Los Angeles Lakers mierzą się z bardzo konkretnym wyzwaniem. Zespół w ostatnich meczach grał bez dwóch z trójki najlepszych strzelców. Oprócz Anthony’ego Davisa, poza grą był również Dennis Schroder. To spowodwało, że LeBron James zaczął funkcjonować w nieco inny sposób.
Rzeczywistość w ostatnim czasie nie jest dla Los Angeles Lakers tak kolorowa, jak do niedawna. Problemy zdrowotne Anthony’ego Davisa i niepewność związana ze zdrowiem Dennis Schrodera spowodowały, że trener Frank Vogel musiał sięgnąć po pomoc z ławki rezerwowych. Tam jednak za wiele nie znalazł, dlatego spojrzał wymownie w kierunku LeBrona Jamesa. Ten jeszcze czuje w nogach ostatnie finały, ale obecna sytuacja wymaga od niego kolejnych poświęceń.
Zespół przegrał trzy z czterech ostatnich meczów i dał się wyprzedzić w tabeli przez LA Clippers, ale to dla Lakers i Jamesa nie ma w tym momencie żadnego znaczenia. – Wszyscy w drużynie odgrywają swoje role i robią teraz jeszcze więcej – mówił LBJ na ostatniej konferencji prasowej. – Dla mnie to kolejne wyzwanie, znów muszę się dostosować do potrzeb. W ostatnim czasie nie mierzyliśmy się z problemem braku AD, dlatego ja muszę być bardziej efektywny, żebyśmy wygrywali. Wszystko u nas polega na wygrywaniu, więc muszę się na tym skupić – dodał.
Przerwa Davis potrwa jeszcze kilka tygodni. Zawodnik zgłaszał problemy ze ścięgnem Achillesa, ale oficjalny powód jego absencji to uraz łydki, który wymaga stuprocentowego wyleczenia, by uniknąć odnowienia. To oznacza, że Lakers nie będą powrotu AD przyspieszali. Kluczowe będzie rzecz jasna wykorzystanie pełni jego potencjału już w play-offach. Natomiast Schroder znalazł się w protokole COVID-19 i może opuścić kilka następnych meczów.
Będzie to niewątpliwie sprawdzian dla ławki rezerwowych, która musi udowodnić, że jest odpowiednim zabezpieczeniem dla liderów. W innym wypadku w LA może dojść do konkretnych zmian kadrowych przed 25 marca. Rzekomo na celowniku zespołu są m.in. DeMarcus Cousins oraz P.J. Tucker z Houston Rockets. W przypadku obu graczy wiele mówiło się o możliwości ich wytransferowania, a Rob Pelinka, GM Lakers, udowodnił już, że nie boi się pociągnąć za spust.