Jedną z najważniejszych obecnie historii w NBA jest niewątpliwie przyszłość Kyrie Irvinga. Na ten moment nie wiadomo, czy rozgrywający zostanie na Brookylnie, czy może wejdzie na rynek wolnych agentów i przeniesie się np. do Los Angeles Lakers. Gdyby tak się rzeczywiście stało, to ekipa z Miasta Aniołów z miejsca stałaby się jednym z faworytów do tytułu. Nie do końca zgadza się z tym jednak Draymond Green.
Jeszcze tylko do środy ma czas Kyrie Irving, by zastanowić się, czy wykorzystać opcję zawodnika w swojej umowie i przedłużyć ją o jeszcze jeden sezon. Rozgrywający może też wejść na rynek wolnych agentów i albo negocjować nową umowę z Brooklyn Nets, albo poszukać sobie innego miejsca do gry – samemu lub z pomocą nowojorskiego klubu (w ramach transakcji sign-and-trade). 30-latek przygotował już sobie nawet listę klubów, w których chciałby wylądować, jeśli negocjacje z Nets zakończyłyby się fiaskiem. Na liście znalazło się też miejsce dla m.in. Los Angeles Lakers.
Według medialnych doniesień to właśnie Lakers mają być najbardziej zainteresowani pozyskaniem Irvinga, a on sam najprawdopodobniej nie ma nic przeciwko temu, by znów połączyć siły z LeBronem Jamesem, z którym w 2016 roku przeżywał przecież największy w karierze sukces, a więc mistrzostwo NBA. Taki obrót spraw byłby dla LAL wielką szansą na powrót do walki o tytuł, jeśli ekipa z Miasta Aniołów odpowiednio obudowałaby trójkę LeBron-Davis-Irving. Jest jednak ktoś, kto uważa, że Lakers nawet z Irvingiem i tak nie pokonaliby obecnych mistrzów:
Ten ktoś, to oczywiście Draymond Green, który jak zwykle pewny swego twierdzi, że choć Lakers pewnie wróciliby do grona kandydatów do mistrzostwa, to drużyny Golden State Warriors nie daliby rady przeskoczyć. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jeden z liderów GSW wciąż czuje ogromną pewność siebie po niedawno zakończonych finałach, choć akurat Green nigdy nie gryzł się w język i zawsze stawiał na zwycięstwa swoje oraz swojej drużyny. Lakers z Irvingiem, LeBronem oraz zdrowym Anthonym Davisem mieliby jednak sporą szansę, aby rzucić wyzwanie mistrzom. Już niedługo okaże się, czy teorię tę będziemy mieli okazję sprawdzić w praktyce.