W momencie, w którym łapał piłkę, cała obrona Los Angeles Clippers drżała. To był popisowy występ Stephena Curry’ego, który zakończył się dla jego drużyny drugim zwycięstwem w dopiero co rozpoczętym sezonie. Szczególnie zapadnie nam w pamięć forma lidera GSW z pierwszej kwarty.
W pierwszym meczu sezonu, przeciwko Los Angeles Lakers, Stephen Curry zanotował triple-double 21 oczek, 10 zbiórek i 10 asyst. Trafił jednak tylko 5/21 z gry i 2/8 z dystansu. Po meczu był na siebie wyraźnie wkurzony. Już to mogło zwiastować, że w kolejnym starciu lider Golden State Warriors spróbuje się odkuć. Ofiarą okazali się Los Angeles Clippers, którzy przyjechali do San Francisco, by rozegrać swój pierwszy mecz sezonu.
Po zaledwie 10 minutach meczu Steph przebił osiągnięcie z meczu przeciwko Lakers. Pierwszą kwartę spotkania przeciwko Clippers skończył z dorobkiem 25 punktów trafiając 9/9 z gry, 5/5 z dystansu i 2/2 z linii rzutów wolnych. Po raz 35. w karierze Steph w jednej kwarcie zdobył minimum 20 punktów. Zabrakło mu 3 oczek, by przebić swój rekord. Warriors prowadzili po pierwszej odsłonie 44:27, ale run LAC z drugiej kwarty pozwolił im wrócić do gry.
Ostatecznie spotkanie toczyło się na ostrzu noża. Steph w ostatnie dwie minuty zanotował 8 punktów i trafił trójkę, która dała Warriors prowadzenie, którego już nie oddali. Mecz skończył z dorobkiem 45 punktów (16/25 FG, 8/13 3PT) i 10 zbiórek. Oglądanie go w takiej formie jest przywilejem. Mimo 33 lat na karku, nadal jest w stanie dominować tak, jak robił to w mistrzowskich sezonach Warriors. Bardzo zależy mu na tym, by GSW wrócili do walki z czołówką.