Rzuty z własnej połowy są często ostatecznością, na którą zawodnicy decydują się pod presją uciekającego czasu. Część z nich sporadycznie odnajduje drogę do kosza, wprawiając tym samym kibiców w ekstazę. Kto jednak nigdy tego nie doświadczył, a jednocześnie spudłował ich najwięcej?
Od kilku lat nowa generacja zawodników regularnie raczy nas szalonymi rzutami za trzy z niesamowitych pozycji. Coraz więcej zawodników stara się tym samym dodać trójkę do swojego ofensywnego arsenału. W kluczowych fragmentach każdej z kwart czas często nie pozwala jednak na odpowiednie rozegranie zaplanowanej akcji. W większości przypadków zawodnicy decydują się wówczas na desperacki rzut, choć szanse na jego powodzenie są zazwyczaj nikłe.
Doskonale przekonał się o tym JR Smith. Były zawodnik m.in. Denver Nuggets, New York Knicks czy Cleveland Cavaliers jest absolutnym rekordzistą pod względem spudłowanych prób z własnej połowy bez żadnego trafienia na koncie w sezonie zasadniczym (dane od sezonu 1996/97). Obrońca ma za sobą 72 tego typu próby, a żadna z nich nie odnalazła drogi do kosza. Drugie miejsce w tej klasyfikacji zajmuje nowy nabytek Denver Nuggets – Jeff Green (0/59), trzeci jest natomiast Flip Murray (0/53), były gracz m.in. Seattle SuperSonics czy Detroit Pistons.
Smithowi nie można odmówić jednak umiejętności pod względem rzutów z dystansu. W czasach swojej świetności 36-latek trafiał średnio nawet 2,6 trójki na mecz. Warto też podkreślić, że w meczu numer cztery pomiędzy Cleveland Cavaliers a Indianą Pacers w pierwszej rundzie play-offs w 2018 roku JR zakończył pierwszą „ćwiartkę” efektownym rzutem z własnej połowy. Powyższa, a zarazem niefortunna dla Smitha statystyka, jak już wspominaliśmy, tyczy się bowiem wyłącznie sezonu zasadniczego.
Jeśli weźmiemy zatem pod uwagę również play-offy, to JR Smith automatycznie ustąpi w rankingu Jeffowi Greenowi, który ma w tym przypadku 65 spudłowanych rzutów z własnego połowy. Na drugie miejsce wskakuje wówczas Flip Murray (0/56), a za jego plecami plasuje się Anthony Carter (0/53). Co ciekawe, czwarte miejsce w tej kategorii dzielą Reggie Jackson oraz Stephen Jackson (0/44)
Więcej szczęścia, a być może i umiejętności, do rzutów z własnej połowy ma na pewno Stephen Curry. Uważany za najlepszego strzelca w historii koszykówki zawodnik ma na swoim koncie całą gamę trafień z ponad 14,3 metra. Prawdopodobnie najsłynniejszym tego typu trafieniem ostatnich lat był jednak zwycięski rzut Jeremy’ego Lamba z sezonu 2018/19. Na 3,1 sekundy przed końcową syreną jego Charlotte Hornets przegrywali z Toronto Raptors 112:114. Dodatkowo Pascal Siakam zdołał jeszcze wytrącić piłkę z jego rąk. Lamb był jednak w stanie oddać szalony rzut z własnej połowy, którym zapewnił „Szerszeniom” niesamowite zwycięstwo. JR Smith zajmuje się obecnie uniwersyteckim golfem i nic nie wskazuje na to, by miał poprawić swoje statystyki.