Była noc z 28 na 29 stycznia. Drużyna Houston Rockets odniosła właśnie 8 zwycięstwo w sezonie, po zaciętej końcówce pokonując Portland Trail Blazers. Po spotkaniu przyszedł czas na konferencję prasową. Konferencję prasową, na której John Wall „wbił szpilę” w Jamesa Hardena.
Mało subtelnie lecz trafnie – tak można opisać wypowiedź rozgrywającego ekipy z Houston. Wall wprost określił zachowanie Hardena jako szkodliwe dla kolegów z drużyny. Jego zdaniem, mimo że Brodacz był liderem zespołu zarówno na parkiecie, jak i poza nim, był również jego największą zmorą.
– Drużyna nie była w miejscu, w którym chciała się znaleźć. Byli wśród nas tacy, którzy nie chcieli tu być. Ciężko jest przez to grać i odnaleźć chemię w zespole. Kiedy już się pozbyliśmy tego problemu, a następnie przeprowadziliśmy transakcje, otrzymaliśmy drużynę, którą chcieliśmy i chłopaków, którzy chcą tu być – powiedział Wall.
– Kiedy już wszyscy zaangażujemy się w to, co chcemy zrobić, będziemy dobrą drużyną. Każdy z nas ma coś do udowodnienia. Ludzie w nas wątpią, twierdzą że jesteśmy gorsi niż w rzeczywistości. Mówili, że nie mamy szans, gdy James odszedł – zakończył rozgrywający.
Rockets, bez Hardena w składzie są kompletnie inną drużyną. Grają zespołową, ciekawą dla oka koszykówkę, w której każdy zawodnik może poprowadzić kolegów do zwycięstwa. Jednakże największa różnica widoczna jest po bronionej stronie parkietu. Od czasu transferu rzucającego obrońcy Houston traci najmniej punktów w całej NBA. Skuteczność defensywna ekipy Stephena Silasa ma swoje odzwierciedlenie również w tzw. net ratingu (zdobyte punkty minus stracone punkty).