Brooklyn Nets są drużyną, która teoretycznie o nic już nie gra w tym sezonie. Pozbyli się swoich najlepszych zawodników, potem pozbyli się kolejnych, a na koniec i tak mają za dobry skład i za dobrego trenera, żeby mieć jeden z najgorszych bilansów w lidze. Wzięli się zatem za czyszczenie składu.
Kilka godzin temu pojawiła się informacja, że Bojan Bogdanovic, który do Nets przyszedł w ramach wymiany w trakcie przerwy między sezonami nie zdąży nawet zadebiutować, bo ze względu na kontuzje straci rozgrywki do końca. Pisał o tym wcześniej Kamil.
Tymczasem okazało się, że Nets zdecydowali się na wykonanie kilku ruchów transferowych. Umowa Bogdanovicia kończyła się po najbliższym sezonie, a skoro nie udało się go wymienić w trakcie trade deadline, nie będzie mógł grać, to można z nim się dogadać i rozwiązać umowę. I tak właśnie się stało:
Odejście Bogdanovicia dało szansę zawodnikowi, który wypadł z ligi po poprzednim sezonie. Killian Hayes to były siódmy numer draftu, który nie sprawdził się w Detroit Pistons i po czterech sezonach jego kontrakt nie został przedłużony. Obecne rozgrywki rozpoczął na zapleczu NBA, w lidze G-League, konkretnie w zespole Long Island Nets, który jest filią dla Brooklyn Nets.
W 28 rozegranych tam meczach notował średnio 16,7 punktu, 5,5 zbiórki i 7,8 asysty. Poprawił się znacznie w jednym aspekcie, za który był bardzo krytykowany odkąd trafił do NBA – w rzutach za 3 punkty. Trafił 47 ze 134 trójek, co daje 35,1% skuteczności. Tym zapracował sobie na 10-dniowy kontrakt. Może podpisać dwie takie umowy, po czym Nets będą musieli zdecydować czy go zwolnić, czy podpisać z nim kontrakt do końca sezonu.
Ale na tym nie koniec ruchów transferowych Nets:
Tyrese Martin to kolejny młody zawodnik, który dostanie kolejną szansę na karierę w NBA. Wybrany w 2022 roku w drafcie przez Golden State Warriors zagrał tylko 16 spotkań jako debiutant dla Atlanta Hawks, po czym na rok zniknął z NBA. Przed sezonem podpisał tzw. two-way kontrakt z Nets, dzięki czemu mógł występować zarówno w NBA, jak i na zapleczu. Ale jako, że przy takich umowach jest limit meczów, które można zagrać w pierwszej drużynie, władze klubu postanowiły zmienić jego kontrakt na zwykły.
Z resztą Martin i tak jest członkiem rotacji zespołu. Zagrał jak dotąd w 36 meczach, średnio po 21 minut w każdym spotkaniu, 7,8 punktu, 3,9 zbiórki i 1,8 asysty. Sam trener Jordi Fernandez powiedział, że nikomu nie należało się to bardziej niż Martinowi.
Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!