Pierwsza runda tegorocznej fazy play-off powoli dobiega końca. W związku z tym poznaliśmy już pary, które zmierzą się w półfinałach konferencji na Wschodzie. W jednej z nich Cleveland Cavaliers zmierzą się z Indiana Pacers. Seria, mimo oczywistego faworyta, zapowiada się co najmniej interesująco, a my zapraszamy na zapowiedź tego pojedynku.



Na czym polega siła Cleveland Cavaliers?

To podstawowe pytanie, jakie należy sobie zadać przed tą serią. Cleveland Cavaliers rozegrali świetny sezon zasadniczy, kończąc go z bilansem 64-18, zajmując tym samym pierwszą lokatę Wschodu. Przed sezonem w ekipie z Ohio zaszły poważne zmiany: na stanowisku trenera znalazł się Kenny Atkinson, który odegrał ogromną rolę w sukcesie Cavs. Wraz z asystentami poukładał ofensywę swojego zespołu, co pozwoliło odblokować potencjał całej drużyny, a w szczególności Evana Mobleya, który pierwszy raz w karierze wystąpił w Meczu Gwiazd.

W trakcie sezonu zasadniczego Cavaliers dali się poznać jako najlepsza ofensywa NBA. Duet Dariusa Garlanda i Donovana Mitchella idealnie współpracował ze wspominanym Mobleyem i Jarrettem Allenem. Ich gra opiera się na akcjach pick and roll, które otwierają mnóstwo pozycji rzutowych, nie tylko pod obręczą, ale także na obwodzie. Kwintesencją tej ofensywy jest szybkie podejmowanie decyzji i dzielenie się piłką. Można by rzec, że zawodnicy Cavs nie oddają rzutów z dobrych pozycji, by podać do jeszcze lepiej ustawionego kolegi. Efektem tego był historycznie dobry atak: zespół z Cleveland zdobywał średnio 121 punktów na 100 posiadań, jest to drugi najlepszy wynik w historii. Warto zadać sobie jednak pytanie: jak to się ma do tegorocznych play-offów?

W pierwszej rundzie fazy posezonowej Cavs zmierzyli się z Miami Heat. Powiedzieć, że Cavaliers wygrali serię 4-0 to jakby nic nie powiedzieć: oni kompletnie zmiażdżyli rywali. Łącznie rzucili 122 punkty więcej od przeciwników, co jest największą różnicą w historii ligi. Mimo tego, że ekipa z Florydy była w sezonie zasadniczym jedną z lepszych defensyw NBA, Cavs rzucali średnio 136 punktów na 100 posiadań, rzucając ponad 33 “oczka” więcej na mecz niż Heat. Byli też diabelnie efektywni: trafiali rzuty trzypunktowe na skuteczności 44%, a rzuty wolne ponad 86%, co dało True Shooting na poziomie 66,5%. 
Statystyk tego typu, można przytaczać więcej, ale przekaz jest jasny: Cavaliers weszli w tegoroczne play-offy rozpędzeni jak bolid Formuły 1, pytanie jednak, czy utrzymają tempo na zakręcie, jakim jest starcie z Indiana Pacers?

Indiana Pacers uboższą wersją Cavaliers?

Przyglądając się drużynie z Indianapolis, można odnieść wrażenie, że jest ona odrobinę zmodyfikowaną wersją ekipy Cavs. Pacers również opierają swoją grę na szybkim ataku, a jeśli jest taka potrzeba, to kreują ofensywę w oparciu o pick and roll. Nie można odmówić im skuteczności: zakończyli sezon na czwartym miejscu w Konferencji Wschodniej z bilansem 50-32. Ich atak znalazł się w czołówce ligi (115,4 punktów na 100 posiadań), a w skuteczności uplasowali się na trzeciej pozycji (48,8%). W zasadniczej części rozgrywek byli też w ścisłej czołówce punktów rzucanych w kontrze.

