Blake Griffin opuścił dwa pierwsze mecze play-offów Detroit Pistons z powodu poważnego urazu kolana. Jego koledzy mieli przeciwko Milwaukee Bucks ogromne problemy i bez lidera na parkiecie błądzili jak dzieci we mgle. Griffin wrócił mimo dyskomfortu i widocznego fizycznego ograniczenia.
Ostatecznie lider Detroit Pistons nie zrobił różnicy, na jaką liczył. W meczu nr 3 Griffin zanotował na swoje konto 27 punktów (10/24 FG, 2/7 3PT), 7 zbiórek i 6 asyst. Forsował grę i choć zdawał sobie sprawę, że jest pozbawiony rytmu, nie odpuszczał. Na tamtym etapie Tłoki nie miały już nic do stracenia, a Griffin był ich najlepszą szansą. Milwaukee Bucks wygrali w cuglach.
Griffin choć bardzo chciał i był gotów poświęcić swoje zdrowie, nie mógł samodzielnie odmienić losów tej serii. Potwierdzeniem był mecz numer cztery z ostatniej nocy. Już w pierwszej połowie po jednym z lądowań na twarzy skrzydłowego pojawił się grymas sugerujący, że coś jest nie tak. Griffin z mocno owiniętym kolanem, zaciskał zęby i walczył dostarczając swojemu trenerowi solidną linijkę.
Po raz kolejny jednak zabrakło mu wsparcia kolegów. Przewaga talentu oraz organizacja gry Bucks zawiesiły Pistons poprzeczkę tak wysoko, że ekipa Dwane’a Caseya mimo kilku prób nie była w stanie przez nią przeskoczyć. Blake w ostatnim starciu zapisał na swoje konto 22 oczka (8/15 FG, 4/6 3PT), 5 zbiórek i 6 asyst. Należą mu się bez wątpienia wielkie brawa za poświęcenie i samozaparcie.
Jednak patrząc na Pistons i rolę Griffina z perspektywy kolejnego sezonu – w drużynie musiałoby zajść wiele zmian, by otoczyć Blake zespołem gwarantującym mu więcej jakości. Bardzo słabo w serii z Bucks prezentował się Andre Drummond, co zresztą zostało odzwierciedlone w buczeniu kibiców Pistons na środkowego podczas meczu nr 3. Poniżej oczekiwań zagrał także Reggie Jackson. To może być kluczowe lato dla wspólnej przyszłości Pistons i Griffina.
NBA: polskie “święto” śmigus-dyngus w stacji TNT. Shaq zlał Barkleya!
Follow @mkajzerek
Follow @PROBASKET