Kevin Garnett uważany jest za jednego z najlepszych zawodników w historii NBA – nie tylko ze pod względem umiejętności, ale także pod względem używania tzw. trash-talku – czyli gadki, która miała wyprowadzić przeciwnika z równowagi, sprawić, że będzie myślał o czymś innym niż mecz. Jednak wydaje się, że nigdy nie był tak małostkowy jak Michael Jordan.
Garnett i Jordan to mistrzowie w tym fachu. Jeśli chodzi o głośność i złośliwość, to prawdopodobnie w tych elementach wygrywa Garnett. Kiedy jednak weźmiemy pod uwagę sprowadzenie kogoś do parteru, wyciągnięcie jakichś małych rzeczy, to tutaj Jordan może mieć przewagę. To przywiązanie MJ-a do rzeczy mniej istotnych uwidocznił Garnett w rozmowie z Jimmym Kimmelem.
Jednak jeszcze zanim KG zaczął opowiadać o tym, jak po zakończeniu kariery trash-talkuje Jordan, wspomniał o pewnym meczu przeciwko Chicago Bulls, w którym jego kolega z zespołu, Isaiah Rider, zaczął seryjnie zdobywać punkty. Pierwszoroczniak Garnett poczuł się na tyle pewnie, że zaczął gadać różne dziwne rzeczy, czym rozwścieczył MJ-a, a ten w czwartej kwarcie wyrwał mecz z rąk Minnesota Timberwolves.
Jordan ma bardzo dobry bilans w bezpośrednich starciach z Garnettem – w jednym z meczów rzucił 17 punktów w czwartej kwarcie, w innym miał na swoim koncie już 40 punktów po trzech kwartach. – Za każdym razem, gdy widzę Jordana wygląda to tak samo. Łapie mnie za głowę i pyta: „Pamiętasz to spotkanie, kiedy rzuciłem wam 40 punktów w trzy kwarty?”. Następnie mówi do któregoś ze swoich pomocników, żeby włączył powtórki z tego meczu. A ten gość po prostu włącza tablet i pokazuje – powiedział KG.
Wyobrażacie sobie Jordana chodzącego z jakimś gościem, który ma przygotowane powtórki na każdą okazję i po prostu włącza je, gdy zajdzie taka potrzeba?
Obserwuj autora
Obserwuj PROBASKET