Los Angeles Lakers pozyskali Russella Westbrooka latem 2021 r. z nadzieją, że doświadczony rozgrywający pomoże im w skutecznej walce o najwyższe cele. Tak się jednak w poprzednim sezonie nie stało i nic nie wskazuje na to, by sytuacja uległa diametralnej poprawie także w tym roku. Wiele wskazuje na to, że władze klubu z Kalifornii chciały odtworzyć legendarną „wielką trójkę” Miami Heat, gdy barw tego zespołu bronił LeBron James.
Od dwóch sezonów i przyjścia Russella Westbrooka Los Angeles Lakers, lekko mówiąc, nie zachwycają. Dotychczasowa gra Jeziorowców pozwala domniemywać, że i w tym sezonie nie powalczą i najwyższe laury. Wiele osób myślało, że przyjście Westbrooka pozwoli ekipie z Kalifornii stworzyć kolejną „wielką trójką” z LeBronem Jamesem i Anthonym Davisem.
Amerykańscy dziennikarze wskazują, że Lakers chcieli odtworzyć „wielką trójkę” Miami Heat, gdy w składzie drużyny z Florydy grali: James, Dwyane Wade i Chris Bosh. – To w pewnym sensie odgrywa rolę w narracji, na korzyść lub niekorzyść, że Rob Pelinka kocha gwiazdy. I Lakers kochają gwiazdy w składzie. A Russ jest gwiazdą i czuli, że mają „wielką trójkę”. Tak bardzo, że słyszałem od wielu różnych ludzi z różnych klubów, że mówili” „Och, odtworzymy »wielką trójkę« z Miami” – przyznał dziennikarz ESPN Jorge Sedano.
Nic dziwnego, że Lakers liczyli, iż stworzą coś w rodzaju tego, co było w Miami, w końcu Heat wygrali w tym czasie dwa mistrzostwa i cztery razy z rzędu meldowali się w finałach NBA. Jeziorowcy do tej pory nie byli nawet blisko, by choć w połowie odtworzyć to, czego dokonał Pat Riley w Miami, a obecnie mają bilans 18-21, który daje im 12. miejsce w tabeli Konferencji Zachodniej.
Granie Westbrookiem jako rezerwowym pomogło nieco, a powinno być tylko lepiej, ale zespół ma wiele innych problemów. Davis i James borykają się z większymi i mniejszymi problemami zdrowotnymi, przez co Lakers trudniej o stabilizację. Mimo tego drużyna wygrała cztery ostatnie mecze, co musi napawać kibiców umiarkowanym optymizmem.
***