Kiedy Green podpisywał kontrakt z Cleveland Cavaliers, wydawało się, że historia zatoczy koło. Zawodnik wracający po latach do zespołu, który wybrał go w drafcie, to na papierze świetna historia. W tym przypadku było całkiem odmiennie, a Danny bardzo rzadko przebywał na parkiecie.
W drafcie w roku 2009 do ligi dołączył Danny Green. Cleveland Cavaliers wybrali go z 46. numerem, lecz dobrze wiemy, że długo tam nie pograł. Już rok później trafił do San Antonio Spurs, gdzie spędził 8 sezonów, a to miejsce wydawało się dla niego idealne. Można stwierdzić, że Danny był dla wielu drużyn pewnego rodzaju talizmanem. Trzykrotnie został mistrzem NBA w kolejno trzech zespołach: San Antonio Spurs, Toronto Raptors oraz Los Angeles Lakers. Szczególnie na uznanie zasługuje fakt, że zdobył dwa tytuły z rzędu, w dwóch osobnych klubach. Jednak zdecydowanie jego losy po mistrzostwie z Lakers nie potoczyły się po jego myśli.
Tuż po zakończonej kampanii w 2020 roku przeniósł się do Philadelphii 76ers. Zagrał tam dwa pełne sezony, rozgrywając w obu kolejno 69 i 62 spotkania. Jego średnie statystyki w 76ers prezentowały się następująco – 7.8 punktów, 1.4 asysty oraz 3.2 zbiórki na spotkanie. Niestety potem już nie było tak dobrze. Po wymianie pół sezonu spędził w Memphis Griezzlies, lecz tam rozegrał zaledwie 3 spotkania z powodu kontuzji. Podpisując kontrakt z Cleveland Cavaliers, wydawało się, że to może być wielki powrót. Sam zawodnik przyznawał w wywiadach, że to wiele dla niego znaczy. Miał możliwość ponownie zagrać w drużynie, która wybrała go w drafcie 12 lat temu. Niestety nie wpasował się w zespół Bickerstaffa, przez co wystąpił w sezonie zasadniczym zaledwie 8 razy.
– Sama obecność w takiej sytuacji jest naprawdę trudna. W dodatku czułem dziwną atmosferę, nie wiedząc, co się dzieje i jaka będzie moja rola w drużynie. Gdy w końcu liczyłem na regularną grę, to niestety złapałem COVID-19. Jednak to nie był powód braku mojej gry. Decyzje, które zostały podjęte nie przeze mnie spowodowały, że nie byłem w stanie pokazać, że wróciłem do zdrowia. Grałem dopiero pod koniec sezonu, potem nadeszły play-offy. Trener chciał się trzymać swoich chłopaków, a to stawiało mnie w dziwnej pozycji, ponieważ ludzie nie do końca wiedzieli, dlaczego nie gram, myśląc, że nadal nie wróciłem do zdrowia – powiedział Green.
W takim przypadku pojawia się pytanie, dlaczego Cavs zdecydowali się podpisać tego doświadczonego zawodnika. Jeśli to nie kontuzja była przyczyną braku gry Greena, to po czasie można stwierdzić, iż ten powrót nie miał zbyt wielkiego sensu. Teraz 36-late szykuje się do gry, lecz jeszcze nie jest pewny, w jakich barwach rozpocznie następny sezon. – Może niektórzy myślą, że skończyłem już grać. Nie skończyłem i chcę grać tak długo, jak będzie to możliwe – stwierdził jednak ostatnio.