Za sprawą porażki z Phoenix Suns oraz wygranej San Antonio Spurs tej nocy Los Angeles Lakers pożegnali się z marzeniami o awansie do tegorocznego turnieju play-in. Powoli przychodzi więc czas rozliczenia i znalezienia winnych klęski.
Ten sezon od początku do końca nie wyglądał dla Lakers w sposób, jaki by tego oczekiwali. Zespół grał nierówno, nie rozumiał się na boisku i nie współpracował ze sobą w sposób, w jaki powinien. Mimo licznych prób Frankowi Vogelowi nie udało się pogodzić ego oraz autorytetów swoich gwiazdorów, czego efektem jest rezultat postrzegany przez kibiców, jako jeden z najbardziej rozczarowujących w historii organizacji.
Pora myśleć więc o najbliższej przyszłości. Od początku rozgrywek główne piętno winnego porażek Lakers spadło na Russella Westbrooka, którego wiele osób nie chciałoby oglądać już w purpurowo-złotej koszulce.
–Taki jest plan, ale nic nie jest obiecane – odpowiedział Russ na pytanie na temat swojego pozostania w drużynie. – Tak, jak mówiłem przez cały sezon: musisz grać kartami, które ci rozdano. Chcemy zobaczyć, jak to wygląda i co to oznacza w trakcie 82-meczowego sezonu. Ale nie jesteśmy pewni, czy będzie nam to zagwarantowane. Mam tylko nadzieję, że dostaniemy szansę, aby coś zmienić – dodał.
Niema wątpliwości, że koszykarski pech, który zesłał na Lakers plagę kontuzji, przyczynił się w dużym stopniu do ich końcowego rezultatu. Jednak nie byli jedynym zespołem z podobnymi problemami. Tercet LeBron–Davis–Westbrook rozegrał w tym sezonie wspólnie jedynie 21 meczów, w których notował bilans 11-10. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby Jeziorowcy pozostali z niezmienionym trzonem składu również na przyszłe rozgrywki.