Kiedy zawodnicy są pytani o to, przeciwko komu najtrudniej im bronić, często pada nazwisko Jamesa Hardena. Głównie przez to jak sprytnie potrafi wymuszać faule, czy rzucić celnie po step-backu. Wymieniani są również Kevin Durant, LeBron James czy Giannis Antetokounmpo. Jednak Patrick Beverley ma innego faworyta.
-Powiedziałbym, że Damian Lillard – przyznał Beverley w podcaście prowadzonym przez JJ-a Redicka. – Dame był głównym powodem, dla którego zacząłem intensywniej ćwiczyć na siłowni. Powiedziałem chłopakom z drużyny: „Muszę być szybszy, nie nadążam. Nie jestem wystarczająco szybki. Nie wiem czy muszę zrzucić parę kilo, czy wzmocnić mięśnie. Nie wiem czy muszę wymienić zespół, ale muszę być szybszy – dodał.
–Znajduje się w drużynie, gdzie wszystko jest podporządkowane jego osobie. Dla niego rzuty z okolic połowy boiska są dla mnie jak trójki z rogu czy layupy. Grając przeciwko takiemu zawodnikowi musisz przygotować się na coś zupełnie innego – stwierdził rozgrywający Los Angeles Clippers.
Co czyni z Lillarda tak trudnego do upilnowania zawodnika, to z pewnością łatwość, z jaką przychodzi mu zdobywanie punktów z różnych pozycji. Bardzo dobrze kozłuje piłkę, potrafi wykończyć rzut w okolicach obręczy, ale też trafia 40% rzutów zza łuku. Niektóre jego rzuty są z naprawdę dalekiej odległości.
To w głównej mierze zasługa Lillarda, że Blazers w dalszym ciągu liczą się w walce o play-offy. Do składu ekipy z Oregonu wróci również Jusuf Nurkić, co sprawia, że żaden zespół z pewnością nie będzie chciał zagrać z Blazers w pierwszej rundzie. Portland może się okazać czarny koniem rozgrywek.