udowodnić swoją wartość i nie ma raczej wątpliwości, że New Orleans Pelicans będą chcieli, by w dalszym ciągu był on jednym z fundamentów ich zespołu. Choć na ten moment 26-latek nigdzie się nie wybiera, to okazuje się, że ze złożeniem podpisu na wieloletniej prolongacie jeszcze się wstrzyma.
Transfer Brandona Ingrama do New Orleans Pelicans to efekt budowy wielkiego zespołu Los Angeles Lakers, który w lipcu 2019 roku finalnie zdecydował się pozyskać Anthony’ego Davisa. Od tamtej pory ekipa z Luizjany tworzy nowy projekt w oparciu o młode talenty pokroju Ingrama czy Ziona Williamsona. Nie wszystko idzie jednak po ich myśli, a główny problem stanowią przede wszystkim częste urazy ostatniego z wymienionych graczy.
Na przełomie tych czterech ostatnich lat NOP gościli w play-offach tylko raz. W 2022 roku po zajęciu 9. miejsca w tabeli Konferencji Zachodniej w sezonie zasadniczym, udało im się wywalczyć „ósemkę” w play-offach i choć w pierwszej rundzie zmierzyli się z najlepszym wówczas zespołem Zachodu – Phoenix Suns – to udało im się doprowadzić nawet do meczu numer 6.
Ingram był wtedy jednym z motorów napędowych Pelicans. Skrzydłowy notował średnie na poziomie 27 punktów, 6,2 zbiórki oraz 6,2 asysty na mecz, trafiając 47,5% wszystkich rzutów z gry, w tym 40,7% zza łuku. Brandon nie mógł jednak wspomóc swoich partnerów w tegorocznych play-inach z uwagi na uraz i tym razem Pels musieli uznać wyższość Oklahoma City Thunder.
Jeżeli nie dopadną go koszmarne kontuzje, to Ingram ma przed sobą jeszcze co najmniej kilka lat gry na bardzo wysokim poziomie. Nic dziwnego, że Pelicans będą najprawdopodobniej planowali zatrzymać go w swoich szeregach, jednak na przedłużenie obowiązującego obecnie do 2025 roku kontraktu (+ opcja zawodnika do 2026) będą musieli zaczekać.
Christian Clark z nola.com poinformował, że choć 26-latek może zrobić to już teraz, to wstrzyma się z przedłużeniem kontraktu z Pelicans do kolejnego lata. Skrzydłowy ma ku temu jednak kilka powodów. Oprócz oczywistej obserwacji tego, w jakim kierunku zmierza projekt w Nowym Orleanie, Brandon może samodzielnie zagwarantować sobie umowę większą o kilkadziesiąt milionów dolarów.
Wszystko przez zapis w kontrakcie mówiący, że jeżeli Ingram znajdzie się w jednym z zespołów All-NBA, to będzie mógł podpisać „supermaksymalny” kontrakt, który zajmie nawet 35% całej kwoty na liście płac Pelicans. W takiej sytuacji niedawno znalazł się Jaylen Brown, który dzięki nominacji do drugiej najlepszej piątki sezonu podpisał z Boston Celtics rekordowy kontrakt warty 303,7 miliona dolarów.
Tu pojawia się jednak haczyk. Nowe przepisy mówią, że na nominację do nagród posezonowych mogą liczyć gracze, którzy rozegrali co najmniej 65 spotkań w rozgrywkach zasadniczych. Problem w tym, że przez siedem lat swojej kariery Ingram osiągnął ten próg tylko raz – w swoim debiutanckim sezonie (79 meczów, 40 w wyjściowej piątce).
Przez sześć kolejnych lat Ingram rozgrywał średnio 55,6 meczu na sezon, z czego jego najlepszym wynikiem były 62 występy w sezonie 2019/20. W ubiegłych rozgrywkach Brandon zagrał tylko 45 razy, a jego najdłuższa przerwa trwała od 28 listopada do 25 stycznia.