Jak dobrze wiadomo, mechanizm ofensywny Pacers napędza Tyrese Haliburton, którego dobra dyspozycja jest kluczowa dla sukcesów drużyny. Najbardziej widoczne było to w pierwszych miesiącach roku, gdy rozgrywający zespołu z Indiany odzyskał formę, a jego drużyna zaliczyła bardzo udany okres, na którego fali zakończyła sezon w czołówce Wschodu. Pisaliśmy o tym TUTAJ.

W pierwszej rundzie play-offów tak samo, jak przed rokiem, Pacers podjęli Milwaukee Bucks z Giannisem Antetokounmpo. Wydawało się, że drużyna z Indianapolis będzie miała pewne problemy z rywalami, jednak ostatecznie rozprawiła się z Kozłami, wygrywając 4-1. Oczywiście, Bucks nie byli w pełni sił, ze względu na kłopoty zdrowotne Damian Lillarda, ale tak gładko wygrana seria uwidoczniła umiejętności i potencjał Pacers. Średnio notowali 118 punktów na 100 posiadań, co było drugim najlepszym wynikiem, zaraz po Cavaliers. Zaprezentowali się też jako najlepiej podający zespół pierwszej rundy, rozdając 30 asyst na mecz, tracili przy tym niewiele ponad 10 piłek, co jest trzecim wynikiem play-offów, ustępując jedynie Cavs i Oklahoma City Thunder. Jednak tym, co najbardziej zaskoczyło i zaimponowało w serii przeciwko Bucks była defensywa Pacers. Co prawda Giannis nadal dominował, lecz ekipa z Indianapolis skutecznie zneutralizowała pozostałych graczy Kozłów, dzięki czemu odniosła przekonujące zwycięstwo w serii. Taki przebieg pierwszej rundy korzystnie wpłynął na szanse zespołu z Indiany i starcie z Cavaliers przestało być postrzegane jako z góry przesądzone.

Czego można się spodziewać po tej serii?

Z pewnością można oczekiwać ofensywnej, przyjemnej dla oka gry. Obydwie drużyny są w czołówce NBA pod względem stwarzania sobie dogodnych sytuacji rzutowych i egzekwowania ich, zatem miłośnicy szybkiego i nastawionego na atak basketu powinni zaznaczyć sobie w kalendarzu daty meczów tej serii.

W związku ze stylem gry obydwu zespołów, paradoksalnie, kluczowa może okazać się ich postawa po bronionej stronie parkietu. Zdolność do spowolnienia ofensywy rywali będzie niezwykle cenna i może przesądzić o losach pojedynku. Właśnie z tego powodu często podkreśla się, że koszykówka w play-offach opiera się na match-upach, czyli odpowiednim dopasowaniu krycia. 

Spodziewać się można zażartej rywalizacji Mylesa Turnera i Pascala Siakama z Jarrettem Allenem i Evanem Mobleyem. Kluczowa w tym aspekcie będzie nie tylko walka w strefie podkoszowej, ale przede wszystkim znalezienie recepty na akcje pick and roll rywali. Eksperci wskazują na szczególne znaczenie rywalizacji Mobleya, który niedawno otrzymał statuetkę dla najlepszego defensora NBA, z Siakamem, który może skutecznie napsuć krwi Cavs, dzięki zdolności do gry na piłce i niezłemu rzutowi. Niektórzy analitycy wskazują też na fenomen Allena jako niezwykle skutecznego środkowego z ponadprzeciętnymi zdolnościami rozegrania i właśnie ten drugi aspekt ma być tak istotny.

Pacers będą musieli stawić też czoło duetowi Donovana Mitchella i Dariusa Garlanda. Dyspozycja tego drugiego stoi pod znakiem zapytania, ze względu na uraz. Jego nieobecność bez wątpienia ułatwiłoby drużynie z Indiany zadanie. Przypuszczalnie do mierzenia się z tą dwójką gwiazdorów Cavs oddelegowany zostanie Andrew Nembhard, który świetnie zaprezentował się w pierwszej rundzie, oraz Aaron Neismith, na którego również spadły obowiązki defensywne w serii przeciwko Bucks. Wątpię jednak, by te wysiłki indywidualnych obrońców zatrzymały najlepszy w lidze mechanizm ofensywny. Należy się zatem zastanowić, co musi się wydarzyć, by Pacers pokonali Cavaliers, albo chociaż nawiązali walkę.

