Od początku poprzedniego sezonu Buddy Hield znalazł się w pierwszej piątce Sacramento Kings. To pozwoliło mu zaliczyć przełomowy sezon w karierze i zbudować swoją pozycję. W ostatnich meczach został jednak posadzony na ławkę rezerwowych, co wywołało lawinę plotek odnośnie jego przyszłości.
Historia Hielda z Sacramento nie jest usłana różami. Trafił do stolicy Kalifornii w ramach wymiany za DeMarcusa Cousinsa, mając być jedynie osłodą po stracie gwiazdora zespołu. Poprzedni sezon był bardzo obiecujący w wykonaniu zarówno jego, jak i całej drużyny. Potem jednak zaczęły się kłopoty. Zmieniony został trener, a sam Hield przed sezonem mocno dopominał się o nowy, wysoki kontrakt.
W październiku 2019 na kilka dni przed ostatecznym terminem podpisywania przedłużeń debiutanckich kontraktów Hield wypowiedział się na temat braku odpowiedniej oferty ze strony klubu:
„Jeśli nie będzie tego przedłużenia… wtedy ja i mój team poszukamy gdzie indziej… prawdopodobnie innego domu.”
Do porozumienia jednak doszło cztery dni później i Hield podpisał nowy, 4-letni kontrakt, warty ponad 94 miliony dolarów, który wchodzi w życie od sezonu 2020/21. Teraz jednak zarówno Kings, jak i Hield zawodzą. Drużyna jest praktycznie pozbawiona szansa na udział w play-off, a i sam zawodnik nieco spuścił z tonu. Co prawda jego średnia punktowa jest prawie taka sama jak w poprzednich rozgrywkach, ale rzuca o blisko 4% gorzej jeśli chodzi o skuteczność rzutów za 3 punkty.
Luke Walton szukając rozwiązania na bolączki swojego zespołu postanowił przesunąć do pierwszej piątki Bogdana Bogdanovicia kosztem właśnie Hielda. Póki co przynosi to niezły efekt, bo drużyna notuje od tego momentu bilans 6-4, ale powoduje frustracje u zawodnika posadzonego na ławkę.
Jak informują Shams Charania i Sam Amick z The Athletic, Hield i jego doradcy uważają, że skoro podpisał kontrakt, który daje się graczom pierwszej piątki, to powinien w niej grać. I jeśli ta sytuacja się nie zmieni, to może w lato zażądać wymiany z zespołu.
Nie jest to dobry okres dla Sacramento Kings, tym bardziej że pojawiły się informacje jakoby Vivek Ranadive był zawiedziony faktem, że w drafcie nie został wybrany Luka Doncic, a Marvin Bagley. I przed samym draftem miał o tym głośno mówić. Co prawda wybranie Luki wiązałoby się prawdopodobnie z odejściem De’Aarona Foxa, ale skoro pojawił się gorszy moment w grze drużyny, to pojawił się też idealny moment na tego typu kontrolowany przeciek.
To z resztą nie pierwszy raz kiedy wydaje się, że właściciel Kings wypuszcza kontrolowane przez siebie informacje do mediów, mające pokazać, że szuka kozła ofiarnego. Tak pracę stracił kiedyś Mike Malone, obecny trener Sacramento Kings oraz poprzednik Vlade Divaca na stanowisku generalnego managera. Czy ten scenariusz się teraz powtórzy?