Po trzech meczach przerwy, Kevin Durant ponownie wyszedł z ławki i znacząco przyczynił się do zwycięstwa swojego zespołu nad Phoenix Suns. Dla Brooklyn Nets był to bardzo ważny sprawdzian na kilka tygodni przed rozpoczęciem najważniejsze fazy sezonu.
Tym razem Kevina Duranta ograniczyła kontuzja uda. Nie była ona poważna, ale sztab medyczny Brooklyn Nets nie chciał podejmować niepotrzebnego ryzyka. W starciu z Phoenix Suns Durant wyszedł z ławki rezerwowych, meldując się na placu gry cztery minuty po rozpoczęciu drugiej kwarty. Koniec końców spędził na parkiecie 28 minut i w tym czasie zanotował 33 punkty, 6 zbiórek, 4 asysty, 2 przechwyty oraz blok trafiając 12/21 z gry i 2/3 z dystansu.
– To jak jazda na rowerze – mówił po wszystkim KD. – Musiałem po prostu złapać rytm, a koledzy przez cały mecz znajdowali dla mnie dobre pozycje. Chciałem już wrócić do gry, by czerpać korzyści z pracy, jaką wykonałem. To był dobry start, z biegiem minut byłem w swoich działaniach coraz bardziej kreatywny. Mam nadzieję, że ten mecz będzie początkiem czegoś dużego – podkreślił Durant, który na początku rozgrywek grał jak MVP, ale kontuzje nie dawały mu spokoju.
Nets mimo wszystko będą spoglądać na jednego ze swoich liderów czujnym okiem. Trener Steve Nash przy okazji powrotu KD po raz kolejny podjął ryzyko i poprosił zawodnika, by ten wyszedł z ławki rezerwowych. Gdy podobną strategię Nash zastosował poprzednio, nie do końca się to Kevinowi spodobało. Jak było tym razem? – Zaadaptowałem się do sytuacji. Wiedziałem, że będzie to dla mnie wyzwanie, by odpowiednio się skoncentrować wychodząc z ławki, ale byłem na nie gotowy. Gdybym pudłował rzuty, to pewnie byłbym wściekły, że zaczynałem z ławki. Na szczęście trafiłem kilka prób i zaprezentowałem się solidnie – przyznaje KD.
Zatem ryzyko podjęte przez Nasha się opłaciło. Nie da się ukryć, że szkoleniowiec Nets w swoim pierwszym sezonie na stanowisku radzi sobie naprawdę dobrze, pomimo wszelkich trudności, jakie zespół spotykają. Zarządzanie ego swoich gwiazd może okazać się kluczowe, zwłaszcza w play-offach, gdy każdy z trójki Durant – Irving – Harden będzie chciał oddać ten ostatni rzut. Na ten moment jednak KD i Irving muszą przede wszystkim łapać wspólne minuty. Tego Nets brakowało.