Minęły dwa miesiące od tragicznej śmierci legendy Los Angeles Lakers. Świat obecnie zmaga się z innymi problemami, ale nie zapomnieliśmy o tym, że społeczność w LA nadal przeżywa trudne chwile po stracie swojej legendy. Teraz Kobego wspomina Kyrie Irving, który był z nim niezwykle zżyty.
Kyrie Irving nawiązał ostatnio do jednego momentu, gdy stał z piłką na wprost kosza w meczu Cleveland Cavaliers z Los Angeles Lakers. Jego bezpośrednim obrońcą był Kobe Bryant, więc Irvingowi zależało na tym, by zaangażować go w pojedynek jeden na jeden. Kyrie zrobił co mógł, by wymanewrować Bryanta, ale gdy już przygotowywał się do rzutu, KB bezlitośnie go zablokował. – Po prostu uderzył piłkę, rozumiesz? Uderzył ją – mówił Irving. To jednak nie był koniec koszmaru Irvinga.
Lakers rozpoczęli kontrę, piłka trafiła w ręce Bryanta, który był najbardziej wysunięty do przodu. Przed sobą miał… Irvinga. Zawodnik Lakers zrobił krok w kierunku kosza i złapał Kyriego na faul, 2+1. Kyrie na własnej skórze przekonał się czym ryzykujesz, gdy chcesz stoczyć pojedynek z jednym z najlepszych zawodników w historii ligi. Panowie przez lata utrzymywali kontakt. Irving traktował Bryanta jak starszego brata, bardzo często prosząc go o rady.
– Zrewanżuję mu się za to. Zagram z nim jeden na jeden w niebie, tam go dopadnę – przyznaje. – Kobe był esencją gracza, w którego nie mógłbyś uwierzyć przez jego swobodę, zawziętość i dbałość o podstawy. […] Mój tata oglądając jego grę często zatrzymywał mecz i przyglądał się jego pracy stóp. Ja sam często siedziałem we własnym pokoju i oglądałem wszystkie jego highlighty, jakie tylko mogłem – wspomina gwiazda Brooklyn Nets.
Kobe zostawił za sobą ogromną spuściznę. Swoją grą, swoim podejściem i swoją filozofią wychował kolejne pokolenia zawodników, które nie mogły oglądać w akcji Michaela Jordana. Najlepiej powiedział o tym Jayson Tatum, który przyznał, że to właśnie Kobe był MJ-em jego generacji. To on sprawiał, że dzieciaki chciały wychodzić na dwór i w każdej kolejnej gierce naśladować to, co poprzedniej nocy na ligowym parkiecie zrobiła legenda z Los Angeles.
NBA: Gdyby nie kontuzja, nie byłoby “tego” Scottiego Pippena?
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET