Brooklyn Nets odnieśli właśnie szóstą porażkę z rzędu. Nie da się ukryć, że dla podopiecznych Steve’a Nasha to trudny i pełen zawirowań sezon. W związku z tym warto się zastanowić, czy kibice „Sieci” mają większe powody do niepokoju.
Po środowej porażce przeciwko Sacramento Kings James Harden powiedział:
„Nie ma powodów do obaw. Przytrafia się to nam, bo nie gramy w pełnym składzie. Staramy się po prostu wypracować najlepsze rozwiązanie, którzy gracze pasują, a którzy nie.”
Jest to dobra okazja by przyjrzeć się bliżej problemom Brooklyn Nets.
Przed rozpoczęciem rozgrywek wielu ekspertów wskazywało Nets jako głównych faworytów do tytułu. Trzon drużyny, czyli gwiazdorski tercet Kyrie Irving – Kevin Durant – James Harden został uzupełniony o kilku przydatnych zadaniowców w celu poprawienia rotacji. Na papierze skład drużyny z Nowego Jorku prezentował się okazale. Teoretycznie Durant i spółka mieli wszystko, by zdominować sezon zasadniczy, jednak rzeczywistość okazała się inna.
Do graczy drugiego planu nie można mieć większych pretensji. Zwłaszcza rozgrywający Patty Mills okazał się dużym wzmocnieniem, zapewniając regularnie kilkanaście punktów na mecz. Ponadto Australijczyk zalicza się do ligowej czołówki w liczbie trafionych rzutów za trzy (165 trójek w 50 meczach). Niezłe występy notują również debiutanci Kessler Edwards i Cam Thomas.
Problemem jest wspomniana wcześniej „wielka trójka” (a raczej jej brak). Kyrie Irving w związku z brakiem szczepienia przeciwko COVID-19 ominął znaczną część rozgrywek, a w tej chwili może grać jedynie w spotkaniach wyjazdowych. James Harden z kolei rozgrywa kiepski sezon, zwłaszcza patrząc na wcześniejsze dokonania tego koszykarza (22,5 punktu to czwarta najgorsza średnia w jego karierze)
Jedynie Durant gra na miarę oczekiwań, ale kandydat do nagrody MVP od jakiegoś czasu pauzuje z powodu kontuzji kolana. To właśnie w nieobecności KD należy upatrywać się zapaści Nets. Liczby mówią same za siebie. Z Durantem w składzie Brooklyn osiągnął bilans 24-12 a bez niego 5-10.
Patrząc na problem z szerszej perspektywy trzeba stwierdzić, że trudno o wygrywanie, gdy liderzy spędzają razem tak mało czasu na parkiecie. Od czasu pozyskania Hardena w styczniu 2021 roku „wielka trójka” w komplecie zagrała ledwie 16 razy. Jakby tego było mało, już na początku sezonu kontuzja wykluczyła z gry innego ważnego gracza. Joe Harris, bo o nim mowa, zdołał rozegrać tylko 14 spotkań, nim doznał poważnego urazu kostki, a jego nieobecność to kolejny problem trenera Nasha.
Harris jest jednym z najlepszych strzelców zza łuku w NBA, którego sama obecność na parkiecie ułatwia grę kolegom z zespołu. To koszykarz powodujący tzw. „gravity”, czyli rozciągający obronę rywali. Przeciwnik wie, że nie można odpuścić krycia tego zawodnika, bo grozi to celnym rzutem za trzy. Tym samym lubujący się w akcjach izolacyjnych Harden czy Irving mieliby więcej przestrzeni do gry. Niestety, na ten moment nie wiadomo, kiedy Joe wróci do grania.
Wiele zależy od powrotu do zdrowia kluczowych zawodników. Jeśli w fazie playoff będziemy oglądać Brooklyn Nets ze zdrowym Kevinem Durantem w składzie, to zdarzyć może się wszystko (co dobitnie udowodniły półfinały konferencji wschodniej 2021). W innym przypadku fanów nowojorskiej ekipy czeka kolejne rozczarowanie.
Brooklyn Nets z bilansem 29-22 zajmują szóste miejsce w Konferencji Wschodniej.