Finały NBA jeszcze się nie rozpoczęły, a zawodnicy i cały sztab Indiana Pacers mają już za sobą pierwszą przygodę. Kłopoty pojawiły się na etapie lotu, przez co zespół nie dotarł ostatecznie do Oklahomy.
Już w najbliższy piątek o godzinie 02:30 czasu polskiego Oklahoma City Thunder i Indiana Pacers rozpoczną rywalizację w finałach NBA. Walka o mistrzowskie pierścienie rozpoczyna się w Paycom Center w stolicy stanu Oklahoma, który obecnie nawiedzają jednak liczne sztormy, huragany i rzekomo nawet tornada.
Na własnej skórze odczuli to goście piątkowej rywalizacji, którzy przez nie dotarli do OKC zgodnie z planem. Ich lot został przekierowany do pobliskiej Tulsy — drugiego największego miasta stanu, w którym Thunder rozgrywają czasami spotkania przedsezonowe — oddalonej od Oklahomy o około 170 kilometrów.
Zespół nie zdecydował się na kontynuowanie podróżny innym środkiem transportu, co znane jest np. w ligach europejskich. Drużyna przeczekała niekorzystne warunki atmosferyczne, a w międzyczasie uzupełnione zostało paliwo. Dopiero wieczorem samolot ponownie wzbił się w powietrze, dzięki czemu Pacers dotarli do Oklahomy jeszcze we wtorek.
Warto zaznaczyć, że lokalne władze zostały poinformowane o tornadzie w mieście Norman, które jest oddalone od Paycom Center o zaledwie 30 kilometrów. Na piątek i sobotę zapowiadane są kolejne opady chmur i burze, które mogą powtórzyć się w kolejną środę. Drugi mecz serii zaplanowano jednak na poniedziałek, po czym rywalizacja przeniesie się do Indianapolis.
Jedni nazywają tę sytuację definicją przewagi własnego parkietu. Inni uważają, że dla zawodników, którzy mają za sobą zdecydowanie dłuższe loty niż do Oklahomy, taka niedogodność nie będzie miała żadnego znaczenia. Najważniejsze jest to, co zobaczymy na parkiecie już w nocy w piątek czasu polskiego.