Oklahoma City Thunder dzieli jedno zwycięstwo od pierwszego mistrzostwa w historii organizacji. W kluczowym, piątym meczu Finałów udało im się pokonać Pacers, a bohaterem spotkania okazał się Jalen Williams.
„Narodziny gwiazdy. A imię jej Jalen Williams” – brzmi nagłówek na Yahoo Sports. Faktycznie, trudno nie odnieść wrażenia, że J-Dub wszedł na nowy poziom w trakcie piątego meczu Finałów przeciwko Indiana Pacers. Zakończył go z 40 punktami, zebrał 4 piłki i rozdał 6 asyst. Oklahoma City Thunder zwyciężyli 120:109.
Sezon kompletny
Williams rozgrywa swój trzeci sezon w NBA. Wybrany z 12. numerem draftu w 2022 roku, praktycznie od razu stał się ważną postacią w szeregach Thunder. Był nieco starszym debiutantem — miał 21 lat, gdy wchodził do ligi — ale w żaden sposób nie zahamowało to jego rozwoju. To być może największy talent J-Duba — staje się lepszy z meczu na mecz, z sezonu na sezon. Tegoroczną kampanię kończy jako All-Star, członek drugiej drużyny najlepszych obrońców oraz gracz All-NBA (trzeciego składu).
Pozostaje tylko mistrzostwo NBA. Thunder poczynili w tym kierunku ważny krok, zwyciężając w meczu nr 5 (zespoły, które przy stanie 2-2 w Finałach wygrywają piąty mecz, zwyciężają w serii w 74% przypadków). Sam Williams znów pokazuje zdolność do adaptacji — jego zdobycz punktowa rośnie z meczu na mecz, a sam zawodnik nie boi się już blasku reflektorów.
Statystyki Jalena Williamsa w tegorocznych Finałach:
- Game 1: 17 punktów (6/19 z gry)
- Game 2: 19 punktów (5/14 z gry)
- Game 3: 26 punktów (9/18 z gry)
- Game 4: 27 punktów (8/18 z gry)
- Game 5: 40 punktów (14/25 z gry)
Człowiek od wszystkiego
Williams wie, że jest Robinem dla Batmana (Shai Gilgeous-Alexander) i świetnie to wykorzystał. Trzy jego pierwsze próby rzutowe stanowiły wsady i dwutakty po podaniach od kolegów z drużyny. Świetnie rozumiał się z Isaiahem Hartensteinem i potrafił umiejętnie ścinać bez piłki, wykorzystując słabe ustawienie obrońców Indiany.
Lwia część punktów Jalena pochodziła z kontr. Thunder w typowy dla siebie sposób wymusili na rywalach aż 23 straty, a Williams skutecznie wykorzystywał okazje, które się po nich tworzyły. Ważący 100 kg skrzydłowy, grający na pełnej prędkości, jest praktycznie niemożliwy do zatrzymania. „Nawet nie zauważyłem, że idzie mi tak dobrze. Grałem z takim zaangażowaniem, że wszystko inne zeszło na dalszy plan. […] Byłem tak zaabsorbowany grą, że nie wiedziałem, ile zdobyłem punktów” — mówił po meczu Williams.
Arek Przybyłkiewicz pisał wczoraj o podobieństwach między Jalenem Williamsem a Scottiem Pippenem. J-Dub wydaje się godnym spadkobiercą legendy Chicago Bulls. Gra swoją rolę, ale kiedy trzeba, wychodzi na pierwszy plan. W ataku jest cierpliwy, bo wie, że kiedy lider jego zespołu jest podwajany, piłka do niego wróci. W obronie daje z siebie wszystko i nie boi się żadnego wyzwania, czego najlepszym przykładem był okres z początku sezonu zasadniczego, kiedy to w obliczu kontuzji Hartensteina i Cheta Holmgrena z konieczności grał na pozycji środkowego — i nigdy się na to nie skarżył!
Miejmy nadzieję, że relacja Williamsa i Shaia lepiej wytrzyma próbę czasu, niż ta pomiędzy Pippenem a Michaelem Jordanem. Póki co panowie wypowiadają się w jednym tonie — „gramy do czterech zwycięstw, póki nie wygramy po raz czwarty, robota nie jest skończona”. SGA został też zapytany o występ J-Duba i nie szczędził koledze pochwał.
Dzisiaj pokazał się z mocnej strony. Nie bał się brać na siebie odpowiedzialności w kluczowych akcjach. Czuć było, jakby za każdym razem, gdy potrzebowaliśmy punktów, trafiał. Nie miał strachu. Grał bez lęku. Niezależnie od tego, czy trafiał, czy nie — a dzisiaj trafiał częściej — pokazał pewność siebie. Na pewno stanął na wysokości zadania — Shai Gilgeous-Alexander o Williamsie.
CZYTAJ WIĘCEJ: