LeBron stał z boku i przysłuchiwał się rozmowie Anthony’ego Davisa z mediami. Dziennikarze pytali go o to, co dla niego znaczy awans do finału NBA już w pierwszym sezonie gry w Los Angeles Lakers. Następnie przyszła pora na LBJ-a, dla którego to już dziesiąte mistrzostwo konferencji w karierze.
– Na ten moment nie znaczy to dla mnie nic, musimy wygrać całość. Muszę zrobić wszystko, abyśmy wygrali – powiedział po wygranym 117:107 meczu numer pięć przeciwko Denver Nuggets, LeBron James. King James 16 ze swoich 8 punktów we wczorajszym spotkaniu zdobył w ostatniej kwarcie, pieczętując awans Jeziorowców. Dodał do tego 16 zbiórek i 10 asyst, co dało mu 27 triple-double w play-offach, więcej ma tylko Magic Johnson (30).
LBJ był wczoraj niesamowity, szczególnie w końcówce, a do sześciu ostatnich trafień nie potrzebował asysty kolegi z zespołu. To najwięcej tego typu rzutów w czwartej kwarcie meczu play-offów w karierze. W meczach, które mogą zapewnić awans James ma bilans 38-10. Jeden z dziennikarzy przypomniał wczoraj o pierwszym meczu w koszulce Jeziorowców, które miało miejsce w trakcie spotkań przedsezonowych dwa lata temu.
– Pamiętam to dokładnie, graliśmy przeciwko Nuggets. Pamiętam, jak wybiegaliśmy z tunelu, pamiętam, że pierwszą asystę zanotowałem po podaniu do Brandona Ingrama. Pamiętam też pierwszy rzut – trójka nad Nikolą Jokiciem, to było coś specjalnego, publiczność była świetna – przyznał James.
Dzisiaj nie było publiczności, może poza kilkoma osobami z rodzin zawodników. James wygłosił mowę podczas koronacji nowych mistrzów Konferencji Zachodniej: – Będziemy dzisiaj świętować, bo nie jest pewne, czy za rok znów będziemy w tym miejscu. Co roku tylko dwie drużyny awansuje do finałów, co oznacza, że tylko 30 zawodników może w danym sezonie dostąpić tego zaszczytu. Będziemy świętować, ale wiemy jaki jest nasz cel. Nie możemy tego brać za pewnik, to nie zdarza się każdego roku – powiedział. Lakers zagrają w finałach NBA po raz pierwszy od 2010 roku.
Dla Lakers, jako klubu, ostatnie kilka miesięcy nie było łatwe. Zaczęło się od tego, że ich mecze przedsezonowe za granicą niemal zostały odwołane, następnie tragiczna śmierć Kobego Bryanta, a w końcu cztery i pół miesiąca zawieszenia rozgrywek. Przezwyciężyli wszystkie przeciwności losu. – Przez cały rok byłem naładowany, nawet podczas kwarantanny, cały czas trenowałem – przyznał James.
Lakers mogą teraz w spokoju oczekiwać na swojego kolejnego rywala. Będę to zawodnicy Miami Heat lub Boston Celtics. Jeśli przejdzie drużyna z Florydy, James zagra przeciwko swojemu byłemu klubowi. Jeśli awansują Celtowie, Lakers będą mieli możliwość zrównania się z nimi w liczbie wygranych mistrzostw (17). Z kolei dla Jamesa byłby to czwarty tytuł, wygrałby go w tym samym miejscu, co Bryant swój czwarty, w Orlando.
James wystąpi w finale po raz dziesiąty, wyrównał tym samym osiągnięcie Kareema Abdula-Jabbara. Więcej razy do finałów dochodzili jedynie Bill Russell (12) i Sam Jones (11). – Staram się podążać własną ścieżką. Doceniam wszystko to, co dzieje się po drodze, wszystkie zwycięstwa i porażki. Jak śpiewał kiedyś Frank Sinatara „I did it my own way” – zakończył James.
Wspieraj PROBASKET
- NBA: Mecz Gwiazd ustalony? To będzie zupełnie nowe doświadczenie
- Wyniki NBA: Lakers przegrali wygrany mecz, sensacja w Toronto, błysk duetu Miller-Ball
- NBA: Doncic kolejną gwiazdą która odpocznie przez kontuzję
- NBA: Suns szykują fortunę dla Duranta. Gigantyczna inwestycja z nadzieją na mistrzostwo
- NBA: George z kolejną kontuzją, Embiid gasi pożar benzyną