Wszystkie problemy, które spotkały Los Angeles Lakers w bieżących rozgrywkach, kontrastują z naprawdę wybitną formą LeBrona Jamesa, który indywidualnie rozgrywa jeden z najlepszych sezonów w karierze. Gdyby nie on, sytuacja ekipy z LA byłaby obecnie znacznie trudniejsza.
W ostatnim meczu Los Angeles Lakers przegrali z Miami Heat, a LeBron James zanotował 33 punkty. To siedemnasty mecz z rzędu lidera LAL, w którym ten notuje minimum 25 punktów… siedemnasty z rzędu. Rokrocznie udowadnia, że wiek to dla niego wyłącznie liczba. Ma 37 lat, a nadal jest w stanie dominować w sposób niepodważalny. Rywale na zachodzie mają sporo szczęścia, że Jamesowi brakuje obecnie zgranej wokół niego ekipy
– Ofensywnie to jeden z najlepszych okresów w mojej karierze – przyznał. – Nie planuję się teraz zatrzymywać, bo po prostu dobrze się czuję. Jestem w fantastycznej formie, dobrze rzucam za trzy, z linii wolnych, z gry. Pod koszem też dobrze sobie radzę. […] Nie rozpoczynam meczu z poczuciem, że muszę zdobyć 30 punktów, bo w innym wypadku nie wygramy meczu. Po prostu gram, a reszta dzieje się organicznie – dodaje.
W trakcie tych siedemnastu meczów LBJ notował średnio 32,5 punktu, gorzej tylko od Joela Embiida (33,9 punktu). W tym czasie Lakers zanotowali 7 zwycięstw i 10 porażek, więc mogło być lepiej. Od dekady LBJ nie rzucał średnio 29 punktów na mecz w przekroju całego sezonu. Ostatni raz w sezonie 2009/10 dla Cleveland Cavaliers. Obecna sytuacja w LA może mu przypominać tamten okres, bo wówczas też ciągnął drużynę na własnych barkach.
Patrząc na to jak gra, wydaje się, że pobicie rekordu wszech czasów Kareema Abdula-Jabbara nie powinno sprawić mu większych kłopotów. Nadal brakuje ponad 2 tys. punktów, ale jeśli James spędzi w NBA kolejne dwa, trzy sezony, to przeskoczenie innej legendy LA Lakers jest tylko kwestią czasu. W międzyczasie drużyna planuje powrót Anthony’ego Davisa, który powinien zdjąć z kolegi nieco ofensywnego obciążenia. Przed Lakers długa droga.