Jaka jest nadzieja dla Pacers?

Po pierwsze drużyna z Indiany musi się wspiąć na wyżyny swoich możliwości. Najlepszy aspekt ich gry, czyli atak, musi funkcjonować bez zarzutu. Ogromna odpowiedzialność spoczywa na drugoplanowych zawodnikach, którzy muszą maksymalnie wykorzystać swoje okazje, np. przy okazji rzutów trzypunktowych. Ten element gry, będzie w tej serii niezwykle istotny, ponieważ dla obu drużyn stanowi bardzo ważną część arsenału ofensywnego, stąd śmiało, można stwierdzić, że jeśli gracze Cavs zaliczą gorszą noc rzutową, wówczas szanse Pacers poszybują w górę. Naturalnie, ta reguła ma zastosowanie również w drugą stronę. 

Ogromne znaczenie będzie miała także dyspozycja gwiazd obu drużyn, szczególnie w przypadku Haliburtona i Siakama którzy, żeby umożliwić swojej drużynie walkę z Cavaliers muszą wrzucić wyższy bieg. W ekipie z Ohio swego rodzaju test przejdzie Evan Mobley, na którym będzie ciążyła spora presja w obronie, jak i w ataku. W mojej ocenie jednak największym komfortem Cavs jest posiadanie w składzie Donovana Mitchella, który bezapelacyjnie jest największą gwiazdą tej serii. Jest on gwiazdą z najwyższej półki, co znaczy, że jeśli machina ofensywa Cavaliers się zatnie, przykładowo na skutek nietrafionych trójek, wówczas on jest w stanie przejąć kontrolę nad meczem i pociągnąć swój zespół. Nie raz udowadniał, że takie wyczyny są w jego zasięgu.

Trzecim elementem ważnym dla przebiegu tej serii i dającym nadzieję Pacers jest ławka rezerwowych. To jeden z największych atutów drużyny z Cleveland, co widać było w pierwszej rundzie, gdy Ty Jerome zdominował pierwszy mecz przeciwko Heat. Bardzo cenny w nadchodzącej serii może okazać się też De’Andre Hunter. Ekipa z Indiany ma jednak równie długą i zaprawioną w bojach ławkę, z T.J. Mcconellem na czele, który w ubiegłym roku był prawdziwą gwiazdą w play-offach. Dobre minuty może zagrać też Obi Toppin czy Bennedict Mathurin, a to zawsze dodatkowi zawodnicy na placu boju.

Mimo wszystko trudno mi sobie wyobrazić, żeby tak świetni w ostatnim czasie Cavaliers przegrali cztery mecze przeciwko dużo niżej notowanym rywalom. Moje wątpliwości podzielają również bukmacherzy, którzy jednoznacznie skłaniają się ku zwycięstwu zespołu z Ohio. Jeśli jednak ktoś chce zobaczyć, w jaki sposób Pacers mogą ograć Cavs i samemu wyciągnąć wnioski, to gorąco zachęcam do prześledzenia spotkania ze stycznia tego roku, w którym ekipa z Cleveland została spektakularnie rozgromiona.

Czy wiesz, że PROBASKET ma swój kanał na WhatsAppie? Kliknij tutaj i dołącz do obserwowania go, by nie przegapić najnowszych informacji ze świata NBA! A może wolisz korzystać z Google News? Znajdziesz nas też tam, zapraszamy!









 



Wspieraj PROBASKET

  • Robiąc zakupy wybierz oficjalny sklep adidas.pl
  • Albo sprawdź ofertę oficjalnego sklep Nike
  • Zarejestruj się i znajdź świetne promocje w sklepie Lounge by Zalando
  • Planujesz zakup NBA League Pass? Wybierz nasz link
  • Zobacz czy oficjalny sklep New Balance nie będzie miał dla Ciebie dobrej oferty
  • Jadąc na wakacje sprawdź ofertę polskich linii lotniczych LOT
  • Lub znajdź hotel za połowę ceny dzięki wyszukiwarce Triverna



  • Subscribe
    Powiadom o
    guest
    1 Komentarz
